4.

43 14 23
                                    

- Co mam zrobić, żebyś dał mi spokój? - ciągnęła.

"Odważna - pomyślał. - Dziewczyno, gdybym ci powiedział, co masz zrobić..."

Poczuł, jak coś się w nim budzi. Coś, co może być trudne do ogarnięcia. I wolał zmienić tok myślenia.

- To... w nocy... - zaczął lekko ochryple, bo pragnienie zaatakowało jego struny głosowe. - To nie było tak, jak myślisz. To pomyłka. Więcej się nie zdarzy.

Nie mógł sobie darować, żeby nie dodać:
- O ile będziesz grzeczna, słonko. I jak te trzy małpki: ślepa, głucha i nie mówiąca o tym, co przypadkiem zobaczysz czy usłyszysz.

Kiwnęła głową i odetchnęła z ulgą. Ale zanim te zachwycające piersi opadły podczas wydechu, dodał:
- Zaufanie działa w obie strony. Opowiedz mi coś o sobie. Już wiem, że musisz tu mieszkać. Ale nie wiem, dlaczego... - wyczekująco urwał głos.

Opowiedziała mu. Skrótowo, bo podejrzewała, że dokładna relacja z tego, jak bardzo zawalił jej się świat, nie będzie interesująca.

Kiwał głową, usatysfakcjonowany. Ale coś mu przyszło na myśl:
- A ten tam... nie będzie cię tu szukał?

- Mam nadzieję, że nie - odparła. - Nic nie wie o tym mieszkaniu...

- A jeśli się dowie? - drążył. Zauważył, że zaczęła się denerwować; a to sprawiło mu pewną przyjemność.

Wzruszyła ramionami, a jej wzrok poszybował gdzieś w bok:
- No to się dowie. Nie uciekam przed nim...

- A przed kimś innym? - wstał i wszedł dwa stopnie, by stanąć na jednym poziomie z tą Izabellą, jak mu się przedstawiła.

Był od niej wyższy i mógł wreszcie patrzeć na nią z góry. A kobieta musiała podnieść głowę, żeby móc odwzajemnić jego spojrzenie. Zrobił jeszcze krok i stanął tuż przed nią. Tak blisko, że gdyby się pochylił, mógłby ją pocałować.

Odrobinę schylił głowę, nie przestając patrzeć w te zielone oczy. Czy mu się wydało, czy Izabella zadrżała? W oczach zielonych jak szmaragdy zamigotała niepewność. Ale i coś jeszcze. Coś, co nakazało jej rozchylić usta i zwilżyć językiem dolną wargę.

Tkwili tak przez moment, poza czasem i przestrzenią, aż wybudził ich dźwięk otwieranych gdzieś na górze drzwi. I tupot nóg zbiegających po schodach.

- To ja już ... - zrobiła ruch, jakby chciała się schować do mieszkania. Niestety, bez niego. A jemu to się nie spodobało.

- Zaczekaj! - chwycił ją za rękę. - Spotkajmy się wieczorem. Pokażę ci moją okolicę. A ciebie przedstawię okolicy. Żebyś czuła się bezpieczna.

***

Zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Odetchnęła z ulgą. Tak? A może westchnęła z ukrywanym żalem? Bo to, co się zdarzyło przed momentem...

- Nie powinno się zdarzyć! - powiedziała głośno.

Dość ma problemów, żeby dokładać jeszcze jeden. I to taki...

A najgorsze, że niczego się nie dowiedziała. Dlaczego był u niej w nocy? Dlaczego chciał podpalić mieszkanie?

"Powiedział, że to pomyłka - próbowała sama siebie uspokoić. - Ale niczego nie wyjaśnił".

Kiedy ten cały Szefu był obok, wierzyła w jego słowa. A może po prostu chciała uwierzyć, poddając się spojrzeniu, tembrowi głosu i przyciąganiu, które niewątpliwie istniało pomiędzy nimi?

I przecież wie, co widziała w nocy: tego właśnie faceta, w jej mieszkaniu, z czymś palącym się w ręku. Czymś, co dawało dużo dymu. Więc co? Jak inaczej można to wyjaśnić?

Sekrety praskiej kamienicy / w trakcie / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz