Rozdział 4

3 0 0
                                    


Rozdział 4

W szpitalu psychiatrycznym

Zaczęło padać, gdy Thomas wraz z matką zajechali do miejsca, w którym przebywała ciotka Rita. Musieli udać się do sąsiedniego miasta, albowiem u nich nie znajdowała się tego typu placówka. Eva nie użyła już ani razu słowa szpital, a tym bardziej psychiatryczny, jakby od samego określenia mogli ich tam zamknąć. Tak czy inaczej postanowili, że muszą ją odwiedzić i dowiedzieć się, co się stało. Rita nigdy nie leczyła się u psychiatry, a co dopiero mówić o przebywaniu w takich miejscach. Nie wykazywała żadnych oznak zaburzeń na tle nerwowym czy psychicznym. Czyżby rozwód z mężem aż tak ją załamał, a oni tego nie dostrzegali? Czy może wręcz nie chcieli zauważyć? Co prawda Rita mówiła o tym wprost, lecz do tej pory Thomas z matką sądzili, że po prostu przesadza.

- Jesteśmy - oznajmiła Eva, gasząc silnik samochodu pożyczonego od sąsiadki.

Wysiedli z ponurymi minami. Pogoda doskonale oddawała ich nastrój. Rzęsisty deszcz przybierał na sile akurat teraz, gdy nie mieli już schronienia.

Majestatyczny budynek nie wyglądał jak szpital - przypominał raczej zamek szlachcica. Kamienne mury wskazywały na wiek budowli, musiały mieć więcej niż sto lat. Gotycki styl wprawiał w osłupienie, lecz największe wrażenie robiły wyrzeźbione potworne gargulce.

- O rety! - skomentował Tom.

Eva nic nie odpowiedziała. Wchodząc po licznych schodach, nie rozglądała się i nie zwracała uwagi na piękno architektury. Czuła jedynie niepokój, który narastał z każdym krokiem. Co się stanie, jeśli jej siostra naprawdę oszalała i już nigdy nie opuści tych murów?

- Dzień dobry - mruknęła pielęgniarka, kiedy wdrapali się na górę. - W czym mogę pomóc?

- Przyszliśmy w odwiedziny do Rity Storm - mruknęła cicho Eva. Nie chciała, by ktokolwiek poza pielęgniarką ją zrozumiał.

Zdziwiony szeptem matki Tom rozejrzał się po przedsionku. Byli absolutnie sami - nikt nie mógł ich podsłuchać, więc po co ten ściszony głos?

- Hmm... - odparła kobieta. - Tak, mam na liście. Zapraszam.

Ruszyli posłusznie za pielęgniarką i przeszli przez masywne, szklane drzwi. Wnętrze budynku było dość surowe - gołe, białe ściany tylko gdzieniegdzie ozdobiono portretami założycieli placówki.

Wkrótce dotarli do głównej sali, gdzie pojawili się pierwsi pacjenci. Ubrani identycznie kobiety i mężczyźni zajmowali się różnymi sprawami. Jedni malowali kredkami jak dzieci, inni grali w planszówki lub karty, pozostali siedzieli i patrzyli tępym wzrokiem przed siebie bez mrugnięcia okiem. Najwyższy z pacjentów wrzasnął, aż Eva podskoczyła z przerażenia.

- Spokojnie, to dobry człowiek. Czasem krzyczy bez powodu, ale jest zupełnie niegroźny - zapewniła pielęgniarka.

Matka Toma wybałuszyła oczy, lecz pracownica tego nie zauważyła. Podbiegła do nich pacjentka:

- Wolisz gruszki na wierzbie czy słonia w kapeluszu? - zawołała do Evy i złapała ją za rękę.

- Kochana, daj spokój gościom. Przybyli tu w odwiedziny, ale nie do ciebie - mruknęła spokojnie pielęgniarka i uwolniła z objęć kobiety matkę Toma.

Eva zaczęła głośno dyszeć, przerażona miejscem i pensjonariuszami. Sprawiała wrażenie, jakby miała zemdleć.

- A więc zginiecie w ogniu piekielnym! - wrzasnęła chora pacjentka, splunęła pod nogi i odeszła. - Niech was pochłonie ziarno stworzenia!

Thomas staje się wilkiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz