Rozdział 10

111 28 3
                                    


Sophie

Otworzyłam oczy, rozglądając się po tonącym w półmroku pokoju. Zza zasłon przebijało się światło słoneczne. Nowy dzień już się zaczął. Przełknęłam ślinę przypominając sobie szczegóły wczorajszej imprezy i tego, co wydarzyło się w biurze do którego zaciągnął mnie MacNaill. Co mnie do jasnej cholery podkusiło!? Nie dość, że się całowałam z Athairem, to w dodatku dałabym się przelecieć, gdyby tylko zgodził się na wierność. Zakryłam twarz poduszką i głośno jęknęłam z zażenowania. Wypity alkohol powoli wyparowywał z mojego organizmu i z każdą mijającą chwilą świadomość tego co zrobiłam była coraz bardziej nieznośna.

– Nigdy więcej nie tknę alkoholu – mruknęłam pod nosem, powoli się podnosząc.

Ciągnąc nogę za nogą poczłapałam do łazienki. Chłodna woda zmyła ze mnie zmęczenie, ale nie zadziałała na wstyd, który palił mnie od środka. Odpychałam od siebie myśli, że pocałunek z Diabłem był czymś... co do tej pory znałam wyłącznie z powieści dla kobiet, które uwielbiałam odsłuchiwać w audiobooku.

Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze, odruchowo dotykając ust. Gdy tylko pomyślałam o gorących wargach, które poprzedniego wieczoru na nie opadły... Czy całowanie się zawsze tak wyglądało? Potrząsnęłam głową. Nie chciałam sobie zawracać tym głowy, bo nie zamierzałam tego powtarzać z dupkiem, który miał zostać moim mężem.

Wyszłam z łazienki i założywszy na siebie miękkie dresy i luźną bokserkę ruszyłam do kuchni. Potrzebowałam kawy. I czegoś do jedzenia, pomyślałam, gdy w brzuchu głośno mi zaburczało.

Cyian uśmiechnął się pod nosem na mój widok.

– Księżniczko – uniósł swój kubek w geście powitania. – Jak tam samopoczucie?

Uniosłam brew, rzucając mu najzimniejsze spojrzenie jakie potrafiłam z siebie wykrzesać.

– Nie martw się, mieszkałem całe życie z Vivi, spacery wstydu nie są mi obce.

Zakrztusiłam się kawą.

– Spacery wstydu? – powiedziałam.

– No błagam cię – zaśmiał się cicho. – Byłaś wczoraj uroczo wstawiona i cholernie odważna w tym pijackim zamroczeniu.

– Odważna? – uniosłam lekko głos, bojąc się tego co usłyszę.

Wielkolud pokiwał głową, najwyraźniej świetnie bawiąc się moim kosztem.

– To jak obściskiwałaś się na parkiecie z moim bratem, by później zniknąć w biurze... – pokręcił głową.

Spuściłam wzrok, skupiając całą swoją uwagę na czarnym płynie.

– Ale wiesz co? Zaimponowałaś mi – zacmokał. – Jesteś chyba pierwszą kobietą, która zostawiła mojego brata z sinymi jajami i wymaszerowała z biura z poczuciem wygranej.

Musiałam mieć śmieszną minę, bo podniósł się podszedł do mnie na wyciągnięcie ręki. Odsunął mi za ucho pukiel włosów.

– Nie zapominaj z kim pogrywasz Sophie – ostrzegł mnie z błyskiem w oczach. – Arth nie przegrywa. Nigdy i w żadnej sprawie. Rzuciłaś mu wczoraj wyzwanie i uwierz mi księżniczko, on nie odpuści, dopóki nie przegrasz z kretesem.

Zamrugałam kilka razy wpatrując się z uwagą w szare oczy mężczyzny, po czym pozwoliłam by moje usta rozciągnęły się w szaleńczym uśmiechu, który odziedziczyłam po ojcu.

– Widzisz Cyi, twój brat mnie nie docenia – przechyliłam głowę, wyłapując moment, w którym przez jego twarz przemknął cień zaniepokojenia. – Ja nie jestem głupiutką dziewczynką uratowaną z wieży.

Szalona Dziedziczka - Saga Irlandzka - tom2 - ZAKOŃCZONA! BĘDZIE WYDANA!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz