Rozdział 8: Obawy

37 4 3
                                    

Neptun szybko cofnął się i zamknął okno, gdy Saturn zniknął mu z pola widzenia.

Wszystkie wspomnienia z tej jednej nocy, gdy prawie został zamordowany, niekontrolowanie wróciły. Wiedział, że Saturn chciał się zmienić i na początku wydawało się, iż mu się to udało, ale... Czy aby na pewno?

Ósmy od Słońca był przerażony widokiem, który ujrzał. Saturnem, zapatrzonym w Urana do takiego stopnia, że już chyba wariował. W ogóle sam nie wyglądał za dobrze, ale zdawało się, że kompletnie nic z tego sobie nie robił. Neptun szybko poszedł do swojego pokoju, wziął telefon i na głowę swoje różowe okulary przeciwsłoneczne, nawet w takiej sytuacji nie wyszedłby bez nich z domu, po czym złapał klucze i wyszedł z domu. Zakluczył szybko drzwi i wyszedł ze swojej orbity. Nie zajęło mu wiele czasu, a już znalazł się przed drzwiami swojego sąsiada.

Był nieco zestresowany, dawno nie rozmawiał z siódmym od Słońca, ale wiedział, że powinien go ostrzec. Przecież nikt nie wie, co tym razem odbije Saturnowi.

Westchnął, by nieco się uspokoić, po czym zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Minęła krótka chwila, a siódmy od Słońca pojawił się, mrugając ze zdziwieniem.

— Oh, witaj, Neptunie — powiedział cicho, uśmiechając się lekko. — Nie spodziewałem się tu ciebie... Długo się nie widzieliśmy.

Ósmy od Słońca w głębi duszy odetchnął, iż sąsiad, i dawny przyjaciel, przyjął jego spontaniczną decyzję w pozytywny sposób.

— Cześć, cześć — przywitał się pośpiesznie. — Mógłbym zająć ci krótką chwilę?

— Pewnie, z chęcią cię wysłucham — odpowiedział Uran, robiąc mu miejsce, by wszedł do środka. Dodał z lekkim niepokojem: — a coś się stało? Pomiędzy tobą i Jowiszem wszystko w porządku?

Neptun powędrował szybko do salonu i usiadł na kanapę. Wnętrze domu Urana wyglądało tak samo, jak te dwa lata temu, kiedy ostatnio u niego był; zupełnie nic się nie zmieniło. Wciąż było tu jasno i przytulnie.

— Wszystko u nas gra, dzięki — odparł spokojnie. Dopiero teraz jego wyraz twarzy nieco spoważniał. —  Lecz... Problem dopiero się rodzi...

Lodowy gigant uniósł lekko jedną brew, po czym szybko zajął miejsce obok dawnego przyjaciela.

— Co się dzieje? — Zapytał szybko, w jego głosie dało się wyczuć rosnące napięcie i zdenerwowanie. — Masz znowu te myśli? Czy może chodzi o...

— Nie, nie, spokojnie! — Przerwał mu pośpiesznie Neptun i westchnął przeciągle. — Tym razem tu chodzi o ciebie.

Uran znowu zamrugał, nie rozumiejąc.

— Jak to o mnie? — Zapytał, zdezorientowany.

— O ciebie i... Saturna...

— Nie chcę nawet słyszeć tego imienia — przerwał mu lodowy gigant, krzywiąc się. — Naprawdę, nie jestem w stanie wybaczyć mu tego, co zrobił... I sobie tego, jak byłem ślepy. Durny i ślepy.

Neptun również się skrzywił.

Błagam, wtedy też mi nie wierzyłeś, ale chociaż teraz tego nie bagatelizuj — zabłagał w myślach — o ile mi w ogóle uwierzysz.

— Chodzi o to, że... Saturnowi chyba znowu odbija...

— W jakim sensie? — Uran znowu mu przerwał, coraz bardziej zaniepokojony. — Znowu próbował coś ci zrobić? Może tym razem lepiej to gdzieś zgłosić, coś może ci się stać...

— Uran, daj mi dokończyć. — Tym razem to Neptun mu przerwał, stanowczym tonem. — Chował się u mnie w krzakach, jak do niego mówiłem, to był jakby... nieobecny i cały czas coś majaczył, że musi cię zobaczyć chociaż na chwilkę, przy czym dosłownie gapił się w twoje okno z lornetką w łapach. Cały był pocharatany, ale go to nie obchodziło, jakby nic nie czuł, bo musiał cię szukać... Niepokoi mnie to.

Siódmy od Słońca zakrył usta dłonią, wpatrując się w Neptuna w oniemieniu. Jego sąsiad musiał przyznać, że przez te dwa lata, kiedy praktycznie z nikim się nie kontaktował, strasznie zmiękł. Ale w tym pozytywnym sensie. Chyba pozytywnym...

— To bardzo... Źle — stwierdził krótko Uran. — Ale nie mogę nic na to poradzić. Lepiej zgłosić to, że znowu się u ciebie czaił, może ci się...

— Uran, nie. Czego ty nie rozumiesz? — Neptun znowu mu przerwał, zamykając na chwilę oczy w zirytowany. Co było w tym takiego trudnego? — On nie czai się znowu na mnie, tylko na ciebie. To ty możesz być teraz w niebezpieczeństwie. — Na ostatnie zdanie nałożył nacisk.

Lodowy gigant pokręcił głową.

— Jesteś poprostu przewrażliwiony — stwierdził, wstając.

— Zmieniłeś się — Neptun również wstał. — Ale wciąż bagatelizujesz dosłownie te same problemy. Wcześniej ostrzegałem cię przed Saturnem, a ty nie wierzyłeś. Jak to się skończyło? Chyba nie muszę przypominać. Nie zdziw się, jak znowu wszystko potoczy się tak samo, tylko z tobą w roli głównej.

Po tych słowach dosłownie odwrócił się, skierował do przedpokoju i wyszedł. Gdy tylko opuścił orbitę, wyjął z kieszeni telefon. Po paru sygnałach usłyszał znajomy głos.

— Coś się dzieje? — Zapytał Jowisz, dość nerwowym głosem.

— Po twoim tonie to raczej ja powinienem zadać to pytanie — stwierdził Neptun, przymykając oczy. — Coś ty taki spięty?

Gazowy olbrzym milczał chwilę.

— Natłok pracy, to tyle — odparł chłodno. — Za dużo roboty na raz sobie wziąłem... Dlaczego dzwonisz? Streszczaj się, błagam, bo mam naprawdę niewiele czasu.

— Skoro jesteś tak zajęty, to powiem ci kiedy indziej — stwierdził Neptun, wzdychając. — Pa, kocham cię.

— Papa — odpowiedział krótko Jowisz i rozłączył się.

Neptun znowu westchnął, a jego głowę zalała fala ciemnych, jak burzowe chmury, myśli. A może on już go nie kocha? Nie ma dla niego czasu i unika go? A może... Nie. A może tak..? Przecież nie był idealny, wręcz sprawiał same problemy... Jak można kochać kogoś takiego?

Ósmy od Słońca potrząsnął szybko głową, by odgonić natłok w głowie, jednak niezbyt mu się to udało. Szybko skierował się w stronę swojej orbity, a potem wszedł do swojego ukochanego domu.

------
882 słowa
Ostatecznie udało mi się dodać rozdział przed wyjazdem :3
Pisałam już na tablicy, ale wiem, że nie każdy ją czyta, więc: jadę na wakacje na tydzien i rozdziały mogą się w tym czasie nie pojawiać, ewentualnie jeden lub dwa, gdy znajdę trochę czasu.

Zniszczę dla ciebie Układ Słoneczny [TOM II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz