Rozdział I część I.

237 33 145
                                    

Balansowanie na linie było ulubioną częścią występu Ashy. Świadomość, że jeden zły krok dzielił ją od bliskiego spotkania z brukiem budził w niej swoiste pragnienie przeżycia. Tak niezbędne w Davigal, mieście na wskroś zepsutym, w każdym znaczeniu tego słowa.

Przyjechanie tutaj mogło okazać się najgorszą decyzją, jaką podjęli w ciągu ostatnich kilku lat. Nie pozostało im jednak nic innego i musieli zaryzykować pojawieniem się w stolicy.

Tłum zebrany w dole wiwatował głośno, zagłuszając swoim rykiem okrzyki dochodzące z sąsiedniej ulicy. Był tak zajęty obserwowaniem pokazu, że nie miał czasu zauważyć, jak zaledwie kilka metrów dalej dwóch krasnoludów napada na elfkę niosącą w rękach owinięte w szary papier pakunki. Jej rozpaczliwe wołanie utonęło w dźwiękach skocznej muzyki, przygrywanej przez niewielką orkiestrę zebraną na podeście pod rozwieszoną między budynkami liną.

To była kolejna rzecz, którą Asha ceniła w swoim zajęciu. Możliwość spojrzenia na wszystko z oddali, gdzie jej wzroku nie oszukiwały rozwieszone w oknach kolorowe draperie i migoczące światła zdobiące główne ulice miasta. Z wysokości mogła dostrzec to, co władze Corvell chciały ukryć przed zjeżdżającymi się gośćmi - brud, biedę i chaos, nad którym straż miejska nie potrafiła zapanować.

Wiatr zadął mocno w plecy dziewczyny. Długi, brązowy warkocz zakołysał się, a radosny tłum znów zawrzał, obserwując z coraz większą uwagą, jak krok za krokiem sunie się w stronę katedry. Mile połechtana ich zainteresowaniem oderwała jedną ze stóp od naprężonej liny i powoli, balansując rozłożonymi rękoma, skłoniła się wiwatującej masie.

- Tak, tak! Piękna Asha ma w zanadrzu jeszcze parę sztuczek, ale nie widzę, abyście chcieli je ujrzeć! - Zawołał głośno stojący wśród tłumu Dorian. Wymachiwał przy tym krzykliwym cylindrem obszytym błękitną wstążką. - Niech ten występ otworzy odrobinę wasze serca i poluzuje rzemienie w sakiewkach! Śmiało, śmiało, okażcie Ashy trochę miłości!

Znajdujący się najbliżej niego widzowie z pewnym ociąganiem sięgnęli w stronę swoich sakiewek i przez chwilę odgłosy muzyki wzbogaciło ciche brzęczenie monet. Jasnowłosy usłużnie podsuwał swój kapelusz pod każdą wyciągniętą dłoń. Z każdym głośniejszym brzdąknięciem wpadających do kapelusza pieniędzy skłaniał się lekko, dając tym znak Ashy, aby pokazała kolejną z przećwiczonych wcześniej prostych figur - to stanęła na jednej nodze, to obróciła się w miejscu, to podskoczyła, wzbudzając kolejny zduszony okrzyk.

Ci, którzy do tej pory chowali dłonie w kieszeniach coraz chętniej wyciągali z nich cenne monety. Mniej przekonanych, patrzących nieufnie na widowisko, Dorian zagadywał, rzucając jakimś wymyślnym żartem czy uwagą o innych, odbywających się tego wieczoru występach, a jego głęboki głos sprawiał, że brzdęk narastał. Wraz z nim po ulicy niosły się podniecone szepty, pełne przypuszczeń dotyczących dalszego przebiegu ich występu.

W końcu dno cylindra rozbłysło srebrem i miedziom. Dorian uśmiechnął się szeroko widząc to. Wykonał niski ukłon, zamaszystym gestem odrzucając w tył ogon błękitnego fraku.

- Dziękujemy! Wiedzieliśmy, że mieszkańcy stolicy są najlepszą widownią w Corvell, ale przerośliście nasze wyobrażenia! - zakrzyknął głośno, po czym zatknął cylinder na głowę, jakby zapominając, że nie był już pusty.

Tłum na chwilę oderwał swój wzrok od akrobatki i przegapił moment, w którym drugi z towarzyszących jej mężczyzn, do tej pory skryty w cieniu, rzucił w jej stronę płócienny worek. Był zbyt zajęty wypatrywaniem sypiących się z głowy blondyna monet - choć żadna z nich nie wypadła i w całym tym ferworze nie zwracał uwagi na to, jak Asha pośpiesznie wyciąga z torby dwa stalowe wachlarze.

Trup(a)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz