Był przyjemny, letni wieczór. Mars i Merkury co chwilę coś mówili, prowadząc bardzo ożywioną rozmowę na nieznany Saturnowi, który ich praktycznie nie słuchał, temat. Był zbyt skupiony na swoich myślach. Cały czas patrząc na tą dwójkę widział w nich siebie i... Urana. Przystanął na chwilę, by zostać nieco w tyle. Dwie skaliste planety nawet tego nie zauważyły, tylko, trzymając się za ręce, wciąż mknęły do przodu.
- Idziemy na most? - Zagadnął do partnera pierwszy od Słońca, uśmiechając się. - Będziemy mogli obejrzeć zachód.
- To świetny pomysł! - Odpowiedziała mu od razu mała czerwona planeta.
Saturn wciąż wbijał w nich spojrzenie, które coraz mocniej zaczynało robić się puste. Zagłębił się w swoich myślach i wspomnieniach. Tych, w których razem z Uranem byli szczęśliwi.
Dlaczego ja musiałem to wszystko tak bardzo spieprzyć? - Zastanowił się. Nagle wzdrygnął się, słysząc swoje imię.
- Saturn? Saturn, do jasnej cholery! - Dwie skaliste planety stały do niego przodem. Wywołany zamrugał, nie wiedząc, o co im chodzi. Merkury uniósł jedną brew, zaniepokojony. - Wszystko okej?
Dopiero teraz dotarło do niego, że wciąż gapił się na nich bez słowa.
— Ach, tak, tak! Zamyśliłem się — Saturn wymusił cichy chichot i szybko ich dogonił. — Nie ważne, chodźmy już na ten wasz mostek, gołąbeczki wy moje.
Chwilę jeszcze stali w dość niezręcznej ciszy, w której pierwszy od Słońca wciąż mierzył wzrokiem planetę z największymi w Układzie Słonecznym pierścieniami, pokazując, że niezbyt wierzy w jego słowa. Mars nerwowo zerkał raz na jednego, raz na drugiego, aż w końcu poprostu pociągnął za rękę partnera, którego wciąż trzymał, przypominając mu o tym, że mieli iść. Ten szybko zareagował, popatrzył na niego i poprostu ruszył do przodu. Tym razem szósty od Słońca zrównał się z ich tempem.
— Ej, Saturn — zagadnął nagle Merkury. — Pamiętasz to miejsce?
Wywołany przystanął i rozejrzał się. Park blisko mostu... Strasznie głupie pytanie. Mieszka w Układzie Słonecznym od małego, jak może nie pamiętać tego miejsca?
— No... tak — odparł, jakby to było logiczne.
Na jego wypowiedź Merkury prychnął cicho, rozbawiony.
— Ale chodzi o to, co się tu kiedyś stało — wyjaśnił. Gdy Saturn zamrugał, wciąż nie rozumiejąc, westchnął i dodał: — no tej akcji z Neptunem. Chciałem zapytać, o co wtedy poszło? Do tej pory nikt w sumie nie wie.
Saturna jakby coś uderzyło od środka, a scena kłótni i wielkiego huraganu, lecącego prosto na niego, Urana, krzyczącego na dawnego przyjaciela i wszystkie planety, strasznie zdenerwowane, wdarła się przed jego oczy, boleśnie rozdrapując starą ranę. Szósty od Słońca skrzywił się i zamknął na chwilę oczy.
— Jeśli mam być szczery, to nawet sam nie pamiętam... — Odezwał się dopiero po chwili. Zapomniał ukryć ponurego tonu głosu. — Pewnie coś źle, celowo, powiedziałem. Neptun miał swoje problemy, a ja mu jeszcze dowalałem mnóstwo swoich, nie wspominając o... Wiadomo jakiej akcji.
Mars pokiwał w zrozumieniu głową. Otworzył usta, by się odezwać, jednak Merkury go wyprzedził. Czerwony skalisty tylko przymknął oczy, nieco zirytowany.
— E tam, stare czasy, nie ma co wspominać — stwierdził pierwszy od Słońca, zupełnie się tym nie przejmując. — Neptun poprostu wszystko zbyt bardzo przeżywał, dalej to czasem robi. Ej, ktoś powiedział, że jestem głupi, co teraz? Ej, a może nikt mnie tu nie chce? Ojej, ale dlaczego każdy mnie nienawidzi? Ajajaj, a może to moja wina? To wszystko moja wina! Wszyscy zginiemy... Oh, nie! Najlepiej się teraz spróbować zabić! — Merkury, mówiąc to, utrzymywał prześmiewczy ton głosu, robiąc przy tym dramatyczne miny. Na sam koniec zaśmiał się, patrząc Saturnowi w oczy. — Nigdy go nie lubiłem. Według mnie jest poprostu głupi.
Szybko dostał kuksańca w bok od czerwonego skalistego.
— Ej, no co mnie lejesz? — Wykrzyknął oburzony Merkury.
— Ogarnij się — syknął Mars, próbując napotkać jego spojrzenie, co mu się ostatecznie nie udało. — Żartowanie z takich rzeczy nie jest wcale zabawne.
— Jest, bo sam Neptun jest w cholerę zabawny! — Merkury wciąż brnął w ten temat.
Saturn uśmiechnął się, jednak gdzieś w środku czuł, jakby miał zaraz eksplodować. Z Neptunem było kiedyś naprawdę źle, a on tego nie mógł zrozumieć, chciał jeszcze bardziej mu dokopać, tylko z głupiej zazdrości. Zazdrości o jedną sytuację sprzed paru lat. Szósty od Słońca miał ochotę zwyzywać w tym momencie samego siebie.
Dlaczego ja byłem taki głupi? — Przebiegło mu przez myśl.
— Skończmy ten temat. — Zadecydował, wchodząc na most, do którego w końcu doszli.
Pierwszy skalisty znowu prychnął.
— A co, będziesz uciekał od sprawy jak nasz zdepresowany Neptunek? — Zażartował, na co znowu oberwał lekkim ciosem w bok od Marsa.
— Merkury, mówiłem ci, żebyś się ogarnął. — Czwarty od Słońca wydawał się czerwony ze złości. Dopiero po chwili do Saturna dotarło, że przecież on zawsze był czerwony...
*
Po około godzinie cała ich trójka znalazła się przy czwartej orbicie. Merkury chciał odprowadzić Marsa do domu, a że Saturn i tak szedł w tamtą stronę, również postanowił go odprowadzić. Prawie z nimi nie rozmawiał, pogrążony w chaotycznej burzy swoich myśli. Gdy Mars zniknął za drzwiami, Merkury szybko odwrócił się od jego domu i wydał z siebie znudzony jęk.
— On tak ostatnio mnie wkurza... — Mruknął, wywracając oczami. — Nawet pożartować się z nim nie da! Merkury to, Merkury tamto, a niech go szlag trafi. Oczywiście w żarcie! Już by mnie za to zwyzywał...
Na twarzy gazowego odbiło się chwilowe zdziwienie, które szybko zamaskował. Kompletnie nie spodziewał się, że takie słowa padną z ust małego skalistego. Merkury i Mars od zawsze byli ikoniczną parą, która była ze sobą już naprawdę długo... Zupełnie nie spodziewał się, że tak wygląda sytuacja. Postanowił dalej grać, by nie pokazać ani swoich emocji, ani swojego zdania.
— Ta... Powinien trochę wyluzować — dobrze mówi, z takich spraw nie powinno się żartować... — Irytuje mnie coraz bardziej — Nie prawda, naprawdę go lubię! W końcu to mój przyjaciel, jest tak troskliwy i poprostu chce dla wszystkich dobrze.
Merkury uśmiechnął się, nawiązując pewny siebie kontakt wzrokowy z przyjacielem.
— Cieszę się, że się zgadzamy — powiedział, przymykając oczy i uśmiechając się zadziornie. — Idziemy do baru? Noc jeszcze długa.
Saturn, tym razem, całkowicie zamaskował swoje zdziwienie. Również wymusił uśmiech i pewną siebie postawę.
— Głupie pytanie — odpowiedział jedynie, po czym oboje skierowali się w stronę ukochanego przez wszystkich i najbardziej ikonicznego w Układzie Słonecznym baru u Makemake.
--------
989 słów
Planetki moje kolorowe!! Przepraszam za prawie dwutygodniową przerwę, ale jak mówiłam, byłam na wakacjach, a potem średnio u mnie było z czasem, bo musiała nadrobić spotkania z przyjaciółmi, bo się za nimi stęskniłam 😔😔 naprawdę, postaram się pisać regularniej i częściej, obiecuję 🙏🙏
Już kiedyś to chb na tt pisałam, jeszcze podczas tworzenia pierwszego tomu, ale lubię Saturna. Każdy go nienawidzi, tymczasem ja mam inną postać, którą bym najlepiej usunęła z książki🥰🥰
Dobra miśki, do zobaczenia!!
CZYTASZ
Zniszczę dla ciebie Układ Słoneczny [TOM II]
RomanceOd próby zabójstwa na Neptunie minęły już dwa lata, a on zdołał już dojść do siebie i zacząć nowe, normalne życie. Wszystko wydaje się być w porządku, do czasu, aż jedna z planet stara się odzyskać swoje dawne życie i naprawić błędy, przez co nieste...