Rozdział 4 (część II)

2 2 0
                                    

Glasslake wieczorową porą, kiedy już całkowita i bezkresna ciemność opanowała najskrytsze kąciki miasta, a podziurawione, asfaltowe ulice były oświetlane tylko i wyłącznie blaskiem ukrywającego się za chmurami księżyca, potrafił wyglądać naprawdę przerażająco. W tej części miasteczka, w samym jego centrum, po lewobrzeżnej stronie jeziora, gdzie znajdował się najzwyklejszy i najbardziej nędzny klub nocny przeznaczony tylko i wyłącznie dla lokalnego młodzieżowego plebsu atmosfera była jeszcze bardziej upiorna, a to wszystko za sprawą kręcących się tu młodych i niekoniecznie grzecznych ludzi, dla których w tamtym momencie liczyła się tylko dobra i beztroska zabawa zgodna ze słowami „raz się żyje". Klub znajdował się tuż za pierwszym skrzyżowaniem głównych ulic, które łączyły ze sobą dwie części miasta, podzielonego przez jezioro.

Allison bardzo rzadko odwiedzała swoje miasto w wakacje – robiła to w naprawdę ewentualnych przypadkach, kiedy potrzebowała wybrać się do sklepu na zakupy albo odwiedzić Ethana, który mieszkał kilka przecznic dalej od klubu. W ciągu roku odwiedzała Glasslake praktycznie każdego dnia – gdy chodziła do szkoły. Znała dokładnie tylko swoją okolicę, w której mieszkała oraz jezioro – miejsce, w którym czuła się komfortowo i bezpiecznie, a centrum miasteczka całkowicie złożone z betonu było jej zupełnie obce. Zwłaszcza latem, kiedy czerwcowy upał doskwierał mieszkańcom najbardziej.

Dlatego też kiedy wybrała się tamtego dość chłodnego jak na czerwiec przystało wieczoru i kroczyła powoli rozwalonym chodnikiem, czuła jak owiewał ją niewielki niepokój spowodowany obcością, a także przeraźliwą ciszą, jaka panowała wokół niej. Ulice były puste, przy krawężnikach stały jedynie zaparkowane samochody, które w dziwny sposób przerażały ją swoją obecnością, tym bardziej, że większość z nich to nie były byle jakie auta – najczęściej wśród nich mogła dopatrzeć się czarnych, olśniewających w blasku księżyca BMW albo szarych, matowych audi. Była zdziwiona, że tak piękne, nieskazitelne wręcz auta stały w samym centrum zapyziałego miasteczka i wręcz czekały na to, aż ktoś w końcu wybije w nich szybę albo je ukradnie. Cisza, jaka ją otaczała był straszliwa – jej uszy otoczone były jej idealnością, a mięśnie pod jej wpływem wręcz się napinały. W każdej chwili ktoś mógł ją przerwać, zagłuszyć, a Allison jeszcze bardziej poczułaby jak impulsy nerwowe pod wpływem niespodziewanych dźwięków elektryzują jej ciało.

Domy jakie ją otaczały wyglądały na puste i opuszczone, chociaż Allison wiedziała, że na pewno ktoś w nich jest. W większości z nich nie paliły się żadne światła, a ich szare i ponure ściany ociekały nie jaką tajemniczością, ale niektóre z nich były lekko oświetlone. Allison mijała duży dom, dwupiętrowy, którego trzy okna na samej górze były w pełni oświetlone i wysyłały ciepły blask na mroczną i opustoszałą ulicę, a za delikatnie opuszczonymi żaluzjami kręciły się jakieś cienie.

Allison cały czas szła wolno, kuśtykając lekko stopami. Jeszcze trochę ją bolały, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. Starała się nie zwracać uwagi na ten prąd, który ją przechodził za każdym razem, gdy stawiała krok, tylko skupić się na normalnym chodzeniu, aby ktoś przypadkowy, kto mógł iść nie uznał jej za wariatkę. Obawiała się tylko jednego – co by zrobiła, gdyby ktoś ją tutaj zaatakował? Zacisnęłaby zęby, przezwyciężyłaby ból promieniujący jej w stopach i dała radę uciec? Może i tak, chociaż odrzucała od siebie myśl odnośnie takiej ewentualności i modliła się w duchu o to, aby jak najszybciej dojść do miejsca docelowego.

Nie miała pojęcia, dlaczego zgodziła się na część pomysłu, jaki zaproponowała jej Madelyn, ale ostatecznie jeszcze raz przed sobą przyznała, że musi to zrobić. Musiała wyjść i stanąć twarzą w twarz z dawną przyjaciółką. Nie chciała jej zabijać – już dość miała problemów. Chciała po prostu się z nią rozprawić, porozmawiać, być może Mia mogła wiedzieć coś więcej na temat powrotu Adriena do miasta, o ile pamiętała, że ktoś taki w ogóle istniał i był kiedyś w jej życiu, na temat rzekomego skarbu, o którym ona przez to wszystko niemalże zapomniała, ale pragnęła przede wszystkim pokazać dziewczynie i przemówić jej do rozsądku, iż chłopak, do którego tak nieustannie zarywała, to był jej chłopak. Chciała wzbudzić jej zazdrość, pobudzić jej komórki myślowe do tego, by zastanowiła się nad swoim zachowaniem. Nie była pewna, czy będzie w stanie tego dokonać i czy starczy jej na to tyle odwagi i pewności siebie, by to zrobić, ale serce mówiło jej cały czas, że jej plan jest doskonały.

Burnt out. Despite the scars. I część trylogii.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz