Rozdział 5: Letnie gofry

20 2 4
                                    

Był już wieczór, przed dwudziestą drugą, jednak ze względu na to, że był lipiec, to wciąż było w miarę widno, a niebo było spowite w ciepłe i piękne kolory.

Neptun siedział w vipowskim miejscu, w pierwszym rzędzie przed samą sceną, razem z Wenus i Ziemią, który tradycyjnie trzymał w ręce piwo. Ochrona próbowała go najpierw wyrzucić, jednak ze względu na Jowisza, który nalegał, by zrobili wyjątek dla przyjaciela, pozwolili mu zostać.

Jowisz postanowił wrócić do koncertowania, tak jak zamierzał, a dla swoich przyjaciół obiecał ogarniać specjalne miejsca przed samą sceną, co zdecydowanie odpowiadało ósmemu od Słońca – to, że nie lubił tłumów, wciąż się nie zmieniło.

Aktualnie Neptun siedział pod sceną w swoich ukochanych różowych okularach przeciwsłonecznych w kształcie gwiazdek i obserwował gazowego olbrzyma, który bawił się w najlepsze; kochał śpiewać i rapować, a scena była zdecydowanie miejscem dla niego. Neptun, gdyby wyszedł na scenę, najpewniej dostałby jakiegoś zawału i traumy, będąc na widoku tyłu ciał niebieskich. Już i tak niepokoiło go to, że będąc jego chłopakiem zyskiwał powolutku jakąś sławę, a niektóre ciała niebieskie zaczęły rozpoznawać również i jego. Jedynymi plusami tego było to, że flexem Neptuna był fakt, iż każdy tak bardzo chciał chociażby zobaczyć lub posłuchać Jowisza, a on mógł słuchać jego głosu praktycznie cały czas. To było dopiero coś. Miał taki cudny głos... Neptun potrząsnął głową, by się zbytnio nie rozkojarzać.

Gdy Jowisz zszedł ze sceny, oczywiście od tyłu, by tłum go nie pochłonął, Neptun, wraz z dwójką przyjaciół, wstali i szybko pomknęli do niego za scenę. Ósmy od Słońca od razu przyszedł go uściskać, z wzajemnością.

— Dobrze wypadłem? — Zapytał gazowy olbrzym, nieco zaniepokojony. — Dawno nie występowałem i...

— Było świetnie! — Przerwał mu Neptun, wciąż z podekscytowaniem wspominając piosenki, które śpiewał jego partner. — Masz wspaniały głos! Tak bardzo lubię, gdy śpiewasz, rób to częściej! Na koncerty zdecydowanie musisz jeździć dużo, dużo częściej, inne ciała niebieskie cię kochają! Oczywiście ja bardziej, ale...

— Japierdziele, Neptun, zamknij jadaczkę, też chcę odpowiedzieć i wyrazić opinię dla spokoju duszy Joł joła — przerwał mu Ziemia, wyrzucając puszkę po piwie gdzieś na bok. Wenus na ten gest zamrugała, popatrzyła na swojego chłopaka jak na idiotę, po czym podniosła puszkę i wrzuciła ją do śmietnika. — Joł joł, chłopie, było zajebiście.

Jowisz spiorunował go swoim spojrzeniem brązowych oczu.

— Po pierwsze, nie przeklinaj przy mnie, czy to dla was wszystkich tak ciężkie?— Powiedział stanowczo, wciąż się w niego wpatrując — a po drugie, ja ci dam kurde zaraz joł joła, kamyczku.

Druga od Słońca zachichotała, rozbawiona.

— Jakbym przebywała z pięciolatkami — stwierdziła.

— Dosłownie — mruknął ostatni od Słońca, dopiero odklejając się od większego gazowego. — Joł joł, głodny jestem. Pójdziemy na gofry, jak kiedyś w zimę?

— Rzucę w Ziemię gofrem...

— We dwójkę — przerwał Wenus Neptun, uśmiechając się do niej, dość niepewnie; bał się, że będzie zła. — Chciałbym spędzić z Jowiszem trochę czasu we dwójkę, przepraszam.

Wenus pokręciła głową, lecz wciąż się uśmiechała.

— Nie przepraszaj, to oczywiste, że potrzebujecie czasu tylko dla siebie — odparła, łapiąc Ziemię za rękę. — Następnym razem się wybierzemy wspólnie, teraz już będziemy lecieć.

Ziemia wyglądał, jakby chciał zaprotestować, jednak z tego zrezygnował.

— Do zobaczenia! — Wykrzyknął, odwracając się z Wenus, by odejść. — Joł joł, czekam na kolejny koncert!

— Spadaj, Kamyczku! — Okrzyknął do niego gazowy olbrzym, wywracając oczami.

Neptun zaśmiał się. Te przezwiska niezwykle go bawiły.

— Joł joł, Kamyczek, a ja to kto? — Zapytał, kierując się w stronę parku, gdzie była jego ulubiona budka z goframi.

Jowisz szedł obok i złapał go delikatnie za rękę, milcząc chwilę.

— Ty? — Powtórzył, patrząc na niego. — Smerf.

— Liczyłem, że powiesz coś romantycznego, ale dobra. — Odparł ósmy od Słońca, śmiejąc się cicho.

*

Było już późno i ciemno. Tym razem Neptun wracał sam, gdyż stwierdził, że skoro Jowisz zawsze go odprowadza na orbitę, to tym jakże wyjątkowym razem, zrobi to teraz on.

Minął właśnie szóstą orbitę, gdy nagle zauważył na chodniku planetę, której bardzo nie chciał widzieć, a dodatkowo musiał się z nią minąć, bo szła w przeciwną stronę.

Gdy Saturn go dostrzegł, przystanął na chwilę, jakby lekko przestraszony; dziwne jak na niego. Nagle przyspieszył kroku i do niego podszedł. Neptunem jakby coś wstrząsnęło, nie rozmawiali przez całe dwa lata, czyli od wiadomo jakiego incydentu.

— Neptun... Witaj — powiedział niepewnie, uśmiechając się pogodnie. — Ja... Chyba czas, żeby pogadać, no nie?

— Weź się kurwa ode mnie odwal i nawet nie zbliżaj — fuknął od razu ósmy od Słońca, cofając się lekko, na bezpieczną odległość.

Saturn zamrugał, jakby zasmucony, jednak trwało to bardzo krótko; szybko uśmiechnął się ponownie.

— Spokojnie... Ja... Ja chciałem tylko przeprosić — powiedział, niepewnie patrząc Neptunowi w oczy; ósmy od Słońca jeszcze nigdy nie widział go zestresowanego bądź przestraszonego. — Dotarło do mnie za późno, co zrobiłem i co próbowałem zrobić...

Urwał, gdyż Neptun poprostu wyminął go szybkim tempem i skierował się na swoją orbitę. Po jakimś czasie przeszedł w bieg. Nie miał ochoty słuchać tych bzdur, to pewnie była jego kolejna zasacka. Planety się nie zmieniają, a już na pewno nie takie, jak on.

--------
805 słów
Znowu przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie dość, że wykorzystuję wakacje, to dodatkowo biorę udział w artfight i mam ręce pełne roboty😔😔 (teraz już trochę mniej). Jakby ktoś chciał link do profilu na af, to mogę na pv podesłać albo w komentarzu :3
Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to rozdziały będą się pojawiać częściej i systematyczniej, a ja może zacznę tą drugą książkę. Mam nadzieję, że tematyka was nie załamie, ale jej na razie nie zdradzę xD
Do zobaczenia w następnych rozdziałach!!💋

Zniszczę dla ciebie Układ Słoneczny [TOM II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz