Rozdział 17. Aren.

28 5 0
                                    

 Miałem ochotę rozjebać ten uśmiechnięty ryj mojego brata.

Widziałem ich z daleka jak jechali a ona śmiała się głośno. Znałem Ryana nie był wcale aż tak śmieszny, nie podobało mi się to. Nie chciałem być zazdrosny, właściwie nigdy nie byłem ale Cassandra była dla mnie jak narkotyk. Myślałem o niej cały czas, nie mogąc uwierzyć jak bardzo na mnie działa. Czułem się jak nastolatek przeżywający swoją pierwszą miłość. Było to dla mnie coś nieznanego i nowego.

Cały dzień w pracy myślałem tylko o tym że teraz w domu nie czeka na mnie tylko jedna osoba ale dwie. Nie mogłem doczekać się powrotu, momentu aż wejdę do swojego pokoju i zobaczę że ona już tam jest.

Zgasiłem światło w głównym biurze i zmęczony szedłem w stronę domu. Wszędzie było ciemno prócz werandy w głównym domu na której siedział mój ojciec. Gdy mnie zauważył zgasił papierosa i wstał z krzesła idąc w moją stronę. Pewnie znów miał jakąś robotę na jutro której nie da rady sam zrobić. Nie miałem mu tego za złe, był już w podeszłym wieku i z chęcią mu pomogę w końcu on opiekował się mną przez całe życie ale byłem dziś padnięty i na samą myśl o kolejnej robocie robiło mi się niedobrze.

Zatrzymał się przede mną i oparł dłoń na moim ramieniu. Zrobiło się dziwnie poważnie.

-Synu, jesteś tego pewien?

Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc, może był już taki zmęczony że nie kontaktował? Widząc moje zmartwienie wskazał głową mój dom.

-Pamiętaj że kocham cię niezależnie od tego co się wydarzy- robiło się coraz poważniej- Jesteś dorosły tak samo jak ona i możecie podejmować własne decyzję.

-Ja...

-Nie skończyłem-przerwał mi.- I jeśli powiesz mi że jesteś tego pewien pójdę do domu i zajmę się swoimi sprawami.- ścisnął mocniej moje ramię jakby w geście ostrzegawczym- Ale jeśli powiesz mi że to chwila słabości i masz zamiar złamać jej serce to przysięgam na Boga że twoja matka nie powstrzyma mnie przed spraniem ci dupy.

Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na ojca z uśmiechem.

-Naprawdę myślisz że gdybym nie był pewien wpuściłbym ją do swojego życia?- spytałem- Mam ośmioletnią córkę, odkąd się pojawiła nie dopuściłem do siebie żadnej kobiety z obawy że coś poszłoby nie tak i musiałbym jej tłumaczyć że to moja wina.

Spojrzałem w okno swojego pokoju w którym było widać że pali się nocna lampa. Uśmiechnąłem się na myśl o Cassie.

-Jestem bardziej niż pewien że kocham Cassandrę- jego spojrzenie złagodniało- I jakaś część mnie jest pewna że ona czuje do mnie to samo.

Poklepał mnie po ramieniu z lekkim uśmiechem.

-To wracaj do swoich dziewczyn- wskazał głową dom- Ja muszę już wracać do swojej.

Pożegnałem się z ojcem i ruszyłem do domu.

Szedłem po schodach jak najciszej się dało by nie obudzić Miley. Gdy otworzyłem drzwi swojej sypialni pierwsze co dojrzałem to Cassie kuląca się na łóżku z termoforem przy brzuchu. Miałam na sobie tylko moją koszulkę w której wyglądała wyjątkowo seksownie.

Spojrzała na mnie wycieńczona gdy usiadłem obok i odgarnąłem włosy z jej twarzy.

-Wszystko w porządku? -zamartwiłem się.

Chwyciła moją dłoń i przytuliła się do niej wciąż lekko się trzęsąc.

-Dostałam okresu- była na skraju płaczu.

-Nie mam nic w domu na takie potrzeby-zastanowiłem się czy aby na pewno niczego nie kupowałem- Jutro rano pojadę do sklepu.-nachyliłem się i pocałowałem ją w czoło-Potrzebujesz czegoś? Mogę iść do Sunny na pewno coś ma.

Pokręciła głową.

-Miałam swoje zapasy w walizce-wyjaśniła- Ale potrzebuje żebyś mnie przytulił.

Uśmiechnąłem się i znów pogłaskałem ją po czole.

-Oczywiście Cassie-uśmiechnęła się lekko- Szybko się wykąpie bo śmierdzę potem i wracam do ciebie.

Wziąłem naprawdę szybko prysznic chcąc jak najszybciej wrócić do Cassie. Wiedziałem że musi naprawdę cierpieć, Sunny za młodu miewała tak mocne bóle że czasem mdlała i ledwie potrafiła wtedy funkcjonować. Patrząc na Cassandrę domyśliłem się że miewała równie ciężkie okresy dlatego byłem gotów zrobić wszystko by pomóc przetrwać jej te trudne chwilę.

Wróciłem do pokoju w samych bokserkach i koszulce ale gdy chciałem się położyć Cassie podniosła się krzywiąc twarz z bólu i pokręciła mi przed twarzą palcem.

-Wstęp tylko bez koszulki.

Zaśmiałem się szczerze ale wykonałem jej polecenie i w samych bokserkach wślizgnąłem się pod kołdrę obok niej.

Położyłem się na boku a ona przylgnęła do mnie plecami idealnie się wpasowując. Odsunąłem jej włosy i oparłem brodę na jej ramieniu składając małe pocałunki na szyi. Mruknęła zadowolona i złączyła nasze dłonie.

-Czy to dziwne że tęskniłam za tobą chociaż byłeś cały czas obok?-spytała sennie.

Uśmiech nie schodził mi z twarzy.

-Nie, ja też tęskniłem- zaciągnąłem się jej zapachem wiśni i poczułem że jestem w miejscu w którym chcę pozostać na zawsze- Nawet nie wiesz jak bardzo.

-Ryan kazał przekazać że tylko ze mną rozmawiał i prosił byś nie zabijał go.

Gwałtownie się rozbudziłem. Nie zdążyłem nawet zapytać bo ona już wyjaśniała.

-Wie o nas bo na ognisku musiałeś jebać mnie spojrzeniem.

Pocałowałem ją znów w szyję.

-Paul też wie, powiedział że jeśli złamię ci serce to mnie pobije.

Tym razem poczułem jak ona się śmieje.

-Jeśli złamiesz mi serce ja złamię ci fiuta więc lepiej uważaj.

-Będę robić co w mojej mocy by uniknąć tego.

Wyciągnęła dłoń i pogłaskała mnie po włosach.

-No ja mam nadzieję.-ziewnęła głośno i skuliła się bardziej.- Dobranoc Aren.

-Dobranoc Cassie.

Słowa 'kocham cię' cisnęły mi się na usta ale wiedziałem że to za wcześnie na takie wyznania, dlatego ograniczyłem się do zwykłego dobranoc, przynajmniej dziś.  

Long RideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz