24.5. Awaria prądu

142 5 0
                                    

Scott

Zbyt długo nie posiedzieliśmy z Madeline w towarzystwie mojej ulubionej pary. Nie ukrywałem, że jest mi to na rękę. Potrzebowałem na teraz i już dowiedzieć się kim był ten człowiek i oglądnąć kamery z monitoringu, Jason miał zająć się z ich ogarnięciem, w szczególności, że do kamer miejskich o dostęp nie jest ciężko, no chyba że jest to nie do końca legalne, bo raczej nikt od tak ich nie udostępni przypadkowym osobom, a my nie zamierzaliśmy mieszać do tego policji, w szczególności szemranej policji, która być może miała cos z tym wspólnego.

Leżeliśmy na łóżku oparci o wezgłowie łóżka przy zapalonych lampkach nocnych z obydwu stron.

- Wiesz... - zaczęła dziewczyna przerywając chwilową cisze. – Nie daj mi to wszystko spokoju.

- Co konkretnie?

Byłem idiotą, który na własne życzenie musiał ją okłamywać patrząc prosto w oczy i wymyślając różne durne scenariusze, w które miała wierzyć. Tłumaczyłem sobie, że robię to w trosce o jej bezpieczeństwo, ale czy jeżeli chodzi o niebezpieczeństwo grożące komuś, nie powinno się tej osoby uświadomić, postawić przed faktem, żeby sama była ostrożna. Musiałem obejść to jakoś na około, aby móc sam poradzić sobie z problemem i tym samym zadbać o jej bezpieczeństwo, to będzie cholerny orzech do zgryzienia.

- Nie wiem. – westchnęła ciężko, jakby sama nie rozumiała co ją trapi. – Czułam, że naprawdę nie byłam tam sama. Słyszałam skrzypienie miejscami podłogi, otwierające się drzwi i ten huk. W dodatku to okno... Scott.. Ja naprawdę byłam pewna, że je zamknęłam. Już sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. – dodała odwracając się w moją stronę i przekręcając na bok, zrobiłem to samo. Leżeliśmy podparci własnymi łokciami na boku spoglądając sobie w twarz. Idealnie teraz mogę dosłownie kłamać jej w żywe oczy, ale czy to było kłamstwo? Przecież nie zapytała czy wiem coś czego ona nie, po prostu nie potwierdziłem jej teorii która w stu procentach była trafna. W tym przypadku jednak lepiej by było gdyby się myliła.

- Ostatnio wiele się wydarzyło, wyjazd Jake jego nieoczekiwany powrót, śmierć Twojej mamy i w dodatku Santino i John. Jesteś przebodźcowana Mad, nie dokładaj sobie kolejnych zmartwień, i nie szukaj ich tam gdzie ich nie ma. – odparłem poważnie, próbując przekonać samego siebie, ale nie wierzyłem w przypadki i zbiegi okoliczności w szczególności kiedy w ostatnim czasie było ich aż zanadto.

- Masz rację. – przytaknęła mi wierząc w moją rację powodując we mnie wyjątkowo duże wyrzuty sumienia, przecież doskonale zdawałem sobie sprawę, że kłamstwo ma krótkie nogi, a kłamstwa niszczą relacje i wszystko na co pracuje się latami. – Zostaniesz dzisiaj?

- Przecież zawsze zostaje. – uśmiechnąłem się pokrzepiająco.

- Wiem, ale nie wyglądasz na kogoś kto zamierzałby zostać. – powiedziała delikatnie zerkając na mój strój, nadal się nie przebrałem.

- Muszę jeszcze coś załatwić, ale wrócę. Jakby nie patrzeć nie mam zbyt blisko do San Francisco.

Doskonale zdawałem sobie sprawę, że jest cholernie ciekawa co tak ważnego muszę załatwić o tej porze, ale nie zapytała. Natomiast wiedziałem że będzie o tym myśleć aż do mojego powrotu, a wtedy zapyta i wtedy chciałbym powiedzieć jej chociaż część prawdy, jednak chcieć a móc to zupełnie dwie różne strony świata.

- Przepraszam, że musisz krążyć przeze mnie pomiędzy San a Reedwood City.

- Robiłem to codziennie przez jakieś trzy lata, a po drugie każdy wieczór z Tobą wynagrodzi mi ten odcinek drogi. – uśmiechnąłem się do niej, co ona odwzajemniła lekko się czerwieniąc.

New hopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz