9.

29 7 4
                                    

Senna mara znów przeniosła ją w przeszłość. Jak wielokrotnie w ostatnich latach. Izabella postępowała więc ścieżką wspomnień, zagłębiając się coraz dalej i dalej.

Znowu tonęła. Bezapelacyjnie. Bez pomocy. Po cichu, jak Ikar na obrazie Bruegla. Nikt nie rozumiał. Wszyscy patrzyli na nią z zazdrością albo pogardą.

— No co ty? Nie żartuj. Trafił ci się prawdziwy książę z bajki, a ty co? Masz zamiar wybrzydzać? — mówiły zazdrosne koleżanki modelki. Od rodziców