Aaron
Telefon dzwonił chyba już dziesiąty raz. Kto mógł dzwonić o 6 rano w niedziele i czego chciał?
-Czego?-odebrałem wkurzony, że mnie obudzono.
-Stary idziemy dziś z Alexem do klubu?-odezwał sie ucieszony głos Xaviera, przerwał mi sen i zadowolony z siebie. Dodatkowo z zapytaniem o błahostkę, o którą mógł równie dobrze spytać po południu.
-I naprawdę tylko po to budzisz mnie o 6 rano, nie mogłeś spytać mnie o to później?!-warknąłem do przyjaciela-Możemy iść a teraz daj mi spać-burknąłem i sie rozłączyłem.
Po chwili dostałem SMS-aXavier:Widzimy się o 20:00 pod domem Alexa;)
Aaron:OK
Musiałem odespać noc bo nie mogłem zasnąć po niezapowiedzianej wizycie ojca u mnie. Nienawidziłem go całym sercem za to, że zniszczył mi całe dzieciństwo. Nie chciałem go nienawidzić, ale nie potrafiłem go kochać po tym wszystkim co mi zrobił. Nie okazał mi miłości ojcowskiej a teraz oczekiwał, że będę się mu rzucał w ramiona jak mały szczeniaczek. Nie byłem na tyle głupi,wiedziałem jak bardzo mnie skrzywdził. Ten człowiek, który powinien być dla mnie wzorem był dla mnie tylko bolesną raną. Niszczył mnie codziennie, a wszystko zaczeło się od niej. Od mojej matki, która nas zostawiła. Ale czy to powód by krzywdzić własne dziecko? Nie każdy by popadł w alkoholizm, więc czemu mój ojciec się w tym zatopił? Czy naprawdę był aż tak słaby?
Gdy wstałem było po 10:00, więc postanowiłem się umyć i coś zjeść. Dzień zleciał mi tak szybko, że nawet nie wiem kiedy. Słuchałem muzyki, zjadłem śniadanie i obiad z wczoraj. Starałem się nie myśleć o ojcu i o przeszłości, ani o tym co sie stało wczoraj. Włączyłem telewizor i pochłonęłem się w graniu. A kiedy popatrzyłem na telefon by zobaczyć jaka jest godzina, natychmiast podskoczyłem z miejsca i wyłączyłem telewizor. Miałem 15 minut do stawienia sie pod domem kumpla, więc szybko wziąłem kluczyki z blatu i wyszedłem z domu by otworzyć garaż, w którym stał mój piękny czarny Ford Mustang GT. Wyjechałem nim przed dom po czym zamknałem garaż i udałem sie pod dom Alexa. Wiedziałem, że jestem spóźniony, ale może mnie nie zabiją. Śmiałbym stwierdzić, że raczej się już do tego przyzwyczaili bo z reguły się spóźniam i nie często jestem na czas. Chłopaki już na mnie czekali rozmawiając w najlepsze. Zaparkowałem auto i wyszedłem do nich.
- No witamy a kto to zawitał w nasze skromne progi. Aaron Davis jak zwykle spóźniony.-zaśmiał sie Xavier.
-Siema!-przywitałem sie z kumplami zbijając sobie z nimi piątkę.-A myślałem, że się przyzwyczailiście do mojego spóźniania sie.-parsknąłem śmiechem.
-No to, do którego klubu idziemy?-spytałem chociaż pewnie tam gdzie zawsze czyli do City Nights. Nie myliłem sie bo chórem wykrzyknęli nazwę klubu i się w jego strone skierowali. Z domu przyjaciela było jakieś 30 minut więc sie nie śpieszyliśmy i po drodze poszliśmy jeszcze na lody, mimo że to było w całkiem innym kierunku. Pozatym nie miało znaczenia ile drogi tam mamy, bo klub otwierał się dopiero o 22:00. Z poczatku gadałem z chłopakami, w lodziarni zamówiłem jagodowo-czekoladowe lody bo takie uwielbiałem najbardziej.W Amorino Gelato były najlepsze lody na świecie. Kiedy wyszliśmy z lodziarni udaliśmy sie juz w strone klubu, a Xavier gadał jak najęty ale nie mam pojęcia o czym bo nie mogłem się w ogóle skupić cały czas dręczył mnie przebieg rozmowy z ojcem i to jak ona wyglądała. Nigdy chyba nie powiedziałem mu wprost tego co o nim sądzę, ale tym razem nie wytrzymałem. Chciałem go kochać, ale po tym wszystkim nie potrafiłem.
***
-Ojca się synu wyrzekasz?!-krzyczał-Ty niewdzieczny szczeniaku jeszcze tego pożałujesz!-był pijany i ledwo trzymał się na nogach.
- Czego pożałuje?! Tego, że mi kurwa życie zniszczyłeś?! Nie jesteś godzien nazywać się moim ojcem! Jesteś nikim, zwykłym śmieciem! Nie chce Cie znać! Nie mogę na Ciebie patrzeć jesteś ochydny!-krzyczałem, byłem na niego wkurwiony,chciałem by zniknął z mojego życia na zawsze.
- Nie pokazuj się mi nigdy więcej na oczy. I trzymaj się ode mnie zdala jeśli nie chcesz tego pożałować. Nie zbliżaj się do mnie, ani do moich znajomych.-warknąłem a on się kpiąco uśmiechnął i unosząc ręce w gęście obronnym odszedł wyklinając mnie. Bo choćbym chciał wiedziałem, że nigdy nie będę w stanie wybaczyć mu tego co zrobił. Na jego zachowanie nie było usprawiedliwienia. Nie mógł nim być nawet fakt, że matka nas zostawiła. Przeżywaliśmy dokładnie to samo i mogliśmy się w tym wspierać. Ale on nie chciał, wolał pójść w używki, czyli najgorsze świństwo.
***
Z zamyślenia wyrwał mnie Xavier, który mnie spoliczkował
- Co jest kur...?!-zdziwiłem się.
-Zadałem Ci kilka razy to samo pytanie a Ty jakbyś odleciał. Pytałem czy pijesz?-spojrzałem na wyraźnie wkurwionego przyjaciela.
-Sory stary zamyśliłem się. Nie pije i dobrze o tym wiecie, pozatym prowadze auto i ktoś musi was ogarnąć jak się schlejecie.-zaśmiałem się ukrywając wewnetrzny rozpierdol.
-Spoko ale nie musisz nas pilnować, dziećmi nie jesteśmy poradzimy sobie.-Alex poklepał mnie po ramieniu,na co Xavier skinął potwierdzająco głową.
-Z tymi dziećmi bym się kłócił.-zaśmiałem się.
-Pieprz się Davis!-warknął Xavier po czym razem z Alexem się rozśmialiśmy.
Weszliśmy do klubu gdzie rozbrzmiewała głośna muzyka, dochodzila 23:00. Moi kumple pierwsze co zrobili to zamówili sobie alkohol i już przed północą byli totalnie pijani. Przywykłem do tego, oni tu przychodzili się pobawić, ja z reguły ich pilnować. Chociaż sam lubiłem chodzić do klubów. Nie często ale tu zawsze można było odetchnąć, pod takim względem że mogłem wyluzować i być wśród ludzi, a nie tylko siedzieć sam w domu. Alkohol piłem tylko symbolicznie na jakiś wiekszych imprezach lub domówkach. Jestem zdania tego, że nie potrzebuje go do dobrej zabawy i bez tego mogę sie świetnie bawić. Alkohol spieprzył mi życie, najpierw nadużywał go ojciec. Przed poznaniem chłopaków również ja go nadużywałem. Dużo imprezowałem, próbując w ten sposób zagłuszyć wszystko co rozpierdalało mnie od środka. W tamtym momencie nie widziałem w tym nic złego, dopiero po 2 latach prawie codziennego picia i imprezowania to zrozumiałem. A uświadomił mnie w tym pod koniec szkoły Xavier, którego poznałem w ostatniej klasie liceum. I miał racje tłumacząc mi jak to wciąga i pochłania całego człowieka. Popaść w alkoholizm, to jak sprzedać duszę diabłu. Wiem, że postąpiłem na pewnym etapie życia dokładnie w ten sam sposób co mój ojciec, ale różnimy się w jednej rzeczy. Ja chciałem się z tego stanu uwolnić i to zrobiłem z pomocą przyjaciela. A mój ojciec nawet nie próbował. Mimo, że mój kumpel to dusza imprezowicza to uświadomił mnie w tym, że to co ja robię nie jest dobre a gdy powiedziałem mu o tym czemu tak jest przekonał mnie bym nie robił tego samego co mój ojciec. I miał racje. Aż na samo wspomnienie tego co było zrobiło mi sie zimno na sercu.
Chwile bawiłem się z chłopakami na środku klubu, ale potem oni przyczepili się do jakiś lasek i postanowiłem wyjść przed klub zapalić, bo i tak nie miałem nic lepszego do robienia. Wstałem z miejsca i skierowałem sie na zewnątrz. Odpaliłem papierosa i patrząc przed siebie zaciągnąłem sie trującym powietrzem oglądając gwiazdy. Po chwili podbiła do mnie niska szatynka.
-Masz może poratować mnie papierosem bo ja nie zdążyłam kupić a strasznie chce mi się palić?-spytała patrząc błagalnym wzrokiem.
-Spoko, masz.-wyciągnąłem papierosa i jej podałem.
-Dzięki,ratujesz mnie. -Uśmiechnęła sie nieśmiało i odpaliła papierosa. Zauważyłem, że nie była pijana i dość młoda, napewno młodsza niż ja. Ciekawe kto ją wpuścił?
-Przyszłaś tu z kimś?-spytałem.
-Ta...z moją przyjaciółką i jej chłopakiem. Ja dziś nie piłam a oni gdzieś poszli więc zostałam sama. Zachciało mi sie palić to stwierdziłam, że pochodzę po ludziach i popytam czy nie mają poratować papierosem.-odpowiedziała-A Ty przyszedłeś sam czy z kimś?-spytała się, zgniotła niedopałek i sie uśmiechnęła.
-Przyszedłem z nimi-wskazałem na znajomych bawiących sie w klubie- też nie piłem, za to oni sobie zawsze muszą wypić.-zaśmiałem sie na co ona również się zaśmiała. Nagle przypomniałem sobie, że przydałoby się chyba przedstawić.
-Tak w ogóle to jestem Aaron.-uśmiechnąłem sie i podałem jej rękę.
-A ja Lily.-również wyciągnęła dłoń i odwzajemniła uścisk.
Rozmowa z tą dziewczyną była naprawdę świetnym lekiem na mój dzisiejszy nastrój. Okazało się że dziewczyna ma 19 lat, czyli moje stwierdzenie o tym że jest młodsza było trafne. Dodatkowo chłopak jej przyjaciółki jest pełnoletni, więc to on załatwia im wejścia do klubów. Dowiedziałem się też, że od niedawna pracuje w kwiaciarni niedaleko mojego warsztatu samochodowego. Mimo, że przyjemnie sie z nią rozmawiało starałem się nie uśmiechać za dużo i nie wykazywać zbyt dużą ciekawością, ale wciąż zachować w miarę sympatyczny wyraz twarzy. Nadal nie dawało mi spokoju wiele myśli związanych z moim ojcem.
-A Ty ile masz lat?-spytała po chwili ciszy.
-Mam 22 lata i mam warsztat niedaleko tej kwiaciarni, w której pracujesz.Nigdy cie tam nie widziałem.-powiedziałem
-Może nie było mnie wtedy, lub byłam w magazynku. Albo poprostu chodziłam jeszcze do szkoły, bo tak jak mówiłam nie tak dawno zaczełam pracę.-stwierdziła i wzruszyła ramionami.
-Bardzo możliwe.-odpowiedziałem.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym prawie do 3 nad ranem. Rozmowa z nią pozwoliła mi choć na chwilę odbiec od myśli o ojcu, naprawdę miło sie z nią rozmawiało.
-Co lubisz robić poza pracą w kwiaciarni?-spytałem.
-Śpiewam i gram na fortepianie. A Ty?-popatrzyła z ciekawością na mnie
-Czasem wychodzę z kumplami pograć w koszykówkę. Lubie też gotować.-odpowiedziałem.
-O jacie umiesz gotować?-spytała zdziwiona.
- Tak.-roześmiałem się widząc jej zdziwioną twarz.-Ale jest taka jedna rzecz, którą lubie najbardziej.-spojrzałem przed siebie i się uśmiechnąłem-Uwielbiam oglądać gwiazdy, to może wydawać się śmieszne, ale gdy latam do Malibu i oglądam je leżąc na klifie to czuje jakby mnie rozumiały i otulały zabierając wszystko z czym się mierzę a jest dla mnie cieżkie. Wiesz te małe punkciki na niebie są w stanie naprawdę nas oczyścić.-powiedziałem po czym sie na nią spojrzałem i zaśmiałem widząc jej zamyślenie. Nie wiem co mnie nakłoniło by jej to powiedzieć, bo nikomu o tym nigdy nie mówiłem. To chyba ta bijąca od niej dobra energia i sympatia mnie do tego nakłoniły.
-Czemu uważasz, że to jest śmieszne-spytała.
-Nie wiem tak jakoś przeszło mi przez myśl, że może się to wydawać nietypowe.-odpowiedziałem.
-Masz racje oglądanie gwiazd jest super. Co prawda nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób, ale kto wie może coś w tym jest.-uśmiechnęła sie szeroko i popatrzyła na niebo wypełnione gwiazdami, a jej telefon zawibrował. Wyciągnęła go z torebki a gdy odczytała wiadomość uśmiech zniknął z jej twarzy natychmiast a jej szczęka automatycznie się zacisnęła.
-Coś sie stało?-spytałem lekko zmartwiony, gdy odłożyła urządzenie do torebki.
-Nie nic sie nie stało.-powiedziała. unosząc głowę by na mnie spojrzeć i sie lekko uśmiechneła. Rozmawialiśmy a do niej bez przerwy ktoś dzwonił, ale powiedziała że to nic ważnego i żebym sie nie przejmował, na co tylko kiwnąłem głową. Gdy ktoś ponownie zadzwonił do niej, zauważyłem jednego z moich przyjaciół szarpiącego się w klubie z jakimś typem.
-Odbierz może to ważne, gdyby takie nie było kto by się tyle dobijał do ciebie.-powiedziałem-Ja zaraz wrócę muszę iść kumpla ogarnąć, bo sie z kimś bije.-powiedziałem poirytowany i pokreciłem z niedowierzaniem głową, ruszając na środek klubu gdzie toczyła sie zażarta bójka.
-Stary co Ty odpierdalasz?!-warknąłem do Alexa odciągając go od tamtego typa. Unikajac ciosu od przyjaciela spoliczkowałem go by sie ogarnął, a on w jednej chwili troche oprzytomniał i spojrzał na mnie wkurwiony.
-Zaczął do mnie.-burknął wkurzony, na co prychnąłem z niedowierzaniem. Dosłownie jakbym słyszał małe dziecko.
-Tańczyłem z jakąś hot laską a on mi ją odbił, to jak miałem się nie wkurwić.-wybełkotał widząc moją reakcje, a ja tylko popatrzyłem na niego z politowaniem.
-Chyba najwyższy czas by sie zwijać na chatę.-oznajmiłem i zacząłem szukać wzrokiem Xaviera-Gdzie Xavier?-spytałem bo w tym tłumie ledwo co widziałem.
-Xavier?-spytał zdziwiony- Był przy barze, zagadywał do barmanki.- prychnął-A teraz nie wiem gdzie jest.-wymamrotał a ja rozglądnąłem sie jeszcze raz po klubie aż dostrzegłem chłopaka.
-Dobra siedź tu ja idę po niego.-nakazałem i ruszyłem w strone kumpla, który całe szczęście nie był aż tak zalany jak Alex więc dużo łatwiej było go namówić na wyjście z klubu.
Gdy już zgarnąłem chłopaków zadzwoniłem po taksówkę a nastepnie podszedłem do Lily bo przypomniałem sobie, że przecież mówiłem że zaraz wrócę.
-Sorki muszę kumpli odwieźć do domu, bo sa tak pijani że sami to sie tylko zgubią, albo wpadną pod jakieś auto.-zaśmiałem sie zażenowany i wskazałem na tych dwóch idiotów ledwo stojących na nogach, a ona sie zaśmiała.
-Spoczko ja też się już bede zawijać bo nigdzie nie widzę przyjaciółki, więc pewnie pojechali do jej chłopaka na noc.
-Daleko mieszkasz?-spytałem.
-Troszkę dalej od kwiaciarni. Zamówię taksówkę albo pójdę z buta.-zaśmiała sie gorzko.
Ona chyba nie mówi poważnie, przecież to kawał drogi.
-Moge Cie podwieźć jak odstawię chłopaków.-zaproponowałem.
-No nie wiem nie będę sie narzucać. Wezme taksówkę.-zapewniała.
-Nie marudź ogarnę chłopaków i wrócę po Ciebie bo i tak jadę w tamtą strone, też niedaleko mieszkam.-Powiedziałem głosem nie znoszącym sprzeciwu.-Wpisz sobie mój numer wrazie gdyby miało mi sie przedłużyć.-odparłem i podyktowałem Lily numer a ona szybko go wpisała i puściła mi sygnał bym mógł zapisać jej numer.
Wsadziłem chłopaków do taksówki i wysadziłem ich pod domem Alexa. Odprowadziłem go z podjazdu do domu, a potem zapłaciłem kierowcy i wsadziłem Xaviera do swojego auta i odwiozłem. Gdy już ogarnąłem chłopaków wróciłem mustangiem pod klub. Skoro przyjaciółka ją zostawiła to nie będzie tyle wracała na nogach. Czy ja się zachowywałem conajmniej nadopiekuńczo? Napewno nie, myślę że nie ja jeden bym tak postąpił. Przecież odwiezienie jej do domu to nic takiego. To nie musi mieć odrazu jakiegoś drugiego dna. No nie?
Pozatym jak mogła wymyślić wracanie na nogach tyle kilometrów i to całkiem sama.
Gdy podjechałem pod klub przez chwilę mnie nie zauważyła, więc musiałem zatrąbić.
-Ale super auto!-pisneła gdy wyrwałem ją z zamyślenia i nakazałem jej ruchem dłoni wsiąść.
-Dzieki.-uśmiechnąłem się.
Reszte drogi opowiadaliśmy sobie jakieś żarty i się z nich śmialiśmy. Starałem sie poprawić jej jakoś humor bo widziałem, że po odczytaniu SMS-a była jakaś przygnębiona.
-Podasz adres?-spytałem z zamiarem odstawienia jej pod same drzwi.
-Wystaw mnie przy kwiaciarni o ile to nie problem. Potrzebuje sie przejść a to tylko 15 minut na nogach.-odpowiedziała speszona.
-Jesteś pewna? Jest już późno, o tej porze wszystko może się wydarzyć.-powiedziałem zdziwiony.
-Tak jestem pewna.-zapewniła.
-No dobrze jak sobie życzysz.-opowiedziałem lekko sie uśmiechając.
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. W tym SMS-ie musiało być coś nie tak, tylko co? Odwiozłem ją pod kwiaciarnie tak jak prosiła.
-Dzięki za rozmowę, papierosa i podwózkę.- uśmiechnęła sie wysiadając.
-Nie ma sprawy, cała przyjemność po mojej stronie. Jak coś to możesz pisać, numer masz.-puściłem jej oczko na co sie tylko lekko uśmiechneła.
-Oki,dobranoc-powiedziała.
-Dobranoc-odpowiedziałem a Lily zamknęła drzwi, i pomachała na pożegnanie ręką na co jej odmachałem. Zaczekałem jeszcze chwilę po czym odpaliłem silnik i odjechałem z podjazdu przy kwiaciarni. Gdy przyjechałem pod dom zaparkowałem auto w garażu i wszedłem do środka. Była już prawie 5:00 więc postanowiłem się położyć. Sen nie chciał jednak przyjść,cały czas myślałem o nowo poznanej dziewczynie.Była taka tajemnicza, a na dodatek tak strasznie śliczna.Jak zobaczyłem, że jej uśmiech zniknął z twarzy coś jakby ukłuło mnie w serce. Takie uczucie poczułem tylko raz w swoim życiu. Było to wtedy gdy moja własna matka powiedziałam mi jako dziecku, że nie mam mamy i odeszła zamykając za soba drzwi. Nigdy nie wróciła...
To zabolało mnie tak bardzo, że przestałem ufać ludziom. Jedynymi osobami, którym teraz ufam to Xavier i Alex. To oni pomogli mi wyjść z dołka gdy moje wnętrze umierało. Chociaż w sumie skąd to ukłucie? Przecież to nie jest osoba, którą kocham. A jednak poczułem takie samo uczucie, jak wtedy gdy straciłem kogoś kogo kochałem. Nie rozumiem dlaczego mnie jej smutek tak uderzył, przecież widziałem wiele razy gdy uśmiech znikał z ust różnych dziewczyn a nigdy mnie to nie dotknęło. Dziwne nie? W niej musiało być coś wyjątkowego, coś czego jeszcze nie odkryłem.
Nie mogłem przestać myśleć o Lily. A może by ją gdzieś zaprosić? Przemkneło mi przez myśl, ale natychmiast upomniałem się w myślach.
Nie Aaron Ty sie nie zakochujesz, tylko byś ją zranił a ona na to nie zasługuje
Bałem się wiązania z drugim człowiekiem, ciężko mi zaufać, a przecież zaufanie to najważniejszy fundament miłości. Ludzie to potwory,są w stanie zabić w Tobie wszystko. Nigdy nie wiesz komu możesz zaufać.
Jednak coś mi mówiło, że Lily taka nie jest. Czemu? Nie mam pojęcia, przecież dziewczyna jak każda inna.
A może nie?
Przemknęło mi przez myśl. Uśmiechnąłem sie do siebie i pogrążyłem sie w głebokim śnie.
Całe szczęście jutro nie otwierałem warsztatu bo tak to bym musiał wstać o 7:00 a naprawdę nie miałem na to siły.
![](https://img.wattpad.com/cover/373698400-288-k736513.jpg)
CZYTASZ
I Found Stars In Your Eyes
Teen Fiction,,I Found Stars In Your Eyes'' to opowieść, której głównym bohaterem jest młody chłopak z niełatwą przeszłością, bojący sie wiązać bo gdy wcześniej to zrobił jego serce zostało rozdarte na kawałki. Aaron Davis mieszka w San Francisco, gdzie ma swój...