Rozdział 6. Aren.

31 4 0
                                    


 Nie dość że dałem się wrobić w pojechanie z Sunny do kawiarni po pączki to okazało się że całe życie nienawidziłem Cassie za to że chroniła moją siostrę przed karą. W dodatku rano zabroniłem jej się spotykać z Miley, czułem się jak kutas którym prawdopodobnie w jej oczach byłem.

-O czym mówił? Co ty tu w ogóle robisz?-od razu rzuciła się do zadawania pytań Sunny.

-Byłam u lekarza i go tam spotkałam.

-Jedyny lekarz w okolicy to Max-zawahała się na chwilę i spojrzała z nowym błyskiem w oku na Cassie- Nigdy u niego nie byłam bo jeździmy do prywatnego, jaki on jest, zawsze chciałam się z nim umówić w szkole.

-Błagam nie zaczynajcie- wiedziałem do czego dąży ta rozmowa.

-Bardzo delikatne ręce, jakby dnia nie przepracował gdzie indziej niż w klinice- no i się zaczęło- A jak przejeżdżał nimi po talii to jakby ktoś cię piórkami smyrał po skórze.

Moja siostra zagryzła wargę i się rozmarzyła. Zachciało mi się rzygać.

-Mów dalej-przymknęła oczy.

-Jego niebieskie oczy oceniają każdy skrawek twojego ciała...

-To logiczne jest lekarze...

Sunny przyłożyła mi dłoń do ust bym nie przeszkadzał.

W tej chwili nienawidziłem Maxa Eatona bardziej niż zwykle co wydawało się niemożliwe, typ wkurzał mnie samym faktem że przebywał w tym samym rejonie co ja a teraz muszę o nim słuchać.

-Mam jego numer chcesz?

No i kurwa przesada.

Wyciągnęła karteczkę z kieszeni i zanim przekazała ją mojej siostrze chwyciłem papierek i wcisnąłem w niedokończoną kawę Davea. Obie patrzyły na mnie morderczym wzrokiem co było satysfakcjonujące.

-To dość nieprofesjonalne by dawać swoim pacjentom prywatny numer- powiedziałem w prost.

-Jesteśmy dorosłe- Sunny nachyliłam się nad stołem i spojrzała mi głęboko w oczy jakby była opętana.-Potrzebujemy seksu.

Miałem odruch wymiotny.

-Bierz pączki i wracamy.

Wstałem od stolika i wyszedłem z kawiarni.

Pojebie mnie z nimi kiedyś, a najgorsze było to że wściekałem się a one nie zrobiły tak naprawdę nic złego. Wiedziałem że mój chory umysł próbuje poukładać sobie wszystko tak bym to ja miał racje by zawsze było po mojemu. Jest tu od dwóch dni a zmieniło się zdecydowanie za dużo, moja mała siostrzyczka okazała się tą która powoduje kłopoty i wciąga w to innych a nie na odwrót. Nie wiedziałem jak mam to przetrawić, przez dwadzieścia trzy lata idealizowałem ją, od dnia gdy ją zobaczyłem jak Clare niesie tego malucha na rękach wiedziałem że jest idealna a teraz? Nie wiedziałem nic.

Sunny dołączyła do mnie i odjechaliśmy z piskiem opon w stronę domu. Była jakaś cicha, za cicha. Kątem oka widziałem jak wpatruje się w tylne lusterko obserwując oddalającą się coraz bardziej kawiarenkę.

-Co jest?-zaryzykowałem.

-Martwię się o nią- nie trzeba było jej długo namawiać by się wyżaliła. Sunny już tak miała- Całe życie to ona troszczyła się o mnie, każdego jebanego dnia, niezależnie czy była tu na miejscu czy ponad tysiąc mil dalej a teraz?- widziałem łzy w jej oczach które przymknęła zanim smutek wyleciał- Boję się że stało się coś strasznego, ona nie chce mi o tym powiedzieć a ja nie naciskam gdy będzie gotowa wyzna prawdę- jej głos drżał przy każdym słowie- Ale czuję się jakbym ją zawiodła, nic nie rozumiem, tego że nie chce ubrać krótkich ubrań i chodzi w tych golfach, jej przyjazdu, nie chce rozmawiać o rodzicach i mam wrażenie że nawet nie rozważała powrotu że przed czymś ucieka...

Sam jej to dziś powiedziałem, a właściwie oskarżyłem ją o to. No cóż każdy w tej rodzinie odgrywa jakąś rolę ja postanowiłem być kutasem.

-Odkąd tu przyjechała cały czas się uśmiecha-kontynuowała- Ale gdy tylko jej wzrok poleci kawałek dalej smutek w jej oczach i strach jest tak widoczny że wręcz namacalny- nie kryła już płaczu- W dodatku szeryf coś wie ale nie chce się tym podzielić. Jak ja mam jej pomóc?

-Myślę że pomagasz jej samym faktem że jesteś obok- westchnąłem, nie lubiłem poważnych rozmów- Ale w końcu to Cassie, co złego mogło jej się stać?

Otarła łzy rękawem od bluzy i poprawiła się na siedzeniu.

-Pamiętasz jak Cass wjechała twoim autem w drzewo i tata zabronił jej do nas przychodzić przez miesiąc?-zaśmiała się smutno a ja jedynie pokiwałem głową wiedząc że to widzi- Nawet jej wtedy tam nie było, ja wzięłam auto a później zadzwoniłam do niej zapłakana więc od razu przyjechała kazała mi wrócić do domu i wzięła winę na siebie.

Dlaczego wszechświat nie pozwala mi po prostu nienawidzić tej dziewczyny?

-Brzmi jak wspaniała przyjaciółka-lekko się uśmiechnąłem chcąc pocieszyć siostrę.

-Tak... to wspaniała przyjaciółka.

Wróciła wzrokiem za szybę a ja skręciłem w zjazd do domu.

Nie chciałem Cassandry u mnie w domu ale w tym momencie postanowiłem dać jej szansę, może mnie zaskoczy albo w najgorszym wypadku okaże się że moja niechęć do niej jej słuszna. Nie mogłem jednak wciąż wyżywać się na niej za coś czego właściwie okazało się nie zrobiła jak była nastolatką, teraz była dorosła i widziałem w niej zmianę którą próbowałem unikać.

Zastanawiałem się tylko czemu żadna z nich nie wyznała w końcu prawdy i musiałem dowiedzieć się tego od szeryfa, nawet dziś rano mogła o tym choć wspomnieć.

Poczułem dziwne ukłucie w sercu gdy uświadomiłem sobie że Cassandra wiedziała że bym jej nie uwierzył.  

Long RideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz