Rozdział 6: Zwierzak

42 4 7
                                    

— Witaj! — Wykrzyknął Neptun, otwierając drzwi i rozkładając ręce.

— No siema — odpowiedział Jowisz, wchodząc do środka i przytulając mniejszego gazowego. — No to co oglądamy?

Ósmy od Słońca zamknął drzwi, po czym pobiegł od razu na kanapę rozkładając się na niej wygodnie.

— Obojętnie — stwierdził, po czym dodał, rozbawiony — dziś się nie kłócimy, bo skończy się jak ostatnio.

Jowisz prychnął, również nieco rozbawiony i dołączył do niego na kanapie, chwytając po drodze za pilota. Szybko odpalił Netflixa i zaczął przeglądać stronę główną. Po jakimś czasie zrezygnował z tego i wyłączył Netflixa, włączając normalne programy telewizyjne. Gdy tak przełączał, w telewizji wyskoczyła reklama schroniska dla psów.

— Czekaj — zatrzymał go Neptun, kładąc rękę na pilocie. — Lubię oglądać pieski.

Jowisz zaśmiał się.

— Może chcesz jednego? — Zapytał w żarcie, na co Neptun otworzył szeroko oczy, z błyskiem.

— Tak, błagam! — Pisnął, podekscytowany. — Ja chcę yorka, błagam, kup mi yorka! Zawsze jednego chciałem, są takie malutkie i słodziutkie, błagam!

Gazowy olbrzym zamrugał, zdziwiony jego reakcją.

— Chyba poważnie nie mówisz — prychnął cicho. — Ty i pies? Jakoś sobie tego nie wyobrażam...

— To sam pójdę sobie kupić — uparł się Neptun, sięgnął po swoje różowe okulary przeciwsłoneczne i złapał klucze od domu. Spojrzał błagalnie na chłopaka. — No proszę. Przecież ja cię tak kocham i taki super jesteś...

— Dobra, nie słódź już, manipulatorku ty mały — przerwał mu Jowisz, wstając z kanapy i wyłączając telewizor.

Gdy już wyszli, Neptun całą drogę nawijał o psach. Między innymi o tym, że od małego chciał jakiegoś, ale nigdy nie miał, że kocha psy i takie tam.

Słońce świeciło dziś dość mocno, więc nasunął okulary na oczy. Gdyby ich nie miał, to chyba by nie przeżył. Jedną z jego zasad było to, że w zimę nigdy nie rozstawał się z swoim czerwonym szalikiem, którego stan był coraz gorszy, a w lato z różowymi okularami w kształcie gwiazdek.

Kiedy doszli do schroniska, ósmy od Słońca podskoczył wesoło, jak pięcioletnie dziecko. Gdy wszedł do środka, skłonił się miło w recepcji.

— Dzień dobry! — Powiedział wesoło, oglądając się na Jowisza, który również się przywitał.

— Dzień dobry — odpowiedziała jakaś planeta karłowata, której Neptun imienia nie znał. — W jakiej sprawie państwo dziś nas odwiedzili?

Głupie pytanie – stwierdził w myślach ostatni od Słońca.

— Szukamy psa — dodał, już na głos. — Najlepiej yorka...

— Mamy akurat szczenięta tej rasy, zapraszam serdecznie — przerwała mu planeta karłowata, wstając z miejsca i idąc w inną część budynku.

Neptun w podskokach pomknął za nią. Już tak bardzo nie mógł się doczekać swojego przyszłego psa, że miał wrażenie, że zaraz wybuchnie z ekscytacji. Nagle jego wzrok przykuł dość sporawy pies, siedzący w klatce sam. Wszystkie inne wokół próbowały zwrócić na siebie uwagę; zaczęły szczekać i skakać w kojcach, ale ten jeden poprostu patrzył, jakby już zrezygnował. Ósmy od Słońca podszedł do niego.

— To jest Bruno — przedstawiła czworonoga pracowniczka schroniska. — Siedzi u nas już dość długo, ma dziewięć lat.

— Wygląda, jakby stracił nadzieję, że ktoś go jeszcze weźmie — zauważył Neptun, nachylając się do poziomu zwierzęcia. Nagle go olśniło. — Cześć, Bruno. Od dzisiaj masz nowy domek! Cieszysz się?

Jowisz również schylił się i popatrzył na Neptuna.

— Jesteś pewien? — Zapytał, dość poważnie. — To dość duży pies, będzie z nim więcej roboty niż z małym yorkiem...

— Spójrz na biedaka! — Przerwał mu zbulwersowany mniejszy gazowy. — Ten piękny, biały kudłacz się już załamał! Czas go ratować! Otwiera mi pani tą klatkę!

Planeta karłowata zachichotała, jakby bawił ją entuzjazm większego ciała niebieskiego. Otworzyła klatkę.

— Teraz trzeba jedynie podpisać dokumenty — powiedziała, idąc z powrotem do recepcji. Wróciła  stamtąd ze smyczą w ręce, którą podpięła do starej obroży psa, po czym wręczyła ją Neptunowi. — Zapraszam za mną.

Gdy Neptun się wyprostował i zrobił pierwszy krok, biały lablador wstał, zamerdał lekko ogonem i poszedł za nim. Ósmy od Słońca miał wrażenie, że zaraz wybuchnie z radości. Szybko podpisał dokumenty i ruszył wesołym krokiem w kierunku swojej orbity, prawie zapominając o Jowiszu, idącym obok.

— Weź tak nie biegnij! — Wydyszał Jowisz, dosłownie go goniąc. — Dawno nie widziałem, żebyś tak się cieszył.

— Z takiego słodziaka nie da się nie cieszyć — stwierdził Neptun, głaszcząc Bruna po głowie. — Pójdziesz ze mną do zoologicznego, kupić mu potrzebne rzeczy?

— Pewnie — odpowiedział Jowisz, bez zastanowienia i skierowali się sklepu.

------
677 słów
Przepraszam, że trochę krótsze, ale żeby fabuła dobrze się rozłożyła na inne rozdziały, nie mogłam więcej napisać😔

Zniszczę dla ciebie Układ Słoneczny [TOM II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz