8.

26 10 11
                                    

Gdy przyszła, wyglądała równie ładnie, jak chwilę wcześniej. I tak samo podniecająco. Obrzucił ją spojrzeniem pełnym podziwu. Niewiele zakrywający ręcznik zamieniła na dżinsy i T-shirt. Z bosymi stopami, bez makijażu i z luźno puszczonymi włosami, których pasma pod wpływem wilgoci kręciły się  wokół twarzy i opadały na plecy i ramiona, wyglądała młodo, słodko i swojsko. 

„Jak typowa »dziewczyna z sąsiedztwa«" — pomyślał. 

Nie widział już w niej lafiryndy z drugiej strony Wisły. W tej chwili w jego oczach pasowała do tego mieszkania. Do kamienicy. Do niego... 

Z wrażenia aż potrącił dłonią kubek i zaklął, na szczęście tylko w myślach, widząc, że, rozkojarzony, o mały włos a rozlałby kawę. 

Izabella usiadła przy stole, vis-a-vis Aleksa. Kiwnęła głową:

— Doceniam, że chciałeś mnie poinformować o chęci skorzystania z gabinetu. I życzę sobie, żebyś tak robił nadal. Niedawny incydent nie może się powtórzyć... — zawiesiła głos. 

A on pomyślał, że chciałby takich powtórek jak najwięcej. Choć oczywiście uśmiechnął się i przytaknął:
— To był niefortunny przypadek — podkreślił. — Wróciłem późno, a musiałem coś jeszcze zrobić. Byłem zmęczony. W gabinecie jest kanapa...

***

Nie chciała polubić Szefu. Tłumaczyła sobie, że on zachowuje się tak, jak wszyscy inni faceci: pokazuje przynależną męskiemu rodowi wyższość i siłę, przedkłada swoje interesy nad jej potrzeby i całkowicie lekceważy te ostatnie. 

„Nie on jeden — myślała. — Tacy są. Dlatego trzeba się bronić przed nimi. Bo potrafią być niebezpieczni". 

Jednemu takiemu uwierzyła przed paroma laty, że jest inny, i dotąd odbijało jej się to czkawką. Serdecznie wtedy znielubiła męski ród i przestała ufać jego przedstawicielom. Ale teraz, siedząc na wprost sympatycznie uśmiechającego się mężczyzny, który rozczulał ją widokiem potarganej podczas snu fryzury, i patrząc mu w oczy, nie potrafiła go znielubić.

Już pierwszego dnia, gdy popatrywała na niego z okna, spodobał się jej. Było w nim coś... nieuchwytnego... coś, co obudziło uśpione trudnymi przeżyciami libido. Ku jej zdziwieniu; bo miała wrażenie, że pozbyła się seksualnych upodobań na długo. A może nawet na zawsze? 

Co prawda okazało się, żeSzefu postawił na swoim w kwestii drzwi; a później przyszła ta noc pełna strachu, gdy zobaczyła go ze świecą dymną w  korytarzu. Teraz już się nie bała. Sama nie rozumiała dlaczego? Przecież wie, co widziała, a on niczego jej nie wyjaśnił, poza nieśmiertelnym „to nie tak, jak myślisz". 

Mało tego; mimowolnie i wbrew zdrowemu rozsądkowi, zaczęło budzić się w niej zaufanie do chmurnego i tajemniczego „sąsiada". A dziś rano, widząc, jak bardzo wygłodniałym wzrokiem ją obrzucił, pomimo przestrachu i zawstydzenia mimowolnie poczuła zadowolenie. 

„No co, nadal jestem młoda i mam potrzebę podobania się — myślała. — Mimo wszystko..."

W tej chwili Szefu spokojnie pił kawę i popatrywał na nią z nieukrywanym pragnieniem. Znała to spojrzenie. W czasie pobytu we Włoszech i Wielkiej Brytanii wielokrotnie zmagała się z takimi i jeszcze gorszymi reakcjami na swoją urodę. W końcu, nieświadomie, albo całkiem celowo, choć naiwnie, opuściła gardę i jedno gorące spojrzenie ciemnych oczu prawie doprowadziło ją do zguby.

„Cudem się uratowałam" — myślała.

Podobała się wielu. Nic dziwnego, że temu Szefu również. Już bardziej zaskakujące było, że on jej również. Nawet bardzo.

Sekrety praskiej kamienicy / w trakcie / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz