5.

38 9 14
                                    

Uświadomił sobie, że tak dalej być nie może.

"Ta mała rzeczywiście jest gotowa narobić kłopotów. Trzeba jak najszybciej opróżnić gabinet. Zanim ona spełni swoją groźbę i faktycznie wezwie policję".

Nawet po śmierci Profesorki bywał w gabinecie. Tylnym wyjściem, schodami, kiedyś zwanymi "kuchennymi", których w zasadzie mieszkańcy nie używali, swobodnie dostawał się do mieszkania, nie zauważony przez nikogo. Pasowało mu to.

Nikt, poza najbliższymi kumplami i jednocześnie współpracownikami, nie wiedział, że wszystko, co "trefne", tkwiło bezpiecznie w zamkniętym na klucz pokoju w mieszkaniu Profesorki. No i wiedział też Brzdąc, ale milczenia młodszego brata mógł być pewien.

"Milczenia tak, ale rozwagi i zdrowego rozsądku już niekoniecznie" - myślał, patrząc na, jak zwykle, umorusanego chłopaka.

Unikał prawienia młodemu morałów, bo sam w jego wieku i później nie był święty. Ale bywały momenty, że musiał przywołać brata do porządku. Tak, jak teraz:
— Co ci strzeliło do głowy, żeby tam iść ze świecą dymną? Dobrze chociaż, że nie podpaliłeś jej tego korytarza naprawdę — burczał na tyle głośno, żeby młody, zajęty myciem kół, usłyszał.

Warsztat mechaniczny formalnie należał do stryja ich obu, od kilku lat odbywającego karę więzienia. Ale w praktyce ostatnio prowadził go Gruby a Aleks jedynie nadzorował interes w imieniu stryja. No i zawsze mógł sobie "pogrzebać" w silniku, chłodnicy czy kołach, gdy miał na to czas i ochotę.

Uwielbiał pracować przy samochodach, a jeszcze bardziej przy motocyklach. Przychodził tu, gdy miał problemy, musiał coś przemyśleć czy zdecydować.

Praca mechanika wymagała skupienia, uporządkowania myśli, nadania im prawidłowego biegu. No i łatwiej mu było rozmawiać z młodym o jego błędach, gdy obaj byli zajęci grzebaniem w bebechach samochodu czy motocykla.

Młody przejął to upodobanie po nim, dlatego często bywał umorusany smarem, lakierem czy jakąś farbą.

— Co sobie myślałeś? — ponowił pytanie. — Czemu gwizdnąłeś mi klucze z biurka i poszedłeś do niej?

Brzdąc, słysząc to indagowanie, naburmuszył się:
— Chciałem pomóc, a ty mi suszysz głowę... Myślałem, że się przestraszy, że ktoś chce ją spalić i ucieknie — mruknął.

" Z młodym będą problemy — pomyślał Szefu. — Jest zbyt samowolny, a ja nie mam czasu go wychowywać".

***

"Ta mała" czy "pchła", jak ją pogardliwie nazywał, nie chciała opuścić jego myśli. Obiektywnie nie była taka mała; sięgała mu do linii szczęki. Nie była też nastolatką. Ale jej żywe emocje, strach i niepewność oraz jakaś taka życiowa naiwność sprawiały, że postrzegał ją jako młodszą, niż była w rzeczywistości.

Z pewnością miała ze dwadzieścia kilka lat. Ale była pełna sprzeczności: buzia aniołka, bystre oczy, odważny ("wręcz niewyparzony", jak myślał) język, strach w duszy i apetyczne krągłości tu i tam.

Konglomerat wszystkich cech, które potrafią kobietę uczynić interesującą.
"I jednocześnie niebywale wkurzającą" — uśmiechnął się.

Widywał ją na podwórku, w bramie, czasem w oknie lub jako cień za firanką. Uśmiechała się bez entuzjazmu, mijając go, ale nie próbowała zagadywać.

Rozstali się wtedy chłodno. Ona zażądała zwrotu klucza, on kategorycznie odmówił. Nie przeraziły go groźby, które zaczęły wypływać z jej ust. Uśmiechnęła się niepewnie, nie wiedząc chyba, jak zareagować na takie zwykłe "nie".

Sekrety praskiej kamienicy / w trakcie / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz