Rozdział 10

1 0 0
                                    


ROZDZIAŁ 10

Żarty na mieście

Tego dnia słońce grzało wyjątkowo intensywnie, aczkolwiek nie było za gorąco; wręcz przeciwnie - wiał przyjemny wiatr. Szybując nad miasteczkiem, Thomas rozkoszował się każdą sekundą spędzoną w powietrzu. Z tej wysokości patrzył z góry na drzewa, domy, ludzi oraz zwierzęta. Zdał sobie sprawę, że właśnie spełnił niejako marzenie o zostaniu pilotem.

- Ooo, widzieć sąsiadkę, która mnie nie lubić - zawołał Luckas, gdy zbliżył się w locie do kolegi. - Ona być niemiła. Ciągle krzyczeć, że musieć wracać do Azji.

- Naprawdę? - Thomas nie mógł tego zrozumieć. Skąd w ludziach tyle nienawiści do tego, co inne i obce? Kobieta w takim wieku powinna dawać przykład swoim zachowaniem, a nie jeszcze bardziej pogłębiać rasizm.

- Pora ją ukarać - oznajmił cudzoziemiec.

- Ale niby jak? - dopytał Tom.

Wciąż lecieli obok siebie, lecz zdecydowanie zwolnili, by móc swobodniej rozmawiać.

- Ty czuć ciśnienie w ciele gołębia? Ja czuć ciśnienie we wróblu - odparł zagadkowo Luckas.

- Że co? - Nastolatek nic nie rozumiał. Nie wiedział, czy to fatalny dobór słów, czy najzwyczajniej w świecie kolega coś przekręcił.

- Zrobić to, co się robić w toalecie - mruknął. - Na jej głowę!

- Ha! Naprawdę możemy to... kontrolować?

- Jasne - odparł Luckas. - Zobaczyć. - Obniżył lot i zaczął latać nad głową staruszki.

Kiedy był już pewny, że trafi, wypuścił pocisk. Niestrawione resztki z wróbla trafiły prosto na kapelusz nieprzyjemnej sąsiadki. Ta nawet tego nie poczuła, dalej zmierzając w obranym kierunku.

- Jesteś niesamowity! - zawołał uradowany Tom.

- Teraz ty próbować - zachęcił go przekornie Luckas.

- Hmm... no nie wiem. Nie znoszę, jak ptak narobi mi na głowę.

- Dać spokój. Niektórzy myśleć, że to przynosić szczęście.

- Masz rację - przyznał Tom.

- To komu dziś dać szczęście?

Podczas rozmowy siedzieli na wysokiej gałęzi starej lipy. Ptaki miały ograniczenia i również potrzebowały odpoczynku. Thomas zaczął nawet odczuwać głód.

- To chyba twojej sąsiadce damy podwójne szczęście! - zawołał i nie czekając na zgodę, skoczył i zrobił to samo, co przed chwilą kolega.

Również trafił w kapelusz, lecz tym razem kobieta coś poczuła i zdjęła okrycie z głowy. Zobaczyła, co się stało i mruknęła pod nosem, że koniecznie musi dziś kupić zdrapkę.

- Widzieć, mówić ci - oznajmił Luckas. - Oni być zadowoleni.

Thomas nie pamiętał dnia, w którym aż tak dobrze by się bawił. Zupełnie jakby troski odeszły, a problemy przestały mieć znaczenie. Liczyło się tylko to, co tu i teraz.

- My obserwować kogoś, co robić w mieszkaniu - zawołał Luckas, kiedy już się opanowali.

Skąd on bierze pomysły? - pomyślał Tom, lecz tylko kiwnął gołębią głową i skoczył z drzewa wprost za kolegą. Ponownie się ścigali, aż dotarli na obrzeża miasta. Tutaj nie docierał hałas samochodów czy bawiących się dzieci. Słyszeli wyraźnie szum drzew i śpiew ptaków. W końcu obniżyli lot i wylądowali na parapecie wolnostojącego domu przy lesie.

- Gdzie jesteśmy? Czyja to chata?

- Tu mieszkać pan Black - oznajmił Luckas. - Robić dziwne rzeczy.

- Już go obserwowałeś?

- Tak! Patrzeć, co robić! - rozkazał cudzoziemiec.

Thomas przestał zerkać na chłopaka i skierował wzrok na okno. W przestronnym pokoju stał nauczyciel biologii. Pierwsze, co wprawiało w osłupienie, to ubiór Blacka. Nosił się w czarnym odzieniu, nie był to szlafrok, tylko jakby szata czarodzieja; z pewnością jako dziecko marzył, by zostać arcymagiem. Mężczyzna podlewał właśnie konewką rośliny, które wypełniały całą przestrzeń salonu i do każdej kierował czułe słowa:

- ...tak, Margaret. Za dwa tygodnie zakwitniesz, moja ukochana. A ty - skierował słowa do oleandra, drugiej silnie trującej rośliny - jak nie zaczniesz rosnąć, dostaniesz szlaban na wodę! - Energicznie pogroził palcem, lecz w końcu ulitował się i nad tym kwiatem.

Thomas i Luckas zanieśli się śmiechem. Musieli sfrunąć z parapetu na pobliski garaż, ponieważ gruchot i świergot zwrócił uwagę Blacka. Cudzoziemiec przewrócił się na plecy, tak mocno chichotał.

Kiedy po kilku minutach wyrzucili z siebie pokłady radosnych łez, dostrzegli, że słońce chowało się za horyzont.

- Ten Black! Ha, wiedziałem, że jest dziwakiem, ale nie, że aż takim! - przyznał Tom. - Późno już.

- Tak, niestety - oświadczył Luckas. - To być dobry dzień! Tyle śmiechu!

- To prawda, może to powtórzymy?

- Jutro po szkole? - zapytał cudzoziemiec z nadzieją w głosie.

- Pewnie!

- Do widzenia! Game over! - zawołał Luckas, zanim kolega zdążył się pożegnać.

Wróbel zmienił zachowanie i spanikowany odleciał od gołębia. Thomas jeszcze chwilę siedział w postaci ptaka. Nie chciał kończyć tak wspaniałych doznań. Nie żałował, że wydał oszczędności urodzinowe na IconAnimal - to było warte każdych pieniędzy.

Niemniej musiał w końcu przyznać sam przed sobą, że należało wracać. Zanim się wylogował, powędrował wzrokiem do pobliskiego lasu, przy którym znajdował się dom pana Blacka. Zaintrygowany wypatrzył dorodną łanię w totalnym bezruchu; był przekonany, że kontroluje ją inny gracz. Na co się tak gapi? - pomyślał Tom. Wyczuł na sobie jej spojrzenie. Zanim zdążył spostrzec, co się dzieje, skoczył nań czarny kot, który wbił mu się kłami w lewe skrzydło.

Thomas staje się wilkiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz