15. Dwa karki z siłowni

129 6 0
                                    

Hej kochani :)

Dzisiaj jeden z moich chyba ulubionych rozdziałów, które dotąd napisałam w tej części. Myślę że w niektórych momentach śmiechom nie będzie końca :)

Także nie przedłużając, zapraszam do czytania.

Buziaki :*

****************************************

Madeline

Dotarłam pod wskazany adres, nie sądziłam że Scott przytulne mieszkanie w Reedwood City zamieni na jakieś strzeżone osiedle, gdzie każdy budynek wygląda tak samo, kręci się tu pełno ludzi, a na każdym kroku przy bramie stoi jakiś ochroniarz, który uważnie bada każdego wchodzącego i wychodzącego. Oczywiście mnie również to nie ominęło, przeprowadził ze mną wywiad, po co do kogo i dlaczego, jakby miało go to w ogóle interesować. Ważne chyba było do kogo, jeżeli dane się zgadzały powinien odpuścić, a nie pastwić się nad biednymi ludźmi.

Nate miał racje, co do bliskości tego miejsca, bo po zaledwie piętnastu minutach spaceru byłam na miejscu, mieszkanie Scotta znajdywało się po drugiej strony promenady a widoki były takie same jak z jego firmy. Chociaż nadal uważałam, że to miejsce do niego nie pasowało. W tym miejscu nie zamieszkał by Scott, który ceni sobie prywatność i spokój. Tu nie było ani jednego ani drugiego, nie licząc namolnych ochroniarzy. Zadzwoniłam domofonem pod wskazany numer lecz bez odzewu, po kilku minutach drzwi się otworzyły, a przez nie wyszedł mężczyzna który wpuścił mnie do środka. Weszłam piętro wyżej i stanęłam pod odpowiednimi drzwiami, cieszyłam się że nie wybrał ponownie mieszkania na najwyższym piętrze, bo moja kondycja nie była w najlepszej formie, a windy mnie przerażały jeszcze bardziej. Pukałam, raz, drugi, trzeci, ale nikt mi nie otworzył. Wybrałam numer do chłopaka, ale też nie odpowiadał. Wychodzi na to, że jednak oszukał Jasona i nie poszedł do domu, albo tak mocno śpi iż nie słyszy dźwięków z otoczenia i swojego własnego telefonu.

- Pani do Scotta? – zwrócił się do mnie obcy męski głos, odwróciłam się w tamtym kierunku, przede mną stał chłopak może nie wiele starszy ode mnie, z zarostem na twarzy i bujną blond czupryną.

- Tak. – odpowiedziałam bez namysłu. – Ale chyba go nie ma. – westchnęłam słabo.

- Wysoka, blondynka o niebieskich oczach. – wymienił rzeczy które mnie charakteryzowały i nad czymś intensywnie się zastanawiał. Wybiło mnie to zupełnie z rytmu. – Aaa! Już wiem! – wrzasnął jakby nagle dostał olśnienia. Posłałam mu zdziwione spojrzenie. – Jesteś Madeline?

- Zgadza się.

W ostatnim czasie spotykają mnie same dziwne rzeczy i ja wpadam na same dziwne osoby, które nie zdobywają mojego zaufania.

- Jestem Trey. – wyciągnął w moją stronę dłoń, która pokryta była jakimś kolorowymi plamami, spojrzałam na nią niechętnie po czym podążył za moim wzrokiem. – Oh przepraszam, maluje wylała mi się farba, a ja musiałem skoczyć do sklepu po pędzle, bo gdzieś zapodziałem. – zaśmiał się z powodu swojego roztargnienia, ale trochę uspokoił mnie swoim wytłumaczeniem, w szczególności ze kolory pokrywające jego dłoń były w odcieniach, pomarańczy różu i czerwieni. Co sprawiło, że mój mózg zaczął porządnie analizować.

Podałam mu dłoń łapiąc go delikatnie za czyste miejsce na niej.

- Miło mi, Madeline, ale to już wiesz. – zaśmiałam się.

- Jeśli szukasz Scotta, to go nie ma. Wyszedł jakąś godzinę temu z mieszkania. – wyjaśnił chłopak. Skoro był jego sąsiadem i wiedział o nim aż tyle zapewne jakoś się dogadywali, co wydawało mi się absurdalne. Trey był roztargniony, wszędzie było go pełno, a Scott? Scott był idiotą, ale był odpowiedzialny i stonowany. Nie robił głupot, a ten chłopak chyba miał ich całą listę na swoim koncie.

New hopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz