20.

25 4 20
                                    


Pub był pełny. Jak za dawnych czasów Joy stanęła za barem podając drinki i rzucając toasty. Czuła się odpowiednio na tym miejscu. Ubrana w swoje kolorowe ciuchy i zawadiacki uśmiech sprawiała, ze wszyscy bawili się wyśmienicie. Rozchwytywany do tej pory Jay w końcu znalazł chwilę by stanąć przy barze na przeciw swojej kobiety. Cały wieczór czekał na ten moment.
- Jak ci idzie? - zapytał wesoły. Pierwszy raz od dawna widział znów ten błysk w jej oku, ten, którym oczarowała go rok temu. 
- To jak jazda na rowerze, tego nie da się zapomnieć! - odparła wesoło. - Co ci podać?
- Wodę - pewnie odstawił pustą butelkę piwa na bok. Powstrzymał przy tym wybuch śmiechu. Te ich małe gierki były czymś charakterystycznym dla ich związku od pierwszego dnia gdy się spotkali.
- Wiesz, że to bar? Tu nie pije się wody!
- Moja dziewczyna nie lubi kiedy jestem pijany! - zakrył usta dłonią opierając się o bar. Czuł jak bardzo jej pragnie i jak wspomnienia wracają.
- Oj, jeden drink to nie picie - odparła poprawiając swoje różowe okulary służące teraz za opaskę na bujne loki. - Najwyżej będziesz spał na kanapie.
- W takim razie po proszę herbatę. - Oboje wybuchnęli śmiechem.
- Muszę z tobą porozmawiać - oznajmiła lejąc szkocką do szklanki z lodem. Jay spoważniał, czując jak gula zaciska mu gardło. Takie zdanie nigdy nie kończyło się dobrze. Tak bardzo nienawidził tej niepewności jaka budziła się w jego umyśle za każdym razem gdy słyszał podobne zdanie. Przytaknął, wychylił drinka do dna i z tym uczuciem wszedł za bar. Poszli na zaplecze. Gdyby nie zdenerwowanie zagęszczające powietrze, może powtórzyli by swój szał uniesień z przed roku.
- Co się dzieje?
- Nie mówiłam wcześniej, ale CIA dało mi ofertę pracy - wyznała badając jego reakcję. Zmarszczył czoło czując jak traci grunt pod nogami. Tego się bał. Gdzieś w głębi duszy czuł, że tak może się stać. Przełknąć strach, oparł zrezygnowany o chłodziarkę stojącą pod ścianą i z godnością zapytał:
- Co to za praca?
- W Waszyngtonie - powiedziała bez emocji.
- A coś więcej?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami. Jay zaskoczony zastanawiał się dlaczego nie zna szczegółów. - Nie pytałam.
- Praca w ciemno? Nie podali ci szczegółów?
- Nie musieli. Dałam im od razu odpowiedź. - Jay znów spiął się. Pomyślał, że już się zgodziła. Czyli to załatwiała z Hankiem dziś w gabinecie? Przeniesienie. Znów dowiaduje się ostatni. Tym razem jednak ma szansę na pożegnanie. A może jednak nie? Może Joy chce związku na odległość? Chociaż Halstead dobrze wie jak się to skończy. Dla niej jest jednak w stanie spróbować. A może on też powinien się przenieść? W końcu CIA przyjęło by ex rangera z takim doświadczeniem. Bił się z myślami, ale musiał wiedzieć jedno.
- Kiedy wyjeżdżasz? - potarł czoło starając się opanować emocje.
- Wyjeżdżam? - zaśmiała się. - Nigdy, moja odpowiedź była jasna.
- To znaczy?
- Powiedziałam nie - Halstead wydawał się w ogromnym szoku. - Coś taki zdziwiony? Nie było innej opcji.
- Nie zastanowiłaś się nad tym? To duża szansa...
- Jay, - przerwała mu stając na wprost niego. Złapała go za twarz i jak małemu dziecku zaczęła tłumaczyć. - Nie muszę się nad tym zastanawiać. Nigdy w życiu, z własnej woli, już cię nie zostawię. Nigdy. Nie rozdzielił nas Hank, gdy przyjmował mnie do wydziału, nie zrobiły tego przytyki rekrutów z akademii. CIA też nie ma szans nas rozdzielić. Utknąłeś ze mną. - zażartowała, co spowodowało uśmiech na jego bladej twarzy - Poza tym, praca agenta to ciągle kłamstwa i wcielanie się w kogoś kim się nie jest. Mam tego dość. Była, widziałam... koniec z tym.
- Skoro nie przyjęłaś oferty CIA, to o czym rozmawiałeś tak długo z sierżantem?
- Złożyłam wymówienie z pracy - oznajmiła. Kolejny szok malował się na twarzy Halsteada. - Chcę wrócić do normalności. Chodzę na terapię, mam cudownego faceta i właśnie kupiłam ten bar na własność.
- Co?
- Four-leaf Clover jest moje - powiedziała z radością. Halstead wydawał się przytłoczony natłokiem informacji. Widząc jego zagubienie, Joy pogładziła jego policzek wzdychając. - Trochę dużo na ciebie zwaliłam w tym momencie, co?
- Nie ukrywam, jestem w szoku - pogodniejąc. - Ale... ulżyło mi. Kiedy powiedziałaś, że CIA dało ci propozycje myślałem...
- Że ucieknę od ciebie? - przytaknął. - Musiałabym na głowę upaść. Kto inny dałby mi takie doznania jak ty, Halstead? - zarzuciła mu ręce na szyję całując przelotnie jego usta. - Poza tym, mamy umowę.
- Umowę?
- Obiecałeś mi rude dzieci.

Rekrut 2 - ChicagoPD (FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz