Un

41 5 2
                                    

-Szczerze to uważam, że  pomysł z projektem na chemię z wybuchającym wulkanem jest już zbytnio oklepany. Trzeba wymyślić coś innego, a nie...

-W takim razie masz lepszy pomysł?

-Nie... Ale serio lepiej wymyślmy jakiś lepszy pomysł, a nie wybuchający wulkan na sodę. Jeszcze się przekonasz, że większość klasy pewnie to zrobi.

-Dobra, ale nie lepiej iść tradycją i zrobić ten wulkan? Plus nie masz żadnego pomysłu, a wątpię byś miał czas na grzebanie w internecie i szukanie jakiegoś doświadczenia na szóstkę z chemii.

-Ni dobra, masz mnie. Ale w każdym razie ty nie masz nic do roboty, a z resztą mógłbyś też się wysilić, a nie oczekiwać, że ja odwalę za was całą robotę.

-Ej ej ej! Nie myl mnie z Rosierem! To, że on często tak robi to nie znaczy, że ja też. Przecież rozmawiam teraz z tobą o naszym projekcie. Po prostu nie widzę sensu robienia czegoś ponad. To w końcu nasza ostatnia klasa. Pewnie nawet Stary Ślimak nie oczekuje od nas, że się wysilimy. W końcu przygotowujemy się do jakże wyczerpujących egzaminów końcowych.

-No dobra, stop. Czaje. Zwyczajnie ci się nie chce. Dobra, ja to rozumiem.  Masz sympatię, masz swoje życie poza szkolne, okej. Poszukam czegoś sam.

-I tak dobrze wiesz, że nic nie znajdziesz. Nie masz czasu, a obaj dobrze wiemy, że nie będziesz siedzieć do późna bo to niezdrowe. Lepiej po prostu od razu przyznaj mi rację i skup się lepiej na brzędkaniu na tym swoim pianinku, a projekt z chemii zostaw na później.

-Taa, jasne. Popatrzę coś jeszcze, obiecuję.

-Mhm, nie przemęczaj się lepiej. Tak w ogóle to u Lestrange'a jest impreza w tą sobotę. Co ty na to? Wpadniesz?

-Dobrze wiesz, że nie. Jest środek tygodnia, a za niedługo egzaminy.

-Tak, tak. Ty tylko o tej jebanej nauce. Mógłbyś chociaż raz w życiu się odprężyć i wyjść gdzieś z nami. A nie przekazujesz całymi dniami w domu i napierdzielasz w te biedne klawisze. Co one ci w ogóle zrobiły? To je pewnie boli.

-Na pewno... bo w końcu pianino ma czucie- zironizował chłopak otwierając przy tym drzwi od swojego domu, albo raczej domu swoich rodziców, w którym mieszkał jeszcze do ukończenia szkoły średniej.

-No dobra, skoro impreza odpada to chociaż chodź tylko z naszą paczką na piwo w niedzielę. Bar, w którym pracuje Pandora będzie mieć ofertę specjalną. Dostaniemy tam dwa piwa w cenie jednego, czaisz? To się kurwa tak cholernie opłaca.

-No nie wiem...

-Wiem wiem aż za dobrze czasem niestety. Naprawdę stary powinieneś wyciągnąć trochę kija z dupy i się rozerwać. Nic się w końcu nie stanie jeśli chodź raz nie będziesz siedzieć do białej nocy na stołku i grał na tym przeklętym instrumencie, a zamiast tego wyjdziesz gdzieś z kumplami. To nasz ostatni rok... Nie zostało nam już wiele czasu. Potem znając życie porozjeżdżamy się po całym świecie, a nasz kontakt ograniczy się do wysyłania sobie kartek z życzeniami na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Serio tak chcesz byśmy cię zapamiętali? Jako gbura, który nie miał czasu dla własnych przyjaciół?

-Młody dobrze mówi- odezwał się nagle trzeci głos, na którego dzwięk Regulusowi zrobiła się gęsią skórka.

-Sorry Bart, ale muszę kończyć. Zobaczymy się jutro w szkole- zakończył szybko połączenie z przyjacielem i z szybko bijącym sercem odwrócił się w stronę skąd doszedł go głos osoby, o której tak bardzo pragnął zapomnieć.

-Stary, dobry Reggie. Dalej jesteś taki nudny, co? Nie wyjdziesz z przyjaciółmi do baru bo rodzice chcą byś cieszył na pianinku, a ty jesteś ten dobry synek, który zawsze się słucha mamusi, czyż nie mam racji?- zakpił mężczyzna ciągle siedząc na krześle i jak to miał w zwyczaju, gdy Regulus uważał go jeszcze za swoją rodzinę i siedzieli sobie w kuchni razem podczas wspólnych posiłków, bujał się na krześle z nogami na stole oraz rękoma skrzyżowanymi za głową.

-Zaraz spadniesz- wycedził przez zęby czerwony ze złości Regulus. Co on sobie w  ogóle myśli? Zaraz, przecież on nie myśli. No tak, zdąrzyłem już zapomnieć. Zakrada się w każdym razie do naszego... nie poprawka MOJEGO domu i co? No właśnie... i co? Oczekuje, że powitam go po trzech latach z otwartymi ramionami? Może jeszcze chce bym go przytulił i powiedział, że tęskniłem? Nie doczekanie.

-Spokojnie, przecież nigdy jeszcze nie spadłeeeem!- wykrzyczał mężczyzna i w tym właśnie momencie upadł z głośnym hukiem na panele, którymi wyłożona była podłoga w kuchni.

-A nie mówiłem?- chełpił się Regulus posyłając mężczyźnie zwycięskie spojrzenie.

-Spierdalaj- warknął mężczyzna, ale na jego ustach wykwitl delikatny, cwany uśmiech.

-To mój dom Syriuszu- oznajmił lodowatym tonem Regulus czując się w tym momencie niczym gospodarz przyjmujący swojego gościa na swojej posiadłości.

-Tak tak, mów co uważasz- odparł obojętnie Syriusz rozglądając się z ciekawością po pomieszczeniu. -Trochę się tu zmieniło odkąd mnie tu nie było. Ile to już? Pół roku...?

-Trzy lata- wycedził przez zaciśnięte zęby Regulus siadając naprzeciwko brata i mocując się z samym sobą w myślach by czasem ,, przypadkiem" nie zepchnąć Syriusza z krzesła, ale tym razem tak by zrobił sobie coś poważniejszego niż nabicie zwykłego guza.

-A no tak- zaśmiał się Syriusz. -Ten czas tak szybko leci. Ty też strasznie urosłeś. Na pewno masz powodzenie. Masz jakąś panienkę?- Regulus złapał się za nasadę nosa odliczając do dziesięciu w celu uspokojenia się. Mimo, że niewiele mu to dało to udało mu się jakimś cudem opanować na tyle by nie wybuchnąć.

-Po co tutaj przyszedłeś?- zapytał bez ogródek Regulus zmęczony gierkami swojego starszego brata.

-Ej, nie mogę po prostu zajrzeć i sprawdzić jak się miewa mój młodszy braciszek? Jak już mówiłem dawno się nie widzieliśmy, a że byłem akurat w mieście to postanowklem, że zajrzę i sprawdzę co tam u ciebie. W końcu egzaminy końcowe zaraz i no... Tak, właśnie tak...

-Dobre sobie. Słuchaj, nie mam czasu na twoje gierki. Zbyt dobrze cię znam. Dobrze wiem, że masz w swoim pojawieniu się jakiś ukryty motyw. Po prostu mi go wyjaw i spadaj stąd jak najszybciej. Tak będzie najlepiej dla nas obu.

-Słuchaj młody. Może nie zawsze byłem starszym bratem na medal, ale zrozum. Nie tylko tobie było ciężko. Musiałem się stąd wyrwać, ale wróciłem, tak? Chcę po prostu śledzić trochę czasu z młodszym braciszkiem zanim wyjadę, ale jeśli nie chcesz...- Syriusz wstał z krzesła i poprawiając swoją skórzaną kurtkę udał się do wyjścia.

-Dobra! Czekaj!- krzyknął w jego stronę Regulus, kiedy jego brat miał już wychodzić z domu. Młodszy z rodzeństwa nie był w stanie tego zobaczyć, ale Syriusz uśmiechnął się pod nosem zdając sobie sprawę, że jego młodszy braciszek jest zbyt przewidywalny. Zapewne będzie chciał poznać powód mojego przybycia tutaj... Nie znajdzie przekrętu choćby nie wiem jak się starał.

-Jednak zmieniasz zdanie?- zapytał Syriusz nanoszlancko opierając się o framugę otwartych drzwi.

-Tak... Ale tylko dlatego, że nie ufam ci. Nie wierzę w ani jedno słowo, które wypowiedziałeś. Dowiem się po co tak naprawdę wróciłeś i zniszczę cię tak jak ty kiedyś zrobiłeś ze mną- zapowiedział Regulus rzucając na podłogę swoją torbę i celując palcem wskazującym w swojego brata.

-Jasne, jasne. Jak już mówiłem po prostu dawno się nie widzieliśmy. Zaraz wyjeżdżasz na studia, więc jest to chyba ostatnia szansa na jakieś spotkanie.

-Nie pleć głupstw, a gadaj co mam dla ciebie zrobić- warknął Regulus czując, że zaraz nie wytrzyma i  rzuci się na Syriusza.

-Spędźmy ze sobą chodź jeden wieczór razem- zaproponował Syriusz. -I zanim coś powiesz, tak wiem, że jutro masz szkołę. Obiecuję jednak, że nie pożałujesz- mrugnął do Regulusa porozumiewawczo, a następnie wyszedł z rodzinnego domu Blacków jakby nigdy nic.

Daylight |Jegulus|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz