3.

41 5 10
                                    


Hank wyszedł do zespołu chcąc dowiedzieć się co mają. Sprawa była zagmatwana i prowadziła do wielu możliwych wątków. Sierżant odebrał kilka telefonów od informatorów, którzy rzekomo coś wiedzieli. Na nic zdały się ich rewelację. Jednak jednego był pewny, to nie pierwsze i nie ostatnie porwanie jakie zobaczą.
- Porwanie i morderstwo, obie dziewczyny w podobnym wieku i wyglądzie. Denatka była poszukiwana od kilku tygodni, zgłosił to jej partner. Nie został potraktowany poważnie, bo dziewczyna uciekała od niego kilkukrotnie. Zmuszał ją do odwyków. Uzależniona od amfetaminy. - referowała Hailey. - Mamy jej pełne akta, odsiedziała trzy miesiące za posiadanie.
- Zginęła kilka godzin przed znalezieniem. Dzień był w miarę ciepły, ale ślady zachowały się przez to, że leżała na ziemi w małej zaspie śniegu. Trzy rany kłute pleców. Jedno przebiło płuco. Drugie serce, trzecie zatrzymało się na kręgosłupie. Napastnikiem był mężczyzna. Patolog stwierdził to przez rozmieszczenie ran na plecach i siły jakiej użył do tego. - Dodał Jay czytając ekspertyzę.
- A nóż?
- Każdy, nie było to jakieś specyficzne ostrze. Możliwe, że kuchenny - wyjaśnił.
- A co z porwaną?
- Żadnych dopasowań póki co. Przeglądamy bazy, ale trochę tego jest. Przydałaby się pomoc. - Kim miała nadzieję, że kogoś im przydzielą. Te dwie sprawy wyglądały na powiązane, ale jeśli nie to mają obecnie dwa osobne śledztwa, do tego Kevin właśnie pojechał do napadu w centrum. Chicago oszalało ostatnio. Wydział miał wiele na głowie, więc potrzebowali wsparcia.
- Niech będzie - przytaknął Voight. - Halstead jedz do akademii, zorganizuj nam pomóc. - Cały zespół spojrzał na detektywa, którego zaskoczenie było bardzo widoczne. Czekał na potwierdzenie czy dobrze zrozumiał co ma zrobić. - Trudy zna sprawę - dodał rzucając mu wymowny uśmiech.

Jay czuł jakiś podstęp. Znał Hanka i jego stosunek do związków w pracy. To, że właśnie go wysłał po rekruta do pomocy było swego rodzaju żartem. Halstead w zasadzie mógł wybrać, którego rekruta zaprosi do zespołu. Powinien być to ten najlepszy, z wynikami ponad normę. Jednak wiedział, że tym razem jednego nie mógł wybrać. Joylin Willard. Nie mógł tego zrobić z wielu powodów. Po pierwsze, była jego dziewczyną, nie powinni pracować razem. Po drugie było by to faworyzowanie jego dziewczyny, czego ona nie chciała. Zabiła by go! Po trzecie... jeśli Jay wybierze kogoś innego, Joy może poczuć się zraniona. To była tak zła sytuacja, że nie miał pojęcia co ma zrobić. Nie miał nawet jak ostrzec Joy.

Zaparkował przed akademią czując jak jego żołądek skręca się na samą myśl o tym co musi zrobić. Wszedł do środka, znalazł salę gdzie Platt prowadziła zajęcia i bez większego zastanowienia wszedł do środka. Zobaczył jak grupa trenuje, nie widział Joy, co było kojące. Platt w raz z innym instruktorem stała z boku analizując jak pracują rekruci.
- Sierżant Platt - zawołał stojąc dobry kawałek od niej. Wzrok wszystkich spoczął na nim. Z grupy wyłoniła się także Joylin. Jej napięta mina sprawiła uświadomiła mu, że będzie gorzej niż się spodziewał.
- Detektyw Halstead  - Platt ruszyła w jego kierunku. - Co cię do nas sprowadza.
- Voight chcę rekruta do pomocy - powiedział pewnie. Na jej twarzy malowało się sztuczne zaskoczenie.
- Wybierz sobie - wskazała na grupę robiącą brzuszki. Uśmiechnęła się przy tym prowokacyjnie.
- Wiesz, że nie mogę - powiedział cicho. - Cokolwiek nie zrobię będzie źle - dodał.  - Pomóż mi Trudy.
- Oj, Halstead, masz szczęście, że cię lubię. - Podała mu kartkę z ostatnimi wynikami testów. - Przeczytaj. Top trzy zaznaczyłam na zielono. - Wolno sunąc po nazwiskach i wynikach zatrzymał się na jednym, które go interesowało. Wpisane w tabele było oznaczone zielonym kolorem. Uśmiechnął się czytając jej wyniki.
- Czyli...? - podniósł pełen powagi głowę. - Mam ją wybrać?
- Nie - odparła gasząc całkowicie jego dobry humor. - Voight już wybrał.
- To po co ja...?
- Żebyś poczuł jak to będzie. - Miała niezły ubaw z tego jak rozegrał to Hank.
- To znaczy? - Jay nie rozumiał co ma na myśli. Jednak szybko miał się przekonać.
- Willard - krzyknęła na całe gardło wstrzymując tym wykonywane przez grupę ćwiczenie. - Zbieraj się jedziesz do wydziału pomóc przy sprawie - wyjaśniła, po czym posyłając Halsteadowi uśmiech.

Joy zebrała się w szoku ruszając do szatni po rzeczy. Detektyw czekał cierpliwie patrząc jak inni rekruci robią swoje. Między grupą, a instruktorem rozpoczęła się dyskusja.
- Spodziewałeś się czegoś innego - rzucił instruktor.
- Trochę to niesprawiedliwe - odparł oburzony jeden z rekrutów.
- Zacznij sypiać z kimś wysoko ustawionym, bo zostaniesz tylko patrolowym - dodał drugi z odrazą. Jay nie chciał reagować na to co mówią, chociaż skręcało go od środka.
- Czyli jednak nie trzeba było tak tyrać, posadka czekała na ciebie od początku - powiedział instruktor śmiejąc się przy tym. Dziewczyna przeszła obok niego ciągnąc za sobą torbę.
- Sierżant też skorzystał, czy wolisz tylko detektywów - zapytał jeden z rekrutów. Śmiech rozszedł się po grupie. Jay wymienił spojrzenia z Platt, która była zaskoczona tak samo jak on. Joylin bez słowa, ze spuszczoną głową, przeszła obok grupy kierując się do wyjścia. Czuła się okropnie, ale wiedziała, że tak zareagują. Całe miesiące pracy na nic, była wściekła na siebie, na Jaya, na Platt i sierżanta Voighta, ale najbardziej na tych idiotów, którzy obrali sobie ją na cel od dnia gdy zjawiła się w akademii.

- Joylin - Halstead zatrzymał ją przed drzwiami. - Jak długo to trwa? - troska aż wylewała się z jego głosu. Wiedział, że instruktorzy dowiedzieli się o ich związku. Joylin nie powiedziała mu jednak jak bardzo się na niej wyżywają. Zapewniała go, że ma wszystko pod kontrolą, że musi pokazać co potrafi by nie wytykali jej protekcji. To co usłyszał było gorsze niż mógł się domyślić. To było niedopuszczalne!
- Od początku, proszę chodźmy już - westchnęła. Czuła iż traci kontrolę. Nie chciała się rozpłakać przy grupie, czy przy Jayu.
- Willard, do zobaczenia na patrolu - zażartował kolejny rekrut.
- O ile będzie mogła usiedzieć na fotelu. - Tego było za wiele. Jay już miał zareagować, ale nie był dość szybki.
- Oh, zamknij już mordę Louis - warknęła wściekła Joylin przerywając śmiech tłumu. Zrzuciła torbę z ramienia wracając do grupy. - Twoje seksistowskie żarty nigdy nie były zabawne. O chuj ci chodzi? Nie powinieneś być zadowolony, że się mnie pozbywasz!? Aż taki masz problem, że kobieta jest lepszym gliną od ciebie? Nie powiodło ci się w życiu i wylądowałeś jako nauczyciel w akademii, smutne tak, ale nie wyzywaj się na mnie za to!
- Boli mnie, że ktoś zdolniejszy od ciebie traci szansę, bo wpełzłaś do łóżka detektywa - odparł obrażony.
- A mnie się wydaje, że boli cię mój związek ogólnie. Nie ma tu znaczenia, że jestem z detektywem. - Mówiąc to dała wszystkim do zrozumienia, że Louis był zazdrosny o jej związek. - Nie wiem czy kiedykolwiek twoje końskie zaloty zadziałają - dodała. -  Żal mi ciebie. Już dawno powinnam zgłosić te twoje pierdolone żarty o moim związku czy seksistowskie teksty o mojej dupie. To nie powinno się nigdy tak długo ciągnąć. Jesteś obleśnym, starym zgorzkniałym dupkiem, któremu stanie tylko wtedy gdy może pognębić kobietę. Brzydzę się tobą. A teraz możesz mnie nawet oblać! Mam to w dupie! - kiedy skończyła wyszła nie czekając na jego odpowiedź. Jay dumnie stał patrząc jak mężczyzna nie wie co powiedzieć. Miał ochotę mu przywalić, ale już dostał mentalnego kopa w jaja od Joy. 
- Właśnie dlatego to ona dostała się do wydziału - rzucił na koniec z uśmiechem zostawiając resztę w konsternacji. Szybkim krokiem dogonił swoją dziewczyną, która z bezradności stanęła na środku pustej ulicy zakrywając twarz dłonią. Dała ujść swoim emocjom, ale właśnie zdała sobie sprawę, że może ją to kosztować karierę. - Joy - złapał jej ramiona. Widział jak zmieszana była. To wszystko kłębiło się w niej od dawna. Wytrzymała sześć miesięcy. To długo. Za długo. A teraz żałowała. Chciała chyba przeprosić go za to co zrobiła, ale tym razem on ją wyprzedził. - To było cholernie odważne i w cholerę seksowne. - Podniosła na niego wzrok widząc, że mówi to z pełnym przekonaniem. Rozbawił ją tym.
- Obleją mnie. Prawda? - zapytała. Żałowała tego wybuchu.
- Zrobię co w mojej mocy, żeby to on beknął za te pół roku - zapewnił ją. - O ile mi pozwolisz. - Uniósł ręce czekając na jej reakcję. - Chciałbym uniknąć takiej wiązanki w moją stronę jak dostał tamten fiut. - Znów ją rozbawił.
- Spokojnie, o tobie nie mogę powiedzieć, że masz małego, i że podbudowujesz się czyimś kosztem - drwiła.
- O, to miłe.
- Ale czasem zachowujesz się jak fiut - dodała co rozbawiło oboje.



Mam nadzieję że ko_ko_ryczka będziesz dumna z Joy XD

Rekrut 2 - ChicagoPD (FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz