Rozdział 2

4 2 0
                                    

Czarnowłosy chłopak, którego niegdyś uważała za brata, zawsze był uporczywy i potrafił być agresywny, ale w tamtym momencie zobaczyła zupełnie inną wersję przyjaciela. Nastolatek stał przed nią w pewnej siebie pozycji, z szeroko rozłożonymi rękoma i wbijał w nią wzrok, z przeszywającym jej ciało od stóp do głów jadem w oczach. Chłopak nie był sobą. Prawdopodobnie był pod wpływem narkotyków, które podarował mu jego ojciec.

Dziewczynie z napięcia i stresu, jaki w jednej chwili ją sparaliżował, zaczęły pocić się ręce. Lekko nimi strząsnęła i stojąc niepewnie, w dużej odległości od chłopaka, przyglądała mu się z przerażeniem w oczach. Przez jej umysł przelatywały miliony myśli – nie miała pojęcia, co miała robić. Stać i wysłuchiwać rozdartego wewnętrznie przyjaciela czy uciekać.

Chłopak nerwowo i głośno oddychał, kręcąc nieznacznie głową, jakby próbował uspokoić wszystkie emocje, które się w nim dusiły. Wyglądał niczym demon, który w każdej chwili mógł wybuchnąć niepożądaną agresją.

- Ja...ja...ja... - zaczął z zaciśniętymi zębami, coraz ciężej oddychając. Allison była tak zalękniona i zahipnotyzowana jego niecodziennym zachowaniem, że aż bała się cokolwiek powiedzieć albo wykonać jakikolwiek ruch.

Był cichy i spokojny wieczór. Dziewczyna chciała odwiedzić przyjaciela, który tej nocy miał zostać sam w swoim wielkim domu – willi z basenem, otoczonym ze wszystkich stron iglastym i gęstym lasem. Znajdowali się w ogrodzie, porośniętym równo przystrzyżonymi krzewami i bogato posadzonymi kwiatami, i otoczonym wielkim metalowym płotem. Stali naprzeciwko siebie, tuż przed gankiem nieoświetlonego domu. Nie było żadnej żywej duszy. Tylko cisza. Głucha, głęboka cisza. I świszczący oddech zdenerwowanego chłopaka.

Miała nadzieję, że spędzą miło wieczór w swoim towarzystwie, urządzając sobie maraton gier, oglądając filmy albo rozmawiając o ważnych dla nich sprawach. Niestety nie doszło do tego, czego oczekiwała. Zastała przyjaciela w złym stanie fizycznym i psychicznym. Siedział na trawie w swoim ogrodzie z głową uniesioną do góry i rozmawiał sam ze sobą.

- Allison... moja Allison... - mówił bardzo niewyraźnie, upadając na kolana, na miękką trawę. Allison wpatrywała się w niego uważnie, nadal zestresowana, ale w każdej chwili gotowa, by zareagować, gdyby coś się stało chłopakowi.

- Allison, jesteś moim aniołem, wiesz? Ty mnie zrozumiesz! Złamałem traktat...nie powinienem...

Dziewczyna podeszła niepewnie do chłopaka i uklękła przed nim. Szatyn niemalże rozpaczał, ukrywał bladą twarz w dłoniach, wydawał z siebie rozgoryczone dźwięki. Allison mierzyła go badawczo wzrokiem, próbując zrozumieć, o co dokładnie chłopakowi chodzi.

- Co się stało? – spytała najdelikatniej jak potrafiła. Nie chciała go urazić. Chłopak był w okropnym stanie.

- Ja... zakochałem się w Tobie, All. Ja nie powinienem...ale ja Cię tak bardzo pragnę – odparł chłopak, a dziewczyna ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała mu prosto w jego szare tęczówki.

Nigdy nie spodziewała się, że usłyszy od niego te słowa. Chłopak był w niej zakochany. Allison nie miała pojęcia, jak ma zareagować. W jej głowie przelatywały różne myśli, a ona żadnej z nich nie potrafiła wyłapać. Opuściła dłonie i wstała, cały czas spoglądając w oczy chłopaka. Ten, widząc jej zszokowany wyraz twarzy, otworzył szeroko usta, a na jego powieki zaczęły cisnąć się łzy. Allison odsunęła się od niego w obawie przed jego agresywną reakcją.

Ona nigdy nie darzyła go większym uczuciem niż przyjaźń. Traktat traktatem, ale nie potrafiła nawet zmusić się do kochania chłopaka. On był tylko jej przyjacielem, jej wsparciem, ale nie miłością, z którą mogłaby dzielić swoje najintymniejsze sprawy.

Burnt out. Despite the scars. I część trylogii.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz