Rozdział 5

3 2 0
                                    

Nie pamiętała dokładnie momentu, w którym postanowiła tamtego feralnego wieczora z bólem obezwładniającym jej ciało wstać i zamelinować się w jednym z miejscowych, zabrudzonych zaułków, tuż za starą, opustoszałą i ledwo trzymającą się kamienicą. Gdy tylko się podniosła, wiedziała, że nie da rady dojść w tym stanie do domu Maddie, dlatego zdecydowała się ukryć za murami straszącego wszystkich budynku, pewna, że nikt jej nie zauważy i nie zbudzi.

Zasnęła błyskawicznie, opierając się o drewniany, podniszczony płot, który otaczał kamienicę od tyłu. Tuż obok znajdował się niewielki kantorek z jakimiś połamanymi deskami, meblami, a także pustymi butelkami po alkoholu. Ukryła się przy nim i otulona wieczornym powietrzem przymknęła opuchnięte powieki, a jej ciało – pragnące odpoczynku – rozluźniło się.

Spała w bardzo niewygodnej pozycji. Płot wbijał się w jej plecy, kolana zdrętwiały jej od ciągłego zgięcia, a brzuch cały czas niemożliwie palił ją od środka. Trochę ją to niepokoiło, bała się, że jakieś narządy wewnętrzne zostały uszkodzone przed silne kopania Mii, być może krwawiła w środku, nie będąc tego świadoma, przez co była tak osłabiona i śmiertelnie zmęczona.

Przebudziła się, gdy tylko poczuła jak chłodny poranny wiatr zaczął owiewać jej opuchniętą twarz, pokrytą zaschniętą krwią. Z ciężkim bólem przeszywającym jej ciało i jękiem, który samoczynnie wyrwał się z jej spierzchniętych ust wstała, opierając się o kantorek i zdecydowała się wrócić do domu przyjaciółki.

Było bardzo wcześnie. Słońce dopiero wyjawiało się zza horyzontu i zaczęło rozświetlać opustoszałe, przepełnione martwą ciszą miasteczko.

Allison czuła się jakby bynajmniej została przejechana przez samochód. Albo rozgromiona przez końskie kopyta. Szła bardzo wolno, czując pieczenie w stopach, niemożliwie ostry ból w żołądku, trzęsące się nogi i ręce oraz pulsowanie z tyłu głowy, które uniemożliwiało jej prawidłowe myślenie. Czuła jak jej twarz nadal płonie, nos szczypie, a zaschnięta już dawno krew nadal cieknie. Mimo że minęło sporo czasu od bójki i mocnych uderzeń, to jej ciało nadal to odczuwało jakby dosłownie wydarzyło się to przed chwilą.

Nie myślała trzeźwo. Szła na oślep. Gdzieś w głowie odtwarzała jej się droga prowadząca do domu Maddie, jednakże nie była ona na tyle wyraźna, by mogła sobie ją dokładnie odświeżyć. A przecież nie raz szła tą ścieżką – znała ją na pamięć.

Postanowiła zaufać swoim drżącym nogom i dać się im ponieść. Po prostu szła. Mijała po drodze oświetlone blaskiem wschodzącego słońca budynki, ciche, jakby wymarłe. Glasslake o tej porze, mimo iż było już dość jasno i robiło się coraz cieplej było jeszcze bardziej przerażające niż wieczorem. Ta dogłębna cisza, jaka owijała wszystkie domy i każdy, nawet najmniejszy zaułek była zbyt głucha, zbyt gęsta, mogła w każdej chwili zostać przerwana, stłumiona, zastąpiona czymś, czego nikt by się nie spodziewał.

Gdy Allison skręciła w wąską uliczkę, cisza otuliła ją jeszcze bardziej. Musiała kierować się w dobrą stronę – słońce ogrzewało jej twarz i szyję, szła na wschód, a więc w stronę jeziora. Zachodnia część miasteczka stanowiła centrum całego – to tutaj znajdowały się sklepy, klub, to tutaj mieszkała większa część społeczeństwa. Na terenach, na których mieszkała Madelyn mieszkali tylko Ci najbogatsi, najbardziej zasłużeni. Mama Madelyn – pani Hailey Wilson, kobieta młoda, dopiero po 30 była prawowitą i wszystkim dobrze znaną lekarką. Nie bywała zbyt często w domu ze względu na ilość pracy, jaką musiała wykonywać, jednakże ufała na tyle swojej jedynej ukochanej córce, aby pozwolić jej na praktycznie samodzielne zajmowanie się domem i sprowadzaniem do niego każdego dnia przyjaciół. Hailey Wilson robiła wszystko by zapewnić swojej córce dobre dzieciństwo i świetlaną przyszłość. Urodziła ją bardzo wcześnie – w wieku 19 lat zaszła w ciążę z ówczesnym chłopakiem, który zaraz po niespodziewanej informacji, że przyjdzie mu zmierzyć się z młodym ojcostwem porzucił ukochaną i wyjechał, nie dając żadnego znaku życia. Hailey postanowiła urodzić dziecko i zdecydowała się na samotne wychowanie przy pomocy swoich rodziców. Podjęła się studiów medycznych i – przy bardzo ciężkiej pracy połączonej z wychowaniem małego dziecka – ustabilizowała się, zostając jedną z najbardziej cenionych i szanowanych lekarek w okolicy, a nawet w samym stanie. Dzięki swojej ambicji i dążeniu do celu wybudowała dom nad jeziorem na miarę willi znanych celebrytów, zapewniła córce schronienie, dach nad głową i dobrą edukację. Chciała dla niej jak najlepiej. Próbowała pełnić dwie role – matki oraz ojca, bez którego Madelyn musiała się wychowywać.

Burnt out. Despite the scars. I część trylogii.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz