25. Nowe stare śmieci

95 5 0
                                    

Madeline

Nastał właśnie dzień na który, czekałam od momentu w którym wpadłam na ten jakże genialny pomysł. I kto by pomyślał, że tan na pozór idiotyczny, spontaniczny i w przypływie chwili pomysł dojdzie do skutku. Często mówi się, że nie wchodzi się ponownie do tej samej rzeki to miejsce również nią było, wydarzyło się tu wiele dobrych i złych rzeczy, ale mimo to czułam że muszę tu być aby poczuć się na właściwym miejscu i kiedy tylko odebrałam klucze od właściciela i załatwiliśmy wszelkie papierkowe rzeczy, a moja noga przekroczyła próg tego mieszkania poczułam się jak w domu. Byłam w domu, teraz śmiało mogłam mówić, że jest to mój dom, w rozmowie z przyjaciółmi mogłam powiedzieć gdzie jest mój dom, z którym w stu procentach się utożsamiałam. Pomimo tego, że nie było tu żadnej mojej rzeczy czy też Scotta, a wcześniejsi najemcy zdążyli się prawdopodobnie tutaj zadomowić, to nadal czułam ten sam zapach kiedy wchodziłam tutaj za każdym razem kiedy tego potrzebowałam. To było miejsce do którego chciałam wracać niezależnie od tego bałaganu, który ciągle za mną niezmiennie pędził. To miejsce sprawiało, że zapominało się o problemach i tak było w tym przypadku, wszelkie spory zostały zażegnane bez wypowiadania zbędnych słów. Wszyscy nasi przyjaciele zebrali się w jednym miejscu, bo każde z nas czciło i świętowało sukces drugiego niezależnie od relacji w której trwaliśmy. To była przyjaźń na którą nie każdego było stać. Przyjaźń której nikt nie zbuduje w pięć minut. Skoczyć w ogień to jedno, ale stać i trwać przy jednym boku z uniesioną głową to drugie.

- Miło Cię w końcu poznać. - powiedziałam do różo-włosej dziewczyny mojego wzrostu, która stała u boku mojego wspólnika. - Jak mniemam Zaria? - uśmiechnęłam się wyciągając w jej stronę dłoń. - Jestem Madeline

Dziewczyna przez chwila spoglądała na mnie niepewnie, spoglądała to na mój wyraz twarzy a to na wyciągniętą dłoń, ale po chwili jakby się ocknęła, a jej uśmiech wyglądał na naprawdę szczery.

- Mi Ciebie również, tak Zaria Wilson. Wiele o Tobie słyszałam.

- Doprawdy? - spytałam zaskoczona. - Ja natomiast czasami miałam wrażenie, że nie istniejesz. - zachichotałam co spowodowało, że dziewczyna również się roześmiała spoglądając rozbawiona na Nate. - Długo Cię ukrywał. - również spoglądnęłam na mężczyznę obok.

Oprócz podobnego wzrostu i wyróżniających się w tłumie różowych włosów, dziewczyna była pełniejszych kształtów, które pięknie podkreśliła pastelowo różowa dopasowana sukienka kończącą się lekko przed kolanem. Nie trzeba było długo zgadywać, że ewidentnie jest fanem koloru różowego. Idealnie do niej pasował, choć przy boku Nate'a który akceptował tylko czarny wyglądała komicznie. Jej brązowe oczy przysłonił wachlarz grubych czarnych rzęs, pełne policzki były zarumienione i rozświetlone kosmetykami, natomiast swoje pół pełne usta pomalowała bezbarwnym błyszczącym błyszczykiem.

- Skrupulatnie unika mojej matki, więc skrupulatnie unikał i mnie wykręcając się pracą, zresztą jak zawsze. - dodała zażenowana. – To cholerny pracoholik. – powiedziała dziewczyna uderzając swojego chłopaka w ramię, a ten zdawał się już przyzwyczajony na te drobne przejawy agresji swojej dziewczyny.

- Nie przejmuj się, nie pozwolę mu się przepracowywać.

- Taką mam nadzieję. - uśmiechnęła się.

- A wy wiecie, że ja tu jestem? - zapytał nagle Nate. - I dokładnie wszystko słyszę?

- Taką mamy nadzieję. - odparłyśmy niemalże jednocześnie z Zaria.

- W końcu skarbie mowa tutaj o twoim pracoholizmie. – zachichotała łapiąc go za dłoń.

- Zobaczymy co powiesz w domu. – odparł z przekąsem facet.

New hopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz