Rozdział 7: Nieudane szpiegowanie

38 4 2
                                    

Krzaki zaszelesciły, gdy Saturn poruszył się gdzieś w środku nich. Poczuł, jak jedna z ostrych gałązek szybkim ruchem przecina jego policzek, jednak wiele sobie z tego nie zrobił; dosłownie zignorował pieczenie i malutką stróżkę krwi, która się pojawiła. To nie było teraz ważne.

Wychylił się lekko z krzewu i złapał lornetkę w dłonie, po czym przysunął ją do oczu, celując w okno domu na siódmej orbicie. Miał wrażenie, że coś tam się ruszyło... A może znowu jednak to tylko przewidzenie? Nie, nie możliwe, nie tym razem...

Ale jednak, wciąż nic. Saturn szybko odwrócił się i schował głębiej w krzew. Co jakiś czas zerkał paranoicznie do tyłu, mając wrażenie, że ktoś go przyuważył, a jeśli zrobiłaby to ta planeta, miałby chyba bardziej przesrane, niż gdyby zrobił to nawet Uran. W końcu na co dzień nikt nie siedzi w neptunowym krzaku z lornetką i nie podgląda sąsiada.

Działał naprawdę w desperacji, inaczej trzymałby się od biednego ósmego od Słońca z daleka; w końcu zrobił mu jakąś traumę z własnego zaślepienia oraz zwyczajnego idiotyzmu, egoizmu i wiele by tu jeszcze można wymienić. Gdyby nie dręcząca go myśl z tyłu głowy, że jeśli zostałby zauważony przez ukochaną planetę, wirującą na boku, na swoim podwórku, gdy się w niego wpatruje, byłoby to podejrzane. Zdecydowanie lepiej było siedzieć w krzakach kogoś innego, a jedynym drugim sąsiadem był właśnie Neptun.

Saturn przygryzł wargę, gdy podczas gwałtownego ruchu wtył kolejna gałązka drasnęła jego twarz, tym razem nieco mocniej. Szybko oblizał usta, gdy poczuł metaliczny posmak. Z powrotem lekko wysunął się z krzewu, przykładając do oczu lornetkę i mało nie zapiszczał z radości. Uran właśnie wszedł do kuchni i zaczął robić coś przy kuchence! To było tak niesamowite... Saturn tak dawno go nie widział, że miał wrażenie, iż powoli zaczyna mu odbijać. Po paru sekundach obserwowany zniknął z pola widzenia, jednak Saturn wciąż wpatrywał się w tamto miejsce, gdzie wcześniej stał. Był wciąż tak samo idealny... Szósty od Słońca poczuł, że jego serce przyspiesza na wspomnienie widoku drugiego gazowego z przed paru sekund. Albo minut... Ten czas ostatnio płynął bardzo dziwnie... Saturn miał wrażenie, że już kiedyś czegoś takiego doświadczył, ale nie pamiętał, kiedy, jak i gdzie... Jakże to wszystko było zabawne!

— Do gwiazd neutronowych, co ty robisz na mojej orbicie, z lornetką w łapach i w dodatku w moich chaszczach?! — Saturn podskoczył jak poparzony, słysząc głos właściciela orbity. Powoli wystawił głowę, by na niego popatrzeć. — Ja pierdole, masz cały ryj pokaleczony i brudny... Jakieś zakażenie ci się zaraz wda.

Neptun może odezwał się do niego już dużo pewniej, niż ostatnio, jednak na jego twarzy wciąż było widać niepewność i... Niewielki, a może wielki, lęk. Ciekawe, czemu! Saturn chwilowo zapomniał, co się w ogóle dzieje.

— Naprawdę? — Zapytał, zdziwiony, mrugając. Nagle go olśniło. — Och, to nic takiego! Dzień dobry, Neptunie, co za spotkanie!

Ostatni od Słońca zmierzył go zdziwionym wzrokiem. Dosłownie patrzył się na niego teraz jak na idiotę.

— Mam wrażenie, że od twojej próby mojego „końca", jak to wtedy ująłeś, twoje iq spada coraz bardziej, chyląc się ku cyfrom na minusie — stwierdził, przymykając powieki. Dodał już, nieco głośniej, jakby przestawał kontrolować swoje emocje; w jego głosie pojawiło się więcej strachu. — Co ty robisz w chaszczach?! W moich chaszczach?! Znowu ci odwala, znowu chcesz mnie zabić?! Z-zawsze mogę wezwać policję... Może teraz chcesz zrobić coś Uranowi? Teraz w niego się w-wpatrujesz...

— Ja muszę go zobaczyć jeszcze raz — przerwał mu Saturn, nie dostrzegając nagłej zmiany w jego zachowaniu i całego monologu, który wypowiedział. — Choćby przez ułamek sekundy... Tylko chwila, proszę, proszę, pokaż się...

