czwartek godz. 9:41
Nie wyspałam się.
Znowu.
Nie żeby miało to kogoś zdziwić.
W każdym razie nie odeśpię sobie niestety po pracy, bo jadę zrobić paznokcie być może przyszłej niedoszłej teściowej, a potem najprawdopodobniej jedziemy z chłopem na rolki, więc liczę na to, że chociaż wieczorem uda mi się położyć w miarę wcześnie spać.
Po rak kolejny próbuję liczyć kalorie, bo nie mogę tylko patrzeć na siebie i nic z tym nawet nie próbować zrobić.
Nie będę katować się ćwiczeniami, czy usilnym nabijaniem kroków, na które wcale nie mam ochoty. Pozostanę przy aktywnościach typu rower, rolki, bądź spacery ale wspólne takie, do których nie będę musiała się zmuszać.
Myślę, że zrzucę dziesięć kilogramów i na miesiąc bądź dwa przejdę na utrzymanie wagi, a potem wrócę do redukcji, aby zrzucić kolejne dziesięć kilogramów i ponownie wejdę na utrzymanie i tak w kółko, aż do uzyskania upragnionej wagi.
* * * * *
piątek godz. 10:15
Wyjątkowo skończyłam wczoraj pracę jeszcze przed wybiciem południa, a kiedy wróciłam do domu to mama uznała, że spadłam jej z nieba, bo akurat chciałaby wybrać się do parku handlowego, ale niekoniecznie na piechotę.
Po południu zrobiłam umówione paznokcie, a pod wieczór spontanicznie wybraliśmy się na tor gokartowy ze znajomymi.
Nie jestem w stanie opisać jak dobrze się bawiłam, a tym bardziej kiedy po raz ostatni wróciłam do domu aż tak szczęśliwa i uśmiechnięta.
Powiedzieć świetnie to jak nic nie powiedzieć.
Wykupiliśmy tor dwa razy. Za pierwszym razem, byłam nastawiona dosyć sceptycznie jak zresztą do wszystkiego, ale kiedy już poczułam się pewnie, gnałam jakby od tego zależało moje życie. Adrenalina w moim ciele dosłownie buzowała, to było naprawdę niesamowite przeżycie.
Natomiast za drugim razem, to już było dla mnie odrobinę za dużo. Wjechałam w bandę do tego stopnia, że chłopak nadzorujący wyścig musiał pomóc mi wyciągnąć gokarta spod opon i dodatkowo poparzyłam sobie rękę oraz knykcia. Piecze, aż do teraz, a czarnego śladu po gumie nie udało mi się zmyć i jakby tego było mało, to po raz kolejny rozerwałam bransoletkę.
W połowie któregoś z rzędu okrążenia zaczęło mi się robić słabo. Jechałam już automatycznie, nie skupiając się na jeździe, a jedynie na zakrętach, aby przetrwać do mety. Czułam jak powoli tracę przytomność, ciężko było mi oddychać, ale wytrzymałam do końca. Adrian musiał pomóc mi wysiąść z pojazdu, a potem odsiedziałam swoje na kanapie dochodząc do siebie.
Zapomniałam wspomnieć, że cierpię na chorobę lokomocyjną.
Po zabawie wstąpiliśmy do restauracji na jakąś kolację, a potem wróciliśmy już prosto do domu.
To był wieczór jakich mało. Niezapomniany.
* * * * *
P.s. To była bransoletka z kwarcu różowego i naprawdę coraz bardziej wydaje mi się, że jej notoryczne zniszczenia i uszkodzenia to wcale nie były przypadki.
* * * * *
CZYTASZ
create your own happiness
Randomto nie jest radosna opowieść z przewidywalnie szczęśliwym zakończeniem. to szkic przemyśleń i odczuć dziewczyny, która codziennie walczy o lepsze jutro zmagając się z depresją, lękami oraz zaburzeniami kompulsywno-obsesyjnymi.