Rozdział~25

251 11 4
                                    

Kolejny i kolejny raz. Kolejny cios uderzenie, podpalenie. Wszystko było zasłużone. Wiedziałem to. Powtarzali to na każdym kroku. Przy każdym uderzeniu. Teraz też. Ojciec uderzał cały czas w moją skórę pasem. Ale miałem wrażenie że ten przeszywający ból jest tylko silniejszy. Nie patrzyłem na niego. Nie miałem nawet prawa. Wpatrywałem się zamglonym spojrzeniem w podłogę. Moje łzy kapały na zimne marmurowe kafelki w kuchni gdy wyłem z bólu. Błagałem by przestał. Błagałem by ktoś mnie usłyszał. Mama stała w rogu pokoju i patrzyła na mnie obojętnie. Nie zrobiła nic. Spojrzałem na nią przez chwilę błagalnym wzrokiem ale gdy skarciła mnie spojrzeniem błyskawicznie wróciłem wzrokiem na ziemię. Ojciec zadał kolejny cios by po chwili rzucić mną o ściane. Spojrzał na mnie z obrzydzeniem i wyszedł. Był na mnie zły. Mama też była zła. Nie powinienem złościć taty. Znów nie dostałem jedzenia, ale to w porządku.
Na resztkach sił wróciłem do pokoju. Usiadłem w końcie i ponownie zapłakałem. Dlaczego się urodziłem?

Dosyć absurdalne pytanie jak na pięciolatka ktoś mógłby powiedzieć.

Kolejny atak paniki. Drapanie swojej skóry by się uspokoić. By potem zasiąść na parapecie w szkarłatną noc i patrzeć w jasne gwiazdy. Niestety tamtej nocy niebyło gwiazd które mogły by symbolizować złudną nadzieje. Pozostała tylko ciemność. Ciemność która pozostawiła jedynie niepokój. Strach przed jutrem. Wtedy szczerze marzyłem by jutro nie nadeszło.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę krótkie ale wena mnie napadła nagle więc macie.

~230słów

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 08 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

najmłodszy w rodzinie~ Shane monetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz