Lily
Łzy spływały mi po policzkach, a jego właśnie wnosili do karetki.
-Aaron musisz walczyć!-krzyknęłam.
Spojrzałam na człowieka, który wbił mu nóż w brzuch. Wyglądał tak nieludzko, jak morderca. Tym kimś był w moich oczach. Mordercą.
Odruchowo wtuliłam się w tors Xaviera, który mnie objął. Całą drogę jego samochodem do szpitala płakałam. Wybiegłam z auta, gdy tylko się zatrzymaliśmy pod budynkiem.
-Lily zaczekaj!-krzyknął za mną.
Szarpnął moje ramię tuż przed wejściem.
-W ten sposób mu nie pomożesz. Musisz się uspokoić.-mówił spokojnym głosem.
-Ale on tam leży i walczy o życie!-krzyknełam zrozpaczona i poraz kolejny wybuchnęłam płaczem.
Patrzył się na mnie z autentycznym bólem w oczach.
-Proszę uspokój się.-sam próbował nie uronić ani jednej łzy.-Wejdziemy tam dopiero wtedy gdy opanujesz trochę emocje.-pociągnął mnie do siebie i objął ramionami.-Wiem, że to nie łatwe, ale spróbuj.-głos mu się łamał-Wdech i wydech.-instruował.
Kiedy tylko mój oddech się trochę unormował, chłopak przepuścił mnie w drzwiach pierwszą. Odrazu udałam sie na SOR, a on za mną.
Lekarz.
Muszę poszukać lekarza.
Pomyślałam.
Przed oczami miałam Aarona, a potem to jak upada i jak z jego boku wystaję nóż, który zostaje brutalnie wyciągnięty przez sprawcę. Do moich oczu ponownie napłynęły łzy, jednak szybko je starłam.
Muszę być silna.
Powtarzałam sobie w myślach. Xavier miał racje, nie mogłam działać teraz pod wpływem samych emocji, powinnam być rozsądna. Chłopak podążał za mną w ciszy, ja jednak wiedziałam jak bardzo ze sobą walczy, by się nie rozpaść na kawałki. Przeżywał to równie mocno jak ja. A może nawet bardziej? Przecież znali się dużo dłużej.
-Usiądź i poczekaj aż przyjdzie lekarz.-powiedział, stając tuż za mną.
Nie miałam już siły, więc usiadłam bez słowa chowając twarz w dłoniach.
Bedzie dobrze.
Wszystko będzie dobrze.
Powtarzałam sobie w myślach, jednak przed moimi oczami ukazywały sie coraz gorsze scenariusze. Najgorszym była śmierć. Nie mogłam go stracić. Nie jego. Utrata mamy była wystarczającym ciosem.
Boże nie odbieraj mi go.
Nagle z oddziału wyszedł lekarz, a ja natychmiastowo do niego podbiegłam.
-Doktorze co z nim?-głos mi się łamał.
-Narazie trwa operacja, jest w stanie krytycznym, potrzebujemy krwi. Nóż został usuniety z ciała, przez co pacjent zaczął się szybciej wykrwawiać. Uzupełniamy krew, ale wciąż jej nam brakuję.-powiedział.
-Jaką on ma grupę krwi?-spytałam.
-0 Rh+.
-Mam dokładnie tą samą grupę krwi. Czy mogłabym ją oddać?
-Oczywiście jeśli tylko czuje się pani na siłach.
-Czuję się.-odpowiedziałam odrazu.
-Dobrze w takim razie proszę za mną.-Xavier przyglądał sie całemu zdarzeniu, jednak mnie nie zatrzymał.
Poszłam za lekarzem do sali, w której pielegniarka pobierała krew.
-Proszę usiąść.-wskazała na fotel.
Natychmiast na niego usiadłam i poddałam się zabiegowi pobierania krwi.
-Niech pani nie wstaje. Pacjenci po tym badaniu mogą być lekko osłabieni.-podała mi szklankę wody-Kiedy tylko poczuje się pani lepiej, może wstać i wyjść.-pokiwałam głową na znak, że rozumiem i upiłam łyk wody.
Kiedy rzeczywiście poczułam się lepiej, wstałam i wyszłam z gabinetu.
-Gdzie byłaś?-spytał chłopak, gdy usiadłam obok niego.
-Oddać krew.-oznajmiłam.
Czas płynął nieubłaganie. Po trzech godzinach lekarz wyszedł i oznajmił, że operacja sie udała. Poczułam ulgę.
On żyje.
Boże dziękuję ci.
-Mogę go zobaczyć?
-A kim pani jest?
-Przyjaciółką. Proszę ja muszę go zobaczyć.
-Przykro mi, ale tylko rodzina.
-On nie ma rodziny.-wtrącił się Xavier-My jesteśmy dla niego najbliżsi.
-W takim razie dobrze. Mogą się państwo z nim zobaczyć. Jednak chłopak póki co śpi.-oznajmił lekarz.
-Dziękuję.-uśmiechnął się lekko i odszedł.
-Dobry wieczór. Czy pani to Lily Wilson?-zza moich pleców dobiegł męski głos.
Powoli się odwróciłam i ujrzałam dwóch policjantów.
-Tak to ja. Coś się stało?
-Byli państwo świadkami próby zabójstwa.-tym razem zwrócili się do naszej dwójki.
-Tak byliśmy.-odpowiedzieliśmy jednocześnie.
-Sprawcą jest niejaki Nolan Davis.-spojrzał w dokument trzymany w rękach, a następnie zmrużył oczy i spojrzał ponownie na nas-Ojciec ofiary.-po tych słowach mnie zatkało.
Ojciec?!
Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Nie dochodził do mnie fakt, że jego własny ojciec chciał go zabić.
-Mężczyzna jest alkoholikiem.-oznajmił Xavier.
Rozmawiali chwilę, ale ja nie miałam pojęcia o czym. Moje myśli pędziły jak szalone. Ten człowiek był potworem. To nie był człowiek. To był potwór. Z zamyślenia wyrwał mnie przyjaciel Aarona.
-Chodź do niego.-powiedział.
Ruszyłam za nim, a kiedy tylko ujrzałam twarz chłopaka leżącego na łóżku szpitalnym, łzy znów zaczęły napływać mi do oczu. Na jego twarzy widniało zmęczenie.
Jego ojciec jest alkoholikiem.
Krążyło po mojej głowie.
Od jak dawna?
Się zastanawiałam.
Oh Aaron.
Nie zasłużyłeś na ten ból.
Chciałabym go chodź trochę od ciebie zabrać.
Bolało mnie całe serce. Za każdym razem, gdy spojrzałam na jego niewinną, bladą twarz ściskało mnie z bólu. Nie zasługiwał. Nie zasługiwał na to wszystko co nosił w sobie. Chciałam wiedzieć o nim wszystko, ale nie chciałam naciskać. Cokolwiek nosił w sobie musiało to być cieżkie.
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Byłam wyczerpana. Ta noc była bardzo ciężka. Cały poprzedni dzień był ciężki.
Obudziłam się odrazu gdy poczułam, że sie poruszył. Jak się okazało Xavier czuwał cały czas i nie zmrużył oczu nawet na chwile. Było mi go szkoda. On też napewno był zmęczony. W końcu ile można siedzieć bez snu. Miał przekrwione oczy, więc domyśliłam się, że gdy ja spałam on płakał.
Kiedy wyjaśniliśmy Aaronowi co się stało, jego przyjaciel postanowił zostawić nas samych i wrócić do domu. Złączyliśmy nasze usta w czułym i stęsknionym pocałunku.
-Tak bardzo się bałam.-poczułam jak pieką mnie powieki od kilkugodzinnego płaczu-Bałam się, że cie stracę.-te słowa opuściły moje usta niekontrolowanie.
-Jestem tu, nie zostawie cię.-zapewniał.
Nie byliśmy parą, a jednak pomiędzy nami było to coś co wskazywało, że jest dokładnie na odwrót. Dla innych to mogło być coś oczywistego, ale nie dla mnie. Nasza relacja była czymś nowym w moim życiu. Niosła za sobą ciepło, ale nie to na wzór matczynego. Ono było inne. Przy nim czułam wszystko. Każde sprzeczne uczucie, jak i te pozytywne. Ten chłopak stał się moją słabością, ale również moja siłą. Był wszystkim co chciałam. A więc czy kochałam tego chłopaka? A może inaczej. Czy mogłam go kochać?
Wzorem miłości była dla mnie mama. Nauczyła mnie kochać i pokazała w czym objawia się miłość. Ukazała mi ją z każdej strony. Zarówno z tej pięknej, jak i bolesnej. Zawsze mówiła, że miłości się nie mówi, a ją pokazuje. Pokazuję się ją w małych drobnych uczynkach. Takich jak obecność bez względu na to czy jest dobrze czy źle, jak buziak w czoło, jak pytanie o samopoczucie, jak dbanie o czyjeś zdrowie. W takich małych, choć czasem nie zauważalnych gestach, ukazuje się miłość. To troska o drugą osobę.
Aaron gładził mnie po policzku, a ja po raz kolejny poczułam się zaszczycona jego wzrokiem. Te piękne ciemne oczy, które patrzyły tylko na mnie. Wyobraźcie sobie, że ktoś patrzy na was jakbyście byli jedyną osobą wartą uwagi. Jak na księżniczkę. Gwiazdę, która mimo wielu innych dla oczu, które się w ciebie wpatrują była inna niż wszystkie. Tak właśnie patrzył na mnie ten chłopak. Jakbym była wyjątkowa.
-O czym tak myślisz księżniczko?-wyrwał mnie z zamyślenia.
-Księżniczko? Już nie kwiatuszku?-spytałam.
-A co nie podoba ci się?-uśmiechnął się łobuzersko.
-Podoba.
-To w czym problem kwiatuszku.-z naciskiem wypowiedział ostatnie słowo.
-W niczym.-chciałam wstać, ale znów przyciagnął mnie do siebie, nie pozwalając odejść chociaż na metr.
Uśmiechnął się i objął mnie ramionami, a ja wtuliłam się w jego tors.
-Gdybym nie zadzwoniła nic by ci się nie stało.-wyszeptałam.
-Gdybyś nie zadzwoniła, to tobie by się stała krzywda, a tego nigdy bym sobie nie wybaczył.-poczułam jak się napina.
-Ale...-nie dał mi dokończyć.
-Lily przestań, żyje nic mi nie jest. Proszę cię kwiatuszku nie obwiniaj się.-mówił spokojnie.
Odchylił mnie od siebie i już chciałam coś powiedzieć, jednak on miał inny plan. Ujął moją twarz w dłoni i pocałował, a kiedy tylko odwzajemniłam przycisnął mnie do siebie i pogłębił pocałunek.
-Nie podtrzymuj się.-powiedział, przerywając czynność.
-Jesteś ranny, jeśli nie będę sie podpierać, to będzie cię boleć.-wyjaśniłam.
-Nie będzie.-zapierał się-Proszę.-wyszeptał.
-Obiecaj, że jak zaboli to powiesz.-przytaknął tylko głową.
Znów złączyliśmy nasze usta w pocałunku.
![](https://img.wattpad.com/cover/373698400-288-k736513.jpg)
CZYTASZ
I Found Stars In Your Eyes
Teen Fiction,,I Found Stars In Your Eyes'' to opowieść, której głównym bohaterem jest młody chłopak z niełatwą przeszłością, bojący sie wiązać bo gdy wcześniej to zrobił jego serce zostało rozdarte na kawałki. Aaron Davis mieszka w San Francisco, gdzie ma swój...