Pomoc

6 0 0
                                    

Przez całe życie posępny dzień, podkrążone oczy z sennym wyrazem. Nie ważne jak zmęczona, by nie była, nie przestanie czytać, aż do uzyskania określonej ilości stron. Jedyną zmianą spojrzenia, było to co niezastąpione i namacalne. Zauważyła podobieństwo, odmalowaną na niebo w książce. Opis wydał jej się tak piękny, że aż podeszła do okna, by je docenić. Niebo jednak zamiast błękitu, przykryło się ciemnymi chmurami, nawet księżyca nie było widać. Po obu stronach, fikcji i rzeczywistości. Myśli nieustanie, zadając sobie pytania w głowie. Nie ważne gdzie się całą obecnością wpatruje, ale pragnęła tylko zapamiętać trwale fabułę. Przyszłość groziła cały dzień o zmierzchu, na końcu nic nie widziała. Tej przejrzystości i lekkości przemijalnych dni, naprawdę czym tu się przejmować? Czas ulegnie. Mimo to, zmartwienia, nieustannie dawały jej znać o tym co fizycznie nie istnieje. Nie była usposobiona, jak gdyby nic nie widziała. Przed spaniem zrzędziła, a może dlatego, że rozbłysnął promyk nadziei, ale on szybko zgasł, była strapiona. Wymknęła się. Zdarzyło się, to co się zdarzyło. Na dworze mgła przykryła ją, ochładzając ciepło nadmiaru gorących kaw w organizmie. Drzewa przykryły się jedwabnym szumem w dotyku dla uszu. Dokąd miała się udać? Doskonałe znała te ciągnące się osiedlowe blokowiska. Najbliższy sklep jest już o tej godzinie zamknięty. Czy chodzenie bez celu to marnotrawienie czasu? Może po prostu pewne rzeczy, które nie będą nigdy wypowiadane na głos, muszą zostać przekazane myślą. Może jednak lepiej by było zamilknąć na wieczność? Czuła się tak jakby od zawsze, nie istniała. Ledwo widoczne światło lamp, dawało jej iluzje, dokąd idzie. Myślała, że nieżywa rzecz może wskazać jej drogę, bo ona sama nie wiedziała. Nie zauważyła kiedy wszystko zaczęło się rozjaśniać. W jednej chwili zauważyła, że coś jest z pewnością nie w porządku. Nie rozpoznała tego miejsca na niebie nie było, ani gwiazd, ani słońca. Zamiast ludzi widziała różne kolory, rysy ich twarzy były niedostrzegalne. Każdy przechodzień mimo tego wyglądał serdecznie. Wpatrywali się na nią, po chwili opuszczając głowy w inną stronę. Słyszała niezliczoną ilość słów wypowiadanych w jej stronę, po prostu potrzebuje czasu, ale kto jej w końcu powie? Wygląda tak niepozornie. Zaczęła biec po parku, w którym były umieszczone ławki bez ładu i składu.

-- Hej! Ty nie wiesz, gdzie jesteś, prawda? – Postać indygo w garniturze i kapeluszu siedziała na trawie.

-- Gdzie ja jestem, czy jest to tylko mój sen?

-- Nie, trafiłaś na sam koniec swoich myśli. Ludzie trafiają do świata, gdzie jedyną formą komunikacji jest słowo wypowiadane. Ludzie przenoszą się tutaj kiedy mają tyle słów do powiedzenia innym, a jest to tłamszone przez kilkaset lat. Jesteś tutaj, by nauczyć się sobie z tym radzić.

-- Ale ja nie chce!

-- Najwyraźniej podświadomie tego potrzebujesz.

-- Czy da się stąd wyjść?

-- Każdy, kto się tu zjawił, zatracił swoją osobną integralność ze światem. Dlatego nasz wygląd tak bardzo różni się od twojego. I twoja twarz kiedyś będzie tak ładna jak nasza, a twoje myśli wkrótce znikną.

Od zawsze ceniła swój własny świat w głowie. Kiedy inni ją odrzucali, ukrywała się w rozmowach sama ze sobą. Dlaczego jej jedyny znany jej tak dobrze sposób radzenia sobie z życiem jest niewłaściwy? Te istoty przypominały jej zamazanych i niedostępnych dla niej ludzi z przeszłości. Nie potrafiła z nimi rozmawiać, nawet jak próbowała. Jak ma to jej pomóc? Może musi po prostu przestać całkowicie istnieć? Odzywać się do innych na pewno nie będzie, a jak straci jedyny swój dowód istnienia, czyli myśli, to przypadnie bez wieści. Wpadła w rozpacz, dlaczego tyle ludzi wymuszało na niej to, że ma zrezygnować z siebie samej? Mówili, jesteś za cicha, musisz się odzywać więcej. Rozejrzała się po przestrzeni w nadziei, że znajdzie kogokolwiek kto ją zrozumie.

Były tylko postury rozmieszczone po całej szerokości i kakofonia dźwięków.

Musisz się więcej odzywać! Zrezygnuj z siebie samej na rzecz innych!

Czuła się otoczona ze wszystkich stron. Kiedy nagle jakaś postać, która miała ledwo widoczne rysy twarzy, podała jej nóż do ręki i powiedziała, albo ty, lub oni. Ja cię akceptuje taką, jaką jesteś. W razie czego celuj w ich serce. Kiedy zobaczyli nóż, podbiegli do niej, by wyrwać z jej z ręki. To było takie łatwe, ich miękkie ciała przypominały krojenie ciasta. Ocalali odbiegli daleko od niej.

Postać z boku z zaciekawieniem wpatrywała się w nią.

-- Proszę, weź oderwij mi język, bo wtedy może moje myśli wrócą. Nie mogę bez nich żyć. Sama tego zrobić nie mogę, bo nóż natychmiast spada z mojej ręki. – jednym zdecydowanym ruchem zrobiła to, ale nie było krwi.

Po chwili sama sobie tez to zrobiła i została w swoich myślach na długą chwilę. Dopóki nie zdała sobie sprawy, że chciałaby z kimś porozmawiać o swoich trudnościach w komunikacji międzyludzkiej. Bo to jak ludzie z jej otoczenia chcieli jej pomóc, było nie do wytrzymania i ranił ją przez całe życie. 

Utrzymać się na powierzchniWhere stories live. Discover now