Rozdział 16

114 29 9
                                    


Sophie

W uszach mi piszczało, a ból rozsadzał czaszkę. Jęcząc uchyliłam powieki. Co się do cholery stało? Zamrugałam próbując pozbyć się mgły sprzed oczu.

Lodowata woda chlusnęła oblewając moje ciało.

Krzyknęłam.

– Nasz aniołek się obudził – okropny głos z ciężkim akcentem rozbrzmiał gdzieś nieopodal.

Dysząc i z trudem łapiąc powietrze, uniosłam głowę rozglądając się po pomieszczeniu tonącym w półmroku. Z cienia wyłoniła się postać wysokiego, postawnego mężczyzny. Czarne jak smoła, lekko przydługie włosy zaczesał do tyłu, a gdy nachylił się nad moją twarzą, przypomniało mi się, gdzie widziałam te zimne oczy. To on wyniósł mnie z samochodu. Teraz z bliska przekonałam się, że nie są czarne jak mi się wydawało. Przypominały raczej wzburzone morze podczas burzy. Prawe oko przecinała poszarpana długa blizna. Przełknęłam ślinę.

Spróbowałam poruszyć się na niewygodnym krześle, ale moje ciało zostało do niego przytwierdzone grubymi pasami.

– Sophie McMillon – objął szorstką dłonią mój policzek, obracając moją twarzą w prawo i lewo.

– MacNaill – poprawiłam go, z trudem panując nad strachem.

– To jeszcze lepiej – wykrzywił twarz w paskudnym uśmiechu.

– Czego ode mnie chcesz? – wyrwałam podbródek za który mnie ściskał.

– Och skarbie – pochylił się, zaciągając zapachem znad mojej szyi – Nie masz pojęcia jak wiele chce od ciebie. Ale chwilowo jesteś tylko środkiem do osiągnięcia celu.

Wyprostował się i ukłonił przesadnie nisko.

– Wybacz. Nie przedstawiłem się – rozłożył szeroko ramiona – Floyd Fergusson.

Uniosłam brwi na tyle, na ile pozwalało mi piekące czoło.

– Czyżbyś o mnie nie słyszała? – złapał się za serce.

– Widocznie jesteś mało ważny w naszym świecie – prychnęłam.

Jego dłoń wystrzeliła, uderzając mnie z całej siły w twarz. Głowa mi odskoczyła, a przed oczami zatańczyły mroczki. Poczułam w ustach krew, która zaczęła ściekać mi po brodzie.

Marszcząc nos i nie ukrywając złości, Floyd szarpnął mnie za włosy. Skalp zapiekł mnie niemiłosiernie. Po policzkach potoczyły się gorące łzy. Nie potrafiłam udawać, że nie czuję bólu, który palił każdą komórkę mojego ciała.

– Gdy z tobą skończę, będziesz do ostatniego oddechu myśleć tylko o mnie, aniele – wyszeptał, wpatrując się we mnie z jawną nienawiścią. – Odpłacę twojemu ojcu i mężowi za wszystko co zrobili mojej rodzinie.

– Nie mam z tym nic wspólnego – wysapałam, wypluwając krew.

Mężczyzna ponownie rozciągnął usta w okrutnym uśmiechu. Sięgnął do kabury, z której wyjął długi nóż. Dotknął czubkiem bliznę, przecinającą jego twarz.

– Ja też nie miałem nic wspólnego z tym konfliktem, a jednak nie przeszkodziło to Diabłowi naznaczyć mnie tak, abym pamiętał grzechy swoich rodziców.

Odchyliłam lekko głowę, chcąc odsunąć się od niego. Jednak Floyd znowu złapał mnie za włosy, szarpiąc mocno i przyciągając moja twarz tak, że nasze nosy niemal się stykały.

– Nie okazał mi litości mimo, że byłem tylko dzieciakiem – wycedził. – Ja też nie zamierzam jej okazywać.

Nieznośnie powoli uniósł ostrze pozwalając mi patrzeć jak zbliża je do mojej twarzy. Zachłysnęłam się powietrzem, gdy nie kryjąc podniecenia wbił je powyżej mojej brwi. Ostry ból rezonował w całym moim ciele, gdy przeciągał końcówką noża wzdłuż mojej twarzy od brwi przez szczękę, zakańczając gdzieś w okolicy kącika ust.

Szalona Dziedziczka - Saga Irlandzka - tom2 - ZAKOŃCZONA! BĘDZIE WYDANA!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz