Rozdział II część II.

71 14 80
                                    

Dorian stanął w drzwiach, wpatrując się w niknącą w tłumie sylwetkę elfa.

- Nie zdziwię się, jeśli Hayes wróci w worku – mruknął Dorian. Asha prychnęła słysząc to, ale nawet nie podniosła wzroku, zbyt zajęta mocowaniem się z pozłacanymi łańcuszkami. Ember widząc jej zmagania, oderwała się wreszcie od drzwi i podeszła do przyjaciółki.

Ofuknęła ją w kilku słowach, mówiąc, aby cofnęła ręce i przestała pogarszać sytuację, po czym sama zaczęła powolną, mozolną pracę rozplątując największe węzły, które zdążyła zrobić Asha.

- Rozplączę to i zajmę się śniadaniem. Powinniśmy jeszcze mieć resztkę marmolady i kawałek sera, a widziałam wczoraj, jak jedna z krasnoludek piecze podpłomyki. – Brzdęk. Jeden łańcuszek spadł z głowy Ashy i upadł u jej stóp. Ember spojrzała na niego, zawahała się, po czym wróciła do pracy, odsuwając wisior stopą w kierunku stołu, by go przypadkiem nie nadepnąć. - Może chciałaby się wymienić za ser, a jeśli nie, to możemy oddać ten dzban po zupie. Powinien wytrzymać w ognisku. Moglibyśmy usiąść jeszcze na chwilę na polanie i...

- Zjemy w drodze – odpowiedział szybko Dorian, odsuwając zasłonę z okna, aby wpuścić do środka światło. – Słońce jest już nad drzewami, nie powinniśmy tracić czasu.

- Śniadanie nigdy nie jest stratą czasu – fuknęła.

Kolejny brzdęk. Asha poczuła delikatne szarpnięcie, a twarz Ember wykrzywiła się ze złości. Trwało to zaledwie jedno, dwa uderzenia serca, po których dziewczyna opuściła dłonie. Jej palce były przykurczone i choć z całych sił próbowała je rozprostować, tak te jedynie poruszały się odrobinę i szybko wracały do swojej nienaturalnej pozycji.

Dorian, pochłonięty próbami sprzątnięcia po porannym rozgardiaszu nie zauważył, jak dziewczyna próbuje siłować się z własnym ciałem, chcąc odzyskać choć cząstkę kontroli.

- Ember... - Współczucie w szepcie Ashy było aż nazbyt wyczuwalne. Dziewczyna uniosła głowę, cofnęła się i złapała za niewielki koszyk upleciony z wikliny, w którym trzymali jedzenie.

- Pójdę po te podpłomyki – oznajmiła z uśmiechem. – Dorian, pomóż proszę Ashy pozbyć się tej korony.

- Mówiłem przecież, że... - zaczął Dorian, ale Ember go nie słuchała. Pociągając lewą nogą, skierowała się ku drzwiom. Asha momentalnie ruszyła za nią, chcąc pomóc jej na schodach, ale gdy tylko się ruszyła, blondynka posłała w jej stronę ostrzegawcze spojrzenie.

Zatrzymała się więc, przypatrując się, jak Ember łapie się ostrożnie futryny i powoli, stopień za stopniem schodzi w dół. Dopiero gdy oddaliła się od wozu, Dorian odłożył ostatni z zebranych po nocy pledów i podszedł do drzwi.

- Coś się stało?

- Nie – skłamała bez zastanowienia, a kiedy odwrócił się w jej stronę z wyrazem niedowierzania na twarzy, zdobyła się jedynie na pokręcenie głową. Łańcuszki znów zabrzdąkały cicho. – Dlaczego my trzymamy to cholerstwo w skrzyni, a nie w jakimś worku...

Znów zaczęła się szarpać z łańcuszkami, próbując przesunąć je ku górze, ale cienkie sploty metalu haczyły o nierówną powierzchnię jej rogów, plącząc się jeszcze bardziej. A im mocniej za nie ciągnęła, tym ciaśniej się ze sobą łączyły, pociągając za sobą kosmyki jej włosów. Dorian przyglądał się temu w ciszy, starając się nie śmiać słysząc coraz wymyślniejsze przekleństwa padające z ust Ashy.

W końcu, zarówno one jak, i brzdąkanie umilkło, a dziewczyna opadła ciężko na krzesło.

- Mogę?

Trup(a)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz