Nieożywione kwiaty

1 0 0
                                    

Próbowałam cię odnaleźć w niezliczonych światach. Za każdym razem obraz mi się zmieniał z każdym kolejnym dniem, cię coraz bardziej traciłam. Próbowałam na swojej skórze wyryć twoje inicjały. Zabliźniało się, ale twoja materialna poświata nie powstała z mojej upływającej i na końcu zeschniętej krwi. Zapomnienie kiedy zamykam oczy i mogę cię znowu dotknąć, widząc twoją twarz, ale co to tak naprawdę jest? Zadaje sobie w głowie pytanie, zanim obraz na końcu mi się całkowicie nie rozmaże. Jesteś jedynie moją obsesją, a ja zostałam sama z tym.

Ze światów skleję swoje nowe myśli w głowie, zastąpią mi ciebie. Może jest to niezdrowe. Chce przekształcić moje życie, za każdym razem ocierając się o śmierć w ciernie, które mnie podnoszą, do coraz większej ciemności z poświatą blasku tej jednej rzeczy tak dewastującej, a jednocześnie przyjemnej.

Szczęście to stan kiedy mnie nie ma, a zaczyna się coś całkowicie innego od tego, co pamiętam i się przyzwyczaiłam.

Wystarczy zagadać do mnie, zanim zniknę, utrzymaj się na powierzchni codziennie, walcząc o uwagę.

Co to jest, to czego tak pragniesz? Czy to istnieje, a może jest jedynie ulgą?

Nie lepiej żyć bez tej przyjemności, z poczuciem nicości, ale i też w poczuciu spokoju? Właściwie gdzie ja próbowałam cię znaleźć? W tych wszystkich miejscach, w których cię nie było? Błagam, po prostu wtedy myślałam o tobie.

Wole przestać myśleć, ale to mnie nie chce opuścić. Za każdym razem kiedy próbuje, to staje się głośniejsze. Używa mojego imienia, mówi, że możemy być szczęśliwe w innym świecie. To, czego właśnie tak pragnę, ale teraz tego nie chce. Rozpadam się na niezliczone słowa, aby tylko nie czuć się ze sobą źle. Te słowa, które ze mnie wyciągnięto znikły. Na ich miejsce pojawiły się te, które tak w sobie tłumiłam. Widzę cię nadal przemykającą między moimi myślami, zabrałaś mi moją świadomość. Więc zabiorę twoje życie, albo osoby, która choć trochę przypomina mi ciebie. Zaczekam na odpowiedni moment kiedy te samo ostrze, co mnie raniło, zedrze wreszcie ciebie ze mnie. Siedziałam na balkonie i popijałam kawę, wyobrażając sobie to, co zrobię kiedy wreszcie się uwolnię. Kawa, którą piłam, właśnie się rozlała w moim żołądku, pozostawiając gorzki posmak na ustach. Księżyc był ubywający, w następnym dniu pewnie będzie za chmurami. Nie potrafię przestać myśleć, kiedy stanie się moim jedynym słońcem, zanim wszystko zniknie i pozostanie w ciemności moich powiek. Poczekam, tyle ile będzie trzeba. Zaczęłam się śmiać, ale bardziej to przypominało głuchy pisk komara dla tego świata, każdego to denerwuje, a zwłaszcza sąsiadów. Więc się zamknęłam, ale wtedy poczułam, tak jakbym nie istniała. Przeraziłam się, wstałam i wychyliłam się przez barierkę. Zobaczyłam tam mnie samą, trzymającą przedmiot, na którym była kiedyś moja krew, a teraz jest kogoś innego. Bym była zapomniała. W zasadzie nawet nie potrafiłam odróżnić czy to była moja twarz, czy tamtej osoby. Może to był jej duch, który chciał mi coś powiedzieć? Przecież nic już nie może powiedzieć, bo nie żyje. Zaśmiałam się, bo wtedy zniknęło, a mnie nikt nie obarcza odpowiedzialnością.

Zaraz gdzie zostawiłam ciało, nie mogłam sobie przypomnieć? Wtedy moja współlokatorka wyszła na balkon.

-- Czemu żyjesz? -- powiedziałam

-- Wiesz? Od wyobraźni, a rzeczywistości dzieli nie wiele, jeśli umie się robić lekkomyślne rzeczy. A czemu żyje? Bo nie mogę przestać o tobie myśleć. Każda rzecz, która się dzieje na świecie w moim życiu, nie może się z tobą równać. Widzisz? Jestem odzwierciedleniem ciebie! Kochasz mnie, tak bardzo, że stworzyłaś projekcje mojej śmierci.

-- Udowodnij mi swoją prawdziwość.

-- Dobra, więc wyskoczę do ogrodu przez tą barierkę na twoich oczach!

-- Chyba w moich oczach.

Chciałam wtedy tak bardzo skoczyć, nie żeby umrzeć, ale by zobaczyć jej prawdziwość. Jednak zamiast tego wyszłam przez strych do ogrodu. Już dawno przestałam wychodzić na zewnątrz, odkąd zaczęłam zbierać sztuczne rośliny. Całe pomieszczenie było duszne i pokryte w całości radioaktywną zielenią. Jej ciało też. Moje ciało w zasadzie też powoli przestało obumierać z powodu niejedzenia. Jedyne, co zostanie wieczne to plastik. Nie będę spała, aby nie widzieć swojej twarzy, wole patrzeć się cały czas na nią, w moim pozostałym czasie w życiu. Tylko że to nawet nie jest ona. To marna imitacja, obserwuje ją, aby tylko i wyłącznie utwierdzać się w przekonaniu, iż jestem uwolniona od tamtej osoby. Czasami kiedy moje oczy się samoistnie zamkną, widzę i żałuje, że nie udało mi się zabić więcej osób tak jej podobnych. Bo nie mam na to już siły moje myśli całkowicie znikły w chwilą kiedy zdałam sobie sprawę, że ta osoba mnie kochała, a ja jej nie potrafiłam kochać, stwierdziłam, iż łatwiej mi będzie przetrawić jedynie jej wygląd przybliżający ją do niej. Nagle jej ciało się ruszyło, ale ja nie mogłam się poruszyć, ona wyszła ze strychu, a ja tam zostałam. Nawiedzająca nieożywione kwiaty.

Przepraszam boga, w którego nie wierzę, bo zabrał mi możliwość w niego wierzenia. Ona ciągle gdzieś tam żyje, a ja nie. Ona by uwierzyła, że ten posklejany plastik z moją duszą to przepiękny ogród. Kim ona jest? Nawet już nie pamiętam, bo widzę tylko oprawioną moją twarz w ramkach na ścianie. Całe ściany są w nich oprawione. To ja je kiedyś namalowałam, aby nie zapomnieć, jak wyglądam. Każda rysa twarzy, coraz bardziej zniekształcona, ale się nie zestarzałam. Na zawsze pozostanę młoda, albo zjedzona przez robaki. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 19 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Utrzymać się na powierzchniWhere stories live. Discover now