W tej chwili nic się nie liczyło, oprócz Urana... Saturn był jakby nieobecny.

— Wszystko w porządku? — Neptun wychylił się mocniej przez okno, wciąż niepewny, jakby druga planeta zaraz miała się odwrócić w jego stronę i go zadźgać, co raz się prawie zdążyło.

— Tak?! — Saturn szybko odwrócił się w jego stronę, na co drugi gwałtownie cofnął się do wcześniejszej pozycji, znowu tylko lekko i z dystansem wystając zza kuchennego okna. — Wszystko jest w porządku! Ja... Ja chyba już pójdę... Myślę, że Uran jest zajęty i już się nie pokaże...

Nie czekając na odpowiedź, wstał z miejsca i poprostu wyszedł przez płot, na oczach Neptuna, zostawiając lornetkę, kompletnie o niej zapominając.

Neptun coś jeszcze do niego krzyczał, jednak on go nie słyszał. Pochłonęły go własne myśli, gdy mijał siódmą orbitę. Wzdrygnął się znacząco przyspieszył. Nie miał pojęcia, co się z działo, ale nie było to fajne... Po co się tym zadręczać?

W głowie wirowało mu mnóstwo myśli. Ból w sercu bym ogromny. Zobaczył go tylko raz, na tak krótki raz... Dlaczego nie mógł przejść tamtędy jeszcze choćby raz? Tak piękny, jak... Jak poprzednio...

— Znajdę lepsze miejsce do obserwacji, zobaczę go dwa razy, nikt mi nie przeszkodzi i będziemy szczęśliwi! — Powiedział do siebie z nagłym entuzjazmem.

Szybko znowu jego mina zmieniła się w ponurą mieszankę wszystkich emocji na raz. Okropne uczucie... Ale nie zwracał na nie uwagi. Uran, Uran, Uran. Trzeba coś wymyślić, trzeba to naprawić! Dla Urana. Dla Urana. Dla Urana!

— Jeszcze będzie dobrze... Jeszcze będzie dobrze..! Uranku, niedługo cię odnajdę... — Wymamrotał znowu do siebie, idąc tam, gdzie go poprostu niosło.

Nawet nie wiedział kiedy znalazł się pod domem Merkurego, a wyrzuty za to, co robił ostatnio, znowu go uderzyły. Czuł się jednak... Sam nie wiedział jak. Potrząsnął głową i uśmiechnął się szeroko i niby pogodnie, dzwoniąc dzwonkiem. Gdy pierwszy od Słońca pokazał się w drzwiach, otworzył szerzej oczy.

— Cześć, Merkury! — Przywitał się pogodnie Saturn, pokazując szereg białych zębów, z wymuszonym błyskiem radości w oczach. Jest perfekcyjnie, nic nie zauważy.

— Kurwa, Saturn... — Merkury stał, jakby oniemiały. Patrzył się na niego... Z politowaniem w oczach..?

Aż taki czarujący jestem? – przebiegło gazowemu przez głowę. Bawił go fakt, jak bardzo w ciągu ostatnich tygodni jego humor się zmieniał. Raz mógł płakać, a chwilę później się śmiać, będąc wciąż smutny, ale i wesołym... Zabawne!

— Nie odbierz tego źle, ale... Wyglądasz tragicznie — skalisty otworzył szerzej drzwi i przesunął się, robiąc miejsce drugiej planecie. — Wejdź do środka, przyniosę apteczkę i zrobię ci coś ciepłego do picia.

Satrun pokiwał głową i wszedł do środka. To bardzo miłe, że proponował mu coś do picia, ale apteczka? Przecież on tylko czuwał nad Uranem...

--------
1016 słów

Witajcie, moje planetki!! Przepraszam, że ostatnio jak coś piszę, to w nocy, ale przez astronomicznego fizia prowadzę głównie nocny tryb życia😭😭

Pisałam to w fanfiku o bs, ale wiem, że więcej konserwujących czyta to, więc się powtórzę. Ostatnio mój komputer wrócił z naprawy, więc mogę wrócić do pisania mojej książki, którą chcę kiedyś wydać. Ale to nie znaczy, że odchodzę z wattpada!! Dalej chcę się tu ćwiczyć + przywiązałam się do was i do moich akustycznych planet z problemami życiowymi. Rozdziały będą trochę rzadziej, raz, jak ruszę dupę to może dwa w tygodniu, ale żeby wam to wynagrodzić, postaram się, żeby były troszkę dłuższe niż standardowe ok. osiemset słów.
To tyle, do zobaczenia!!❤️💋
(Hejterzy Saturna, nie bijcie mnie, pls, ale będzie go w tym tomie więcej..) (od początku przygody z planetami go lubiłam ok pa)

Zniszczę dla ciebie Układ Słoneczny [TOM II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz