19. Mamo.....

133 7 0
                                    

Madeline

Mijaliśmy dobrze mi znane już okolice i budynki, byliśmy coraz bliżej celu, a chłopak był coraz bardziej zniecierpliwiony i zdekoncentrowany widząc zapewne w miejsce do którego się zbliżamy, obstawiałam że na pewno musi coś podejrzewać chociażby jakaś mała lampka zaświeciła się w jego głowie.

- Daleko jeszcze? – westchnął zrezygnowany kiedy staliśmy na czerwony świetle przy skrzyżowaniu, jego skrzyżowaniu i ostatnim skrzyżowaniu, które zaprowadzi nas do celu. Przełknął nerwowo ślinę, co nie uszło mojej uwadze.

- Teraz skręć w prawo. - Spojrzał w bok w ten swój ingerencyjny sposób zmarszczył brwi. Próbował udawać, że nie rusza go miejsce, w które próbuje go zaciągnąć, ale nie dał rady dobrze się przede mną zamaskować. – I zaparkuj pod tym budynkiem. – wskazałam mu dłonią jego stary budynek udając zupełnie niewzruszoną podobnie do niego. Z tym faktem, że ja robiłam to celowo, bo dokładnie znałam swój plan on natomiast był lekko nieświadomy tego co zamierzam.

- Mad co ty wyprawiasz? – spytał podejrzliwie . – Wiesz, że ja już tu nie mieszkam?

Zaśmiał się idiotycznie jakby sugerując mi, że pewne styki poprzepalały mi się w korze mózgowej. Brakowało tylko, żeby wykręcił numer do neurologa. Scott zmarszczył podejrzliwie brwi mocniej zaciskając pięści na kierownicy, chociaż już staliśmy od jakiegoś czasu pod budynkiem na parkingu.

- Masz mnie za idiotkę? – odparłam nie czekając na jego odpowiedź. – Przecież wiem, że tutaj już nie mieszkasz. – parsknęłam.

Wysiadłam z samochodu delikatnie trzaskając drzwiami, aby ponownie go nie zdenerwować, że naruszam przestrzeń jego cacka. Chłopak zrobił zupełnie to samo podchodząc do mnie od mojej strony, jakby na wszelki wypadek sprawdzając czy aby na pewno ze mną nadal jest wszystko w porządku, jednakże to również nie powstrzymało go od rzucenia uszczypliwego komentarza do moich wcześniejszych słów.

- Ostatnio miałaś problem z zapamiętaniem mojego nowego adresu i zrobiłaś niezłą scenką. – parsknął.

- Widzisz ten mały sklepik osiedlowy? – zapytałam ignorując go, co nie uszło jego uwadze iż nie zamierzam z nim się wdawać w zbędne konwersacje. Byłam za bardzo podekscytowana tym co zamierzałam mu pokazać i powiedzieć.

- Tak. – westchnął słabo wchodząc aktywnie w uczestnictwo w moim planie.

- Znasz właścicielkę?

- Raczej nie, byłem tam może kilka razy i chyba nigdy nie byłem trzeźwy. – parsknął. - Ta kobieta to stara romansiara. Za każdym razem kiedy tam byłem rzucała jakimś tekstem typu kiedyś znajdziesz swoją Julię, tylko potrzebujesz czasu. Czas Cię uleczy. I inne bzdury, których nie mogłem znieść nawet po pijaku.

- Skoro tyle pamiętasz, to raczej nie byłeś pijany. – zachichotałam.

- Skoro to słyszałem musiałem być narąbany w trzy dupy. – zaśmiał się również. – Dlaczego o to pytasz?

- Wejdźmy tam, a się dowiesz.

- Naprawdę przyjechaliśmy tu tylko po to? Aby podyskutować o mojej Julii, która kiedyś znajdę. – spytał powątpiewając i nie wychodząc z rozbawienia.

- Nie tylko. Nie marudź i rusz tyłek. – krzyknęłam przechodząc na drugą stronę ulicy. Oczywiście nielegalnie, bo pasy były kawałek dalej, ale to była pieprzona Ameryka i cholerna Kalifornia tutaj nikt nie przestrzegał zasad ruchu drogowego, no i pieszego.

Czułam się jak za dawnych czasów, kiedy przyjeżdżaliśmy pod jego mieszkanie, zajmował ostatnie wolne miejsce parkingowe, a potem za każdym razem marudził że musimy wchodzić schodami skoro jest winda, ale nigdy nie robił tego aby mnie urazić lecz bardziej w stronę, aby pokazać przede mną, że wcale mu nie pasuje ta opcja. Jednak nie zdawał sobie sprawy, że nigdy nie prosiłam go o to aby ze mną tam wchodził schodami, robił to bo chciał. Zawsze robił wszystko, abym to ja czuła się komfortowo. Oddawał mi swoje łóżko i zajmował kanapę w salonie, twierdząc że jego mega wygodna, a tak naprawdę nie była, oddawał mi swoją porcję makaronu i jadł moją kiedy w restauracji danie okazywało się jednym wielkim niewypałem. Zawsze robił to, bo chciał. Nigdy na nim niczego nie wymuszałam i chyba właśnie dlatego nie widziałam świata poza nim. Był jedyną osobą, która robiła coś dla mnie bo chciała, bo liczyła się z moimi uczuciami. Kochał mnie z moimi wadami i burdelem w głowie. Tak jak ja kochałam go za to, że był po prostu sobą. Tym bardziej musiałam odwiedzić staruszkę, która pokazała mi że warto wierzyć w miłość i warto wierzyć w przeznaczenie, a motyle w brzuchu nie są tylko częścią jakiegoś dennego romansu w serialu w telewizji, a można czuć je naprawdę. Są prawdziwe i nigdy nie chciałam aby mnie opuszczały. Już zawsze chciałam czuć się jak ta naiwna nastolatka.

New hopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz