Rozdział~22

395 23 11
                                    

W mojej głowie górowało zamieszanie. Znajdowałem się w jakiejś czarnej pustce. Próbowałem sobie coś przypomnieć jednak to nie było takie łatwe. Tony, łazienka... Krew taa... to wszystko układa wie w spójną całość.

Czyli udało mi się?

Nie żyje?

To nie wygląda jak koniec.

Nie umarłem?

Więc gdzie jestem?

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę że może jednak nie jestem sam. Stałem na środku pośród ciemnej przestrzenie a do okoła rozciągały się szelesty. Kroki. Dźwięki jakby jakiś psów jednak dochodziły one bardziej z góry.
Zacząłem dostrzegać jakieś postacie chodzące każdy  w inną stroną, jakby czegoś szukały. Chude, czarne cienie około 3m do góry szukające czegoś.

Czułem jak cały się trzęse i nie mogę ruszyć się z przerażenia.

(To coś:

(To coś:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

)

Było ich mnóstwo. Wydawały odgłosy charczenia i bólu, jakby coś wydrapywało im gardło od środka.

Zrobiłem krok w tył, Podłoga wydała odgłos uderzenia w metal.
Wszystkie stwory skierowały swoje puste spojrzenia w moją stronę.

I w tedy to nagle znikneło. Wszystko co miałem przed oczami znikło.
Do moich uszu dochodził rozmyty odgłos pikania. Odraz zaczął się wyostrzać.

Rozejrzałem się po białym pomieszczeniu w jakim się znajdowałem.
Jestem chyba w szpitalu. W pokoju byli również bracia, chyba spali. W pokoju był również ten chłopak. Zobaczyłem że moja koszulka jest mokra od potu.
Moje ręce są całe w świeżych bandażach.

Dlaczego jak już chce to skończyć to się nie udaje?

Nie udaje się za każdym jebanym razem.

Jeszcze pewnie wiedzą wszystko bo mam na sobie jebane ubranie szpitalne, Fuck.

Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju chcąc upewnić się czy wszyscy śpią.
I nie, nie wszyscy. Ten chłopak siedział  wpatrzony w telefon, chyba nie zauważył że się obudziłem. Chciałem się podnieść do siadu ale moje ręce nie dość że trzęsły się jak skurwysyny po tym koszmarze to jeszcze czułem rozrywający ból w nadgarstkach przy najmniejszym ruchu.

-O obudziłeś sie- usłyszałem głos chłopaka gdy usilnie próbowałem wstać i stąd uciec. - gdzie ty chcesz iść jest 4 nad ranem a ty musisz odpocząć- powiedział i przyciągną mnie do poprzedniej pozycji a ja spojrzałem z przerażeniem na jego rękę.- okej już dobrze, widzisz nie dotykam cię.

-co ty tu robisz?- zapytałem

- skoro już sprzątnołem tych debili w tedy to raczej słabo by było kończyć tą znajomość w tym miejscu.

Spojżałem na niego jak na debila i próbowałem odłączyć kroplówkę od mojej ręki.

- Co ty znowu robisz zostaw to tak jak jest- powiedział trochę głośniej przez co odróchowo to puściłem - dobrze a teraz zamieżać leżeć grzecznie czy mam obudzić Dylana?- zapytał z hytrym uśmieszkiem

- to szantaż- powiedziałem cicho i odwruciłem się plecami do niego.

Aiden widocznie wrócił do scrolowania a ja po chwili zasnołem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak wam się podoba?

Myśle że jeśli teraz uśmierciła bym Shane'a to nie miałabym już wstępu na wattpada.

~453słowa

najmłodszy w rodzinie~ Shane monetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz