8.5. Kochać to nie znaczy ufać

130 7 0
                                    

Madeline

Weszliśmy do domu obydwoje w podłych nastrojach, ja byłam zła na siebie, a chłopak mi towarzyszący na mnie. Więc z tego wszystkiego wychodziło że obydwoje jesteśmy źli na mnie, no cóż to żadna nowość. Stanęłam w holu i po płynącej w powietrzy napiętej atmosferze między nami ale i również po odgłosach dochodzących z salonu, wiedziałam już, że nie byliśmy już tacy sami jak rano po przebudzeniu. Podniesione tony głosów brzmiały intensywnie lecz nie przypominało to kłócenia się, a raczej żywej dyskusji nad czymś nad wyraz ważnym. Głosy należały do Jake'a i Scott'a. Szybko doszli do porozumienia, nie zajęło im to nawet dwudziestu czterech godzin. Nie mogłam dłużej się nad tym zastanawiać co sprawiło tak szybkie złożenie broni, gdyż aktualnie miałam drepczącego po piętach Jordana za sobą, który wyraźnie wskazywał, że jest na mnie obrażony. Razem weszliśmy do salonu i w tym samym momencie żywa dyskusja ustała. Z tego co zdążyłam podsłuchać mówili o jakiejś kancelarii i nowym właścicielu, czyli nic co by mnie nie interesowało. Jak widać interesy ponad kłótnie. Gdybym tylko wtedy wiedziała, że powinnam przystanąć i posłuchać tego co mają do powiedzenia, bo kolejne kłamstwa i tajemnice rozwijały mi się pod samym nosem, a ja ich nie zauważałam.

Obydwoje wstali z kanapy i spojrzeli na nas lekko zdziwieni, zapewne nie sądzili zobaczyć nas razem, jeszcze parę godzin temu sądziłam tak samo, ale teraz jeszcze bardziej nie wiedziałam na czym stoi nasza relacja z Jordanem. Może i nie było to na tyle istotne, aby się przejmować w końcu zawsze byliśmy najdalej od siebie, to mimo wszystko czułam wewnętrzną potrzebę abyśmy się dogadywali jeszcze niedawno czułam, że jest na to szansa, póki nie otworzyłam dzioba i nie zaczęłam kłapać nim na każdą stronę. Kiedy Jordan zobaczył Jake'a i spojrzał na niego nie zawahał się odezwać i naskarżyć bratu na mnie. To też nie była żadna nowość, kiedyś robił to niemal codziennie kiedy przychodził do naszego rodzinnego domu.

- Wiesz co ci powiem. – odparł z mordem w oczach spoglądając w tym samym czasie na mnie. - Ja już z nią nigdy więcej nigdzie nie wychodzę. Skończyłem robić dobre uczynki dla...

- Dla kogo? – przerwałam mu z przekąsem.

- Dla Ciebie. Skończyłem z tym.

Za gestykulował zabawnie dłonmi unosząc je do góry i do dołu na przemian. Ukradkiem zerknęłam na Scotta i widziałam jak delikatnie kąciki ust drgnęły mu do góry, co sprawiło, że i ja miałam ochotę się roześmiać. Jednak kiedy mierzył mnie tym swoim aroganckim i morderczym spojrzeniem, przybrałam na twarz najbardziej poważną minę na jaką było mnie stać.

- Przestałbyś już dramatyzować, przecież przeprosiłam Cię chyba z jakieś dwieście razy.

Zaśmiał się głośno, czym nasi towarzysze byli jeszcze bardziej zaciekawieni powodem naszej sprzeczki. Żaden z nich nie przerwał nam naszej dyskusji.

- Wiecie jak wyglądały jej przeprosiny. – zwrócił się do Scotta i Jake'a. – Kiedy wyszedłem do toalety, postanowiła swój plan A wprowadzić w życie. Podeszła do kelnerki i powiedziała jej, że ona mi się podoba. Czy wy to rozumiecie? Kto tak robi w dzisiejszych czasach?! – wrzeszczał nie mogąc uwierzyć mojej głupocie, z perspektywy czasu ja również. Chyba nadal w moim organizmie trzymał się alkohol, bo nie mogłam zrobić tego na trzeźwo.

- Przecież nie skłamałam, podoba Ci się. – próbowałam wyjść z tego jakoś z twarzą, jednakże trzy pary oczy patrzyły na mnie kpiąco i niedowierzająco.

- Japierdolę! Podoba, ale to nie znaczy żeby do niej iść i jej to powiedzieć kiedy zrobiłaś mi chwilę wcześniej siarę przed nią.

- Ojejku przepraszam, jeżeli kocha to zrozumie. – parsknęłam.

New hopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz