Kobieta zjawiła się niespodziewanie szybko. Hongjoong, który nie ruszył się z miejsca od wykonania telefonu, przeczuwał, że będzie musiał spędzić tu jeszcze z pół godziny, lecz ta wyrobiła się w niepełny kwadrans. Przystanęła na chwilę, widząc swojego syna w prawdziwie okropnym stanie. Cały blady, z czerwonymi od łez policzkami, spoglądał na nią pustymi ślepiami. Zaprowadziła go do taksówki, nie wiedząc, gdzie ten chciałby się udać. Jednak Joong od razu wyrecytował kierowcy adres swojego starego mieszkania, którego na szczęście nie zdążyli jeszcze nikomu wynająć.
Panowała napięta cisza. Po pierwsze, żadne z nich nie chciało rozmawiać o prywatnych sprawach w obecności taksówkarza, zaś po drugie, tak rzadko mieli okazję do wymiany przynajmniej kilku zdań, że gdy już się ona nadarzała, nie mieli pojęcia od czego zacząć. Kim, wciąż z naciągniętym kapturem na pół twarzy, trzymał swój telefon na kolanach, jakby był gotowy na wysyp telefonów, które nie nadchodziły. Oddychał ciężko, wciąż próbując zracjonalizować sytuację, z jaką spotkał się na korytarzu. Nie budziło wątpliwości, iż musiało chodzić o jego relację z Parkiem. Niemniej oni nigdy nie obnosili się z tym publicznie. Dało się ich zobaczyć gdzieś na jakiejś kolacji lub spotkaniu, aczkolwiek unikali mocno zatłoczonych miejsc, gdzie mógłby się zjawić ktoś niezaufany. Za granicą czuli się bezpiecznie, ponieważ Seonghwa nie był osobą medialną i nikt ich tam nie kojarzył. Dotychczas, Joong uważał, że i w ich własnym kraju twarz bruneta jest rozchwytywana tylko przez nielicznych, więc ich wzajemne towarzystwo nie powinno nikogo zainteresować.
Najwyraźniej bardzo się pomylił.
Dojechali pod stary, zapuszczony blok, w którym to Hongjoong przeżył niespełna dwadzieścia lat swojego życia. Wspinając się po schodach, czuł się wyjątkowo dziwnie, ale jednocześnie tak, jakby wracał do domu po szkole. Jak ten czternastoletni dzieciak, który z trudem odnajdywał się w szkole i wracał niechętnie do miejsca, w którym także nie był rozumiany. Tak czy siak, to tu znajdowała się jego oaza, bezpieczny kąt.
Wpadł do swojego pokoju, czując zapach perfum, których nie zdążył stąd zabrać oraz upranej pościeli, w której nie zdążył się przespać po powrocie z Amsterdamu, gdyż pierwsze co tutaj zastał to bezwładne ciało swojego wuja. Ten obraz do dziś nawiedzał go w snach i powodował, że przynajmniej raz dziennie przechodził go upiorny, lodowaty dreszcz. Patrząc na to z perspektywy czasu, żałował, że nie miał możliwości chociażby pożegnać człowieka, z którym pod jednym dachem tkwił taki szmat czasu. Wszystkie jego wspomnienia zamykały się właśnie w tych parudziesięciu metrach kwadratowych. Tu wylał najwięcej łez, tu rozmyślał, zamartwiał się, szukał własnej drogi, podejmował wiele decyzji, a inne odkładał w czasie. To tutaj był dzieckiem bawiącym się swoimi ukochanymi zabawkami, tu był uczniem, przynoszącym wybitne stopnie na papierze tylko po to by udowodnić innym coś, co okazywało się bezwartościowe po ich śmierci, tu trzaskał drzwiami obwiniając siebie, jak i cały świat za dzieciństwo, które nie było w pełni normalne oraz pierwszy krok w dorosłość, jaki wyobrażał sobie zupełnie inaczej. I teraz stał w tym progu ponownie, mimo że sądził, że jeszcze przez wiele miesięcy nie będzie w stanie tu wrócić.
Poczuł jak znów łzy zaczynają go dusić w gardle od nadmiaru emocji i rzucił się na swoje ukochane łóżko. Znów coś się komplikowało. Za każdym razem, gdy układał sobie codzienność na nowo, pojawiało się coś, co musiało ten spokój zburzyć. Nigdy nie miał na to wpływu, ani nie dokładał do tego cegiełki, stąd tak cholernie męczące było ponowne mierzenie się z nienawiścią, spływającą na niego znikąd. Nic złego nie zrobił, a znalazł się na świeczniku. Nie chodziło jedynie o te wyzwiska, a o spojrzenia, zewsząd, pełne pogardy, politowania lub zaciekawienia jego osobą, kiedy on przede wszystkim pragnął pozostać niezauważonym. Bał się konsekwencji, nagonki, bycia na ustach tych obcych ludzi, z którymi nie ma nic wspólnego. Obawiał się, jak ta presja wpłynie na niego samego, ale też relację, jaką od miesięcy budował wraz z Seonghwą. Jak odbije się to na firmie, na zysku, na reputacji nazwiska, którym przedstawiał się nie tylko ciemnowłosy, ale przede wszystkim jego matka, której zawdzięczał cały ten sukces. A w ognisku zamieszania stał on, mierny student, będący w mniemaniu otoczenia oszustem, pragnącym wykorzystać wpływowego szefa. To wyglądało źle i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

YOU ARE READING
White Dandelion| Seongjoong
Fiksi Penggemar~-Czasem najtrudniejszym jest przyznanie się przed sobą, że jedyną osobą, która cię nienawidzi jesteś ty sam.~ White Dandelion Największym kłamstwem młodości jest wmawianie, że to najlepszy okres twojego życia, podczas, gdy to właśnie mając dwadzieś...