Rozdział 26

113 29 6
                                    


Sophie

Chodziłam w te i z powrotem po sypialni. Ubrałam bluzę Arthaira w której chodził ostatnio i odetchnęłam głęboko zaciągając się jego zapachem.

Wiedziałam od Cyiana, że wszystko z nim okej, a mimo to przygniatająca mnie bezradność i strach, nie pozwalały mi na siedzenie dłużej niż kilka minut.

Na podjeździe zachrzęścił żwir i rozległ się ryk wielu silników. Wybiegłam z pokoju i dotarłam do holu w momencie, gdy drzwi się otworzyły, a do środka zaczęli wchodzić mężczyźni. Część z nich była ranna, wszyscy byli pokryci brudem i krwią. Rozglądałam się gorączkowo, ignorując otaczający mnie chaos, gdy Sile i Vivienne zarządzały gdzie ułożyć rannych.

Z zewnątrz dobiegły mnie głosy, a wśród nich...

Rzuciłam się biegiem do drzwi wejściowych i nie bacząc na widownię wskoczyłam prosto w ramiona Arthaira, otaczając go nogami w pasie, a ramionami wokół szyi. Ukryłam twarz w zagłębieniu jego ramienia, by ukryć łzy ulgi.

– Sophie? – zacisnął ramiona, najwyraźniej zaskoczony tym raczej spontanicznym powitaniem.

Nie odezwałam się ani słowem.

– Dokończymy później – powiedział do otaczających go mężczyzn i ruszył, trzymając mnie w objęciach.

Ludzie go o coś pytali, Vivi go zawołała, ale on ich zignorował, wchodząc ze mną na piętro. Uniosłam głowę dopiero, gdy trzasnęły drzwi, które zamknął kopniakiem.

Odchyliłam się odrobinę, przesuwając dłońmi po pokrytym zaschniętą krwią policzku.

– Jesteś ranny – wyszeptałam, próbując się z niego zsunąć.

Zacisnął dłonie na moich pośladkach i warcząc gardłowo opadł na moje usta, całując mnie gwałtownie. Jęknęłam zaskoczona tym wybuchem, ale nie protestowałam. Miałam gdzieś, że jest brudny. Pozwoliłam mu położyć się na łóżku i rozebrać kilkom szybkimi ruchami. Szeroko otwartymi oczami obserwowałam jak ściąga z siebie ciuchy, pod którymi ukryte były kolejne rany.

– Arthair – uniosłam się na przedramionach.

– Ani słowa Sophie – warknął, ponownie opadając na moje usta.

Wiłam się, czując na sobie gorące ciało męża. On zjechał dłonią i przesunął opuszkami po mojej łechtaczce. Jęknęłam cicho, wypychając biodra w jego stronę.

– Nie będę delikatny skarbie – przygryzł boleśnie jedną z moich brodawek.

Przymknęłam oczy czując ból mieszający się z przyjemnością.

– To nie bądź – docisnęłam jego usta, zachęcając bo ponowił bolesną pieszczotę.

– Taka zachłanna – warknął, odrywając się od piersi.

Ułożył się, opierając się przedramionami po obu stronach mojej głowy i jednym ruchem wbił się we mnie do samego końca.

Krzyknęłam nie będąc gotowa na taki szturm, jednak on opadł na moje usta, tłumiąc krzyki i przyspieszając swoje ruchy. Początkowy dyskomfort zaczął szybko zmieniać się w tłumioną przyjemność. Wbiłam paznokcie w plecy mężczyzny, wychodząc jego ruchom naprzeciw.

Arthair warczał nisko, gdy jego ruchy stały się gwałtowne i coraz mniej skoordynowane. Czułam jak puchnie we mnie, gdy ścianki mojej cipki zaczęły się coraz mocniej zaciskać. Jeszcze jedno pchnięcie i...

O Boże! – wygięłam plecy w łuk porwana przez falę orgazmu, która na chwilę odebrała mi dech.

Gdzieś na granicy świadomości słyszałam męski ryk i ciepło które mnie zalało.

Szalona Dziedziczka - Saga Irlandzka - tom2 - ZAKOŃCZONA! BĘDZIE WYDANA!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz