Rozdział 3

4 0 0
                                    


Lekcja tolerancji.

Gabinet dyrektora Fasona był niewielkim pomieszczeniem, a do tego strasznie zagraconym. Znajdowało się tam tak wiele przedmiotów, że należało uważać, by na coś nie nadepnąć. Stary czajnik, magnetofon, połamane krzesło i zalegające wszędzie dokumenty świadczyły o tym, że nie lubił przestrzegać porządku. Dodatkowo fioletowe ściany udekorowano obrazami słodkich psów, co wręcz przyprawiało o mdłości.

Dyrektor siedział na prostym krześle za biurkiem jak na tronie. Jego małe oczka gapiły się na nowo przybyłych bez najmniejszego mrugnięcia. Siwe wąsy i łysina idealnie mu pasowały. Ubierał się zazwyczaj w śliwkowy garnitur, przez co zlewał się z kolorem ścian.

- Panie dyrektorze! - zwrócił się Black do przełożonego. - Ci chłopcy wdali się w bójkę przed szkołą - oświadczył i pomacał się po twarzy.

- Ja ich tylko rozdzieliłem - odparł odważnie Tom.

- To Kevin zaczął! - rzucił niższy nastolatek. - Wyzywał mnie od dziwolągów!

- Bo nim jesteś i takich jak ty trzeba tępić!

- Spokój! - wrzasnął dyrektor i skutecznie uciął przepychankę słowną.

Uczniowie pierwszy raz widzieli go w takim stanie. Fason słynął raczej ze spokojnego charakteru i polubownego rozwiązywania problemów; najwyraźniej dziś musiał mieć gorszy dzień.

- Panie Black, co pan dokładnie widział?

- W sumie to moment, kiedy okładali się pięściami, a Tom wszedł między nich - odparł nauczyciel i zmarszczył nos.

- A zatem czy możliwe, że Tom rozdzielał chłopców? - dopytał dyrektor.

- Tak.

- Czy tak było, Adamie? - zapytał.

- Potwierdzam - odparł najniższy uczeń.

- A zatem pan Black i Tom mogą odejść. Dziękuję za interwencję. Z tymi dwoma porozmawiam na osobności.

Zarówno Thomas, jak i nauczyciel zrobili zdziwione miny, lecz kiwnęli głowami i opuścili gabinet.

- A co do was, moi drodzy, chciałbym usłyszeć wersję każdego z was po kolei - oznajmił dyrektor.

- Ja zacznę - mruknął Adam. - Wracałem po lekcjach do domu. Przed szkołą czekał Kevin i zaczął mnie wyzywać od... od...

- Możesz nazywać rzeczy po imieniu, nie uznam tego za wykroczenie - oznajmił dyrektor, widząc zmieszanie nastolatka.

- Dobrze. Wyzywał mnie od zwyrodnialców, dziwolągów, bo mam odstające uszy... Gdy się kłóciliśmy, otoczyli nas uczniowie, po czym Kevin rzucił się na mnie z pięściami - skończył Adam i otarł krew z rozciętej wargi. Jego twarz powoli puchła, nabierając czerwono-fioletowych odcieni.

- Rozumiem - oświadczył ze stoickim spokojem dyrektor i zwrócił się do drugiego ucznia: - A jak to wyglądało z twojej perspektywy?

- Prowokował mnie cały dzień! - zawołał Kevin głośniej niż zamierzał. - Przez cały czas się uśmiechał, mrugał i rzucał pod nosem przekleństwa, jak go mijałem. W końcu nie wytrzymałem i chciałem mu pokazać, gdzie jest miejsce takich brzydali jak on!

Zamilkł, więc Fason dopytał:

- Więc rzuciłeś się na niego z pięściami po tym, jak zalałeś go falą epitetów?

- Falą czego?

- Wyzwisk, przekleństw - wytłumaczył cierpliwie dyrektor.

- Ale on mnie też wyzywał od obleśnych grubasów i nieuków! - bronił się Kevin.

Thomas staje się wilkiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz