Rozdział III część III.

36 9 78
                                    

Część cyrkowców rozstawiła już swoje stoiska, część wciąż nosiła ciężkie pudła, z których wyciągali potrzebne rekwizyty. Treserzy zwierząt powoli, ostrożnie ściągali z wozów klatki, a ich niespokojne konie prychały głośno, grzebiąc kopytami w ziemi. Driady leśne wbijały w ziemię wysokie pałąki, a kilka z nich rozkładało pod nimi długie, upstrzone kwieciem girlandy.

- Lepiej się nie przyznawaj głośno, że w to wątpiłeś - ostrzegła go, gdy minęli ogromną fontannę, z której ktoś wybierał właśnie unoszące się na wodzie kwiaty. Malu zwolnił kroku. - Gdzie się zatrzymamy? Z dala od tych treserów, prawda?

Cierpki uśmiech na twarzy elfa podpowiedział jej, że myliła jeszcze zanim zauważyła biegnącego w stronę niewysokiego człowieka. Krzykliwa, niebieska peruka przekrzywiła się na jego głowie i choć próbował ją poprawić, to był na tyle niedolny w swoich staraniach, że kiedy zatrzymał się przed ich wozem kilka pasm jego prawdziwych, jasnych włosów nadal wystawało spod burzy kobaltowych loków. Zziajany, między jednym nerwowym wdechem a drugim próbował wyjaśnić im, gdzie mają się zatrzymać, wolną ręką co chwilę wskazując im miejsce obok ogromnych, stalowych klatek.

- Hayes będzie niepocieszony - mruknęła Asha, gdy służący odsunął się od ich wozu, nieufnie zerkając na Keirana i jego szpiczaste uszy. Odprowadził ich wzrokiem, wzdrygając się delikatnie, gdy elf z szerokim uśmiechem cmoknął na konia, kierując go w stronę wąskiego przesmyku, za którym majaczyła wysoka ściana żywopłotu. - Ja jestem niepocieszona...

- To tylko jeden wieczór. Kilka godzin, po których opuścimy to przeklęte miasto - pocieszył ją, gdy zatrzymali się obok czarnego jak noc wozu i przykrytej ciemną płachtą klatki, z której dochodziło ich ciche warczenie ogromnego zwierza.

- Tylko kilka godzin - powtórzyła sama do siebie, licząc na to, że te słowa dodadzą jej otuchy. Zawisły co prawda w powietrzu, ale wcale nie sprawiły, że czuła się lepiej. Wstała z wąskiego kozła, by przejść na tył wozu i poinformować resztę, że dotarli na miejsce.

Tak jak się tego spodziewała, Hayes jęknął głośno, gdy zaraz po wyjściu zobaczył znany im już czarny namiot, który właśnie rozwijali treserzy. Łypali na nich groźnie podczas pracy, wyraźnie zaznaczając swój teren. Starali się więc nie przekraczać niewidzialnej linii, wytyczonej przez klatki i udeptaną już przez nich trawę, w ciszy rozstawiając niewielki, purpurowy namiot, w którym lubiła chować się Ember.

Sama dziewczyna z uśmiechem dyrygowała zarówno Dorianem, jak i Hayesem, podpowiadając im, że lepiej przesunąć jej stanowisko to odrobinę w lewo, to w prawo, aż w końcu Dorian musiał zainterweniować, przypominając jej, że nie mogą przenosić tej migotliwej konstrukcji w nieskończoność.

- Nie psuj mi zabawy. Robicie zbyt zabawne miny, gdy mówię wam, że znów postawiliście go nie tam, gdzie trzeba.

- Musimy go gdzieś ustawić, aby zdążyć przed zmierzchem - przypomniał jej Dorian, wbijając mocno w ziemię jeden z trzymanych pałąków, podtrzymujących fałdy fioletowego materiału. - Tu będzie idealnie.

Ember zaprotestowała gwałtownie i poderwała się z trawy, na której siedziała rozplątując razem z Keiranem długie wstęgi błyszczących koralików, mające służyć za ozdobę namiotu. Z niezadowoloną miną ruszyła w stronę brata, tłumacząc mu, że gdy słońce zajdzie, w tym miejscu nie będzie dość światła, aby brokat i kryształy mogły skrzyć.

Wychodząca właśnie z wozu Asha zaśmiała się pod nosem, słysząc dyskusję rodzeństwa. Hayes rzucił w jej stronę błagalne spojrzenie, chcąc uniknąć uczestniczenia w ich kłótni. Dziewczyna tylko pokręciła głową i zamiast rzucić mu się z pomocą, uniosła w górę ręce, pokazując mu niewielki koszyk utkany z wikliny, w którym trzymali bandaże i mocny, krasnoludzki spirytus. Z uśmiechem podeszła do siedzącego na trawie Keirana rozplątującego kolorowe wstęgi i bez pytania usiadła obok niego, stawiając przed sobą koszyczek.

Trup(a)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz