Rozdział 1. Cassie.

84 5 0
                                    

   Nigdy nie sądziłam że kiedyś tu wrócę. Teksas zawsze był w moim sercu i pozostał w nim nawet jak dziewięć lat temu stąd wyjechałam. Nie wiedziałam jednak że będę tu wracać po to by uciec od swojego dotychczasowego życia. Byłam przerażona.

Samochód miałam zapchany najpotrzebniejszymi rzeczami, całe moje życie zmieściło się w trzech walizkach i jednej sportowej torbie, właściwie patrząc na ilość zabranych rzeczy czułam się niemal żałośnie, dwadzieścia trzy lata a moimi najważniejszymi rzeczami były ciuchy.

Nie miałam gdzie się podziać ale Sunny obiecywała że na ranczu Paula zawsze znajdzie się dla mnie miejsce więc tam właśnie zmierzałam. Za oknem widziałam już góry i piękne lasy które niegdyś były mi domem. Tęskniłam za nimi bardziej niż byłam gotowa przyznać.

Nie mogłam się doczekać aż spotkam się z Sunny, przez te lata ani razu się nie widziałyśmy nie licząc facetime, gdy mając piętnaście lat wyjechałam z matką do Nowego Yorku obie byłyśmy załamane ale nasza przyjaźń nie straciła na tym. Pamiętam z jakim zawzięciem opowiadałam jej o tym że poznałam swojego tatę, cóż przynajmniej dopóki nie wydarzyło się to co zmusiło mnie do wyjazdu.

Skręciłam w małą polną drogę a z daleka widziałam już ogromne stodoły i pastwiska ciągnące się kilometrami wzdłuż strumyku. Uśmiech nie schodził mi z twarzy mimo zdenerwowania. Duży dom znajdował się na samym początku rancza, wyglądał tak jak go zapamiętałam, majestatycznie niczym z filmu. Zaparkowałam auto obok dwóch dużych pickeupów a w tym samym momencie drzwi domu się otworzyły i w moją stronę biegła moja ukochana brunetka.

Wysiadłam z auta i wpadłam w jej ramiona tuląc ją najmocniej jak tylko potrafiłam. Była taka jaką ją zapamiętałam, brązowe włosy i zielone oczy, skóra pokryta świeżą opalenizną a ramiona lekko umięśnione od pracy na ranczu. Kochałam tą dziewczynę jak siostrę. Byłam zła na siebie że wcześniej nie postanowiłam tu wrócić choćby po to by się z nią zobaczyć.

Łza mimowolnie poleciała po moim policzku ale szybko ją starłam. Sunny odsunęła się lekko i spojrzała na mnie zapłakana.

-Cassandra Varnett- powiedziała niemal z nabożeństwem.

-Sunny Ryder- zrobiłam to samo.

Wybuchła śmiechem i znów mnie przytuliła. Splotła nasze palce i pociągnęła mnie w stronę domu przerywając przytulanie.

-Tata specjalnie przyjechał wcześniej do domu żeby też cię przywitać- mówiła jak nakręcona.-Chyba bardziej się cieszył na twój przyjazd niż ja!

Zaśmiałam się i weszliśmy do domu. Wszystko w środku zawsze wydawało mi się takie piękne, zdjęcia dzieci wiszące na ścianach, drewniane słupy ozdobione pamiątkami, Paul Ryder nie ukrywał że kocha swoje dzieci co zawsze rozczulało mnie niesamowicie. Stał w kuchni oparty o blat pijąc kawę, widać było że nie jest już najmłodszy ale błysk w jego oku mówił że przeżyje nas wszystkich. Odłożył kawę i przytulił mnie mocno podnosząc w ramionach. Zaśmiałam się i odwzajemniłam przywitanie.

-Powiedz mi dziecko, co to się musiało stać że tak nagle postanowiłaś nas odwiedzić?

Postawił mnie na ziemi a ja szybko poprawiłam włosy które się rozczochrały i uśmiechnęłam się nieśmiało.

-Nic się nie stało, po prostu chciałam wpaść- skłamałam. - Stęskniłam się.

Paul zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem i spojrzał na córkę.

-A twoja mama?-dopytywał.

-Została w Nowym Yorku, miała pracę nie mogła się wyrwać.-kolejne kłamstwo.

Long RideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz