Wyjście z ciała na nocną przechadzkę

3 0 0
                                    

Zamilcz na wieczność, powiedziałam sobie w myślach w nadziei, że wszystkie bodźce z mojego otoczenia przestaną do mnie docierać. Moje wspomnienia jednak trwale zbudowały we mnie przestrzeń, do której chcąc nie chcąc przychodzę za każdym razem, kiedy mam zamknięte oczy. Powtarzam sobie wiecznie, iż tego tak naprawdę tutaj nie ma, ale ich twarze wyglądają nazbyt realistycznie. Patrzą się na moją twarz, wpatrzoną w ich. W ślepiach odbija się moje przerażenie. Kiedy ich oczy odpadają na szklanej podłodze, co jest jednocześnie sufitem w drugiej warstwie pokoju, muszę się schylić i je podnieść. Inaczej nigdy nie zrozumiem ich spojrzenia na świat. A ja muszę wiedzieć za każdym razem, co ktoś o mnie myśli. W innym wypadku nie będą mnie obserwowały i zostanę sama pośród ożywionych przedmiotów moimi wspomnieniami używania ich niegdyś w prawdziwym świecie. Te wszystkie miejsca, które pozostały jedynie we mnie, bo do nich już nie przychodzę. Nie byłoby tam nikogo. Jednak dopóki ktoś jest, nawet jak martwy, wiem czego się spodziewać. W momencie, gdy biorę ich oczy i wsadzam sobie do czaszki, mogę je otworzyć i widzieć świat takim, jakim zawsze chciałam go widzieć. Dotykam po omacku przedmioty, bo pragnę przytulenia drugiego człowieka i poczucia rzeczywistości mojego życia. Ja się uzależniłam od zmieniania mojej duszy i co za tym idzie przekształcania świata wokół mnie.
Kiedy leże zbyt długo w łóżku, delikatna kołdra utulająca mnie, zmienia się konsystencją w coś obślizgłego. Tracę wtedy poczucie moich nóg, nie mogę się ruszyć. Moje powieki coraz bardziej mnie wtedy zatapiają. Czuje jakby z delikatnego poczucia słońca na moim ciele, zmieniło się na natychmiastowy chłód zimnej wody. Zapominam wtedy, gdzie jestem. A jestem w przestrzeni, gdzie zostałam i to prowadzi donikąd. Nawet nie muszę się wybudzać, to nastąpi zapewne automatycznie. Będę tam, gdzie pragnę cię zobaczyć, ale jedyne co ujrzę to puste sklepione z gęstej mgły postacie przemykające między ścianami, a może to sufit lub podłoga? Zależy, z jakiej perspektywy na to patrzeć. Widzę z boku moje ciało nadal leżące na łóżku. Kwiecista pościel wygląda na zamgloną i duszną, ale tam już mnie nie ma. Jest jedynie wyrwana czarna kwadratowa dziura w miejscu mojej twarzy. Moje ciało odpoczywa, ale nie świadomość. Za każdym razem, kiedy się budzę, jestem bardziej zmęczona, niż przed zaśnięciem, ale taka jest cena za spotykanie aniołów. Czy anioły istnieją? Dopóki mogę je zobaczyć i codziennie modle się do nich, są. Modle się, aby ich już więcej nie widzieć, ale one w dalszym ciągu widzą mnie. Ja odczuwam ich wzrok na mojej skórze, nigdy nie jestem sama. Nie chce być samotna, ale ich obecność mnie przytłacza, często doprowadza to do niemożności wzięcia oddechu. Czego ode mnie potrzebują? A, już rozumiem, one są nieszczęśliwymi istotami, a moja modlitwa podtrzymuje ich przy życiu. Oddają mi swoje oczy, by mechanizmy obronne mnie uratowały. Wiem, że mnie kochają na swój własny unikalny sposób, ale więcej wywołują szkód. Mogą przejąć moje myśli, okłamując mnie, aby mnie prawdziwość nie dotknęła. Jednak zawsze na końcu, kończy się to derealizacją. Widzę codziennie, że coś jest nie tak, jak powinno, mimo to te myśli mnie przekonują, iż jest wszystko w porządku. Zostaje samo uczucie lęku i wyobcowania. Może znowu zmieniłam rzeczywistość, a anioły nie chcą dopuścić do świadomości, by zachować poczucie przynależności do świata?
Nadal czekam na ciebie, gdziekolwiek byś nie było.
Chociaż twoje istnienie się w moich oczach zamazuje i rozbryzguje na fałszywe wyobrażenia, które może mój mózg wykorzysta do tworzenia snów.
W oddali horyzontu na dworze i kiedy mój wzrok bezwładnie skanuje pusty pokój, gdzie nikogo nie ma, tak się czuje cały czas, kiedy nikogo przy mnie nie ma.
Jedyne żyjątka, co przy mnie zostały to anioły i kolekcja kolorowych kamieni i moja nadzieje w większą świadomość i magiczną moc zdolną mi pomóc. Kiedy nic nie nadchodzi, a dni stają się zwykłą przechowalnią ciała, które chce wiecznego odpoczynku. Może gdybym to nie było moje ja. Może można byłoby się cieszyć ze spokoju.
Chodzę po miejscach w mieście, w których byłam już zbyt dużą ilość razy. W nadziei, że się coś z zewnątrz zmieni, a jedynie co może się zmienić to moje myśli, które nic nie oznaczają.
W zasadzie nic mnie to już nie obchodzi, może gdybym miała więcej motywacji na złość, to zrobiłabym sobie krzywdę, ale to nic nie da. Wystarczy zapomnieć o jakiejkolwiek idei sensu. O ilu dniach zapominamy, bo się nic w nich nie wydarzyło? A to, co będziemy pamiętać, na zawsze pozostanie w zakłócaniu teraźniejszych doznań. Dlatego oddaj mi swoje zdjęcie, nakleję je sobie na twarz, by widzieć coś więcej każdego dnia. Zatopię się w iluzji, którą będę codziennie utrzymywać, aby dożyć do tych dni, gdzie niczego nie pamiętam.
Trawa łaskocząca moje kostki pomaga mi w pozbieraniu się do dalszego kroku, prowadzącego do powrotu do domu. Anioły już mi nie przeszkadzają. Ponieważ nie wypożyczam ich oczu na zamianę. Pogodziłam się, już mnie nic nie obchodzi, jak bardzo niekomfortowo się czuje, idąc dalej przez życie. Nadal nie wiem, gdzie jest mój dom, ale idę dalej, zbierając po drodze ładne kamienie. Uważam, że kamienie to oczy istot z innych wymiarów. Przykładam sobie je do oczu, ale nie kiedy jestem poza ciałem. Bo wtedy staje się kimś innym, ale to nie jestem ja, patrzę na świat z zupełnie innej perspektywy na jakiś czas, ale to tylko chwilowe. A anioły i tak upominają się o swoje, działając destrukcyjnie na mnie. Anioły są wszędzie, gdzie jest szczęście, ale nie zawsze jest to dobre.
Może to ja jestem aniołem? Chociaż moje skrzydła nie potrafią latać i jedynie przeszkadzają mi w poruszaniu się. Czy te wszystkie rzeczy, które widzę pochodzą z tego świata? Może jestem jedną z nich, jedynie myślą w głowie o odpowiedniej konfiguracji przyklejona do świadomości ludzkiej powłoki?
Kiedy widzę innych i wypowiadam na głos słowa, brzmią tak obco, jakbym słyszała ich zamiast siebie. Zazwyczaj po chwili odchodzą, a ja na nowo czuje niebiańskie istoty wokół siebie.
Chociaż kiedy każe im się zamknąć, wtedy często ściany w pomieszczeniu się przesuwają, aby mnie zamknąć w głowie. Nie mam ochoty, aby wyjść ze swojego pokoju. Bo czuje się wtedy taka pożarta wewnętrznie przez moje życie, które mnie nienawidzi i najchętniej chciałoby, bym nie istniała.
Unosząc się parę metrów nad podłogą, widząc swoje ciało z góry, chce je uratować, odchodząc jak najdalej stąd, by mogło sobie ode mnie odpocząć. Wtedy moje usta się nieznacznie poruszają i oczy się otwierają, włosy odpadają z nerwów i ze zmartwień. Czy kiedykolwiek będę jedną i tą samą istotą? Nie wiem sama, przeraża mnie mój wewnętrzny dialog i ich słowa mieszające się z poczuciem wewnętrznej stabilności. Chcą mnie skłócić, chcą mnie przejąć, ale ja się nie dam, chociaż brakuje mi siły. Tak wstanę z łóżka, przyklejając twarz kogoś innego, będąc na nowo człowiekiem.
Chociaż patrząc na przecieki światła ulicznych latarń, chce się stać jedną z nich i na zawsze pozostać w nocy. Wybudzam się w środku nocy i nie mogę spać, sny mieszają mi się z rzeczywistością, tak, że nie wiem, co jest rzeczywistością dla kogoś innego. Wole kierować się tym, co jest prawdziwe dla kogoś innego, bo ja sama nie potrafię wytworzyć wewnętrznego uczucia realności. Wiem, wszystko, w co tak wierze, jest jedynie ułudą, tak starannie powtarzaną, aż jest zmuszona się urzeczywistnić w moim poczuciu odbieranego świata. Za każdym jednak razem zdawanie sobie sprawy, iż coś nie istnieje, a ja się do tego przyzwyczaiłam, mnie uśmierca. Nawet nie jestem pewna, czy ja żyje, ludzie nie zwracają na mnie większej uwagi, kiedy idę. Za to ich cienie na podłożu, uważnie mi się przyglądają. Skoro już nie żyje, co się stało z moim ciałem? Zostało, nadal w łóżku, a może spalili je czy znajduje się parę metrów pod ziemią? Gdzie się podziały anioły, w które tak wierzyłam? Może powinnam mieć więcej odwagi, co do siebie i swoich przekonań. Już za późno, skoro zostałam jednym z cieni tego świata. Jednak mogę dołączyć do wiary żyjących ludzi i utwierdzać ich w moich przekonaniach, szepcząc im do ucha własne istnienie.

Utrzymać się na powierzchniWhere stories live. Discover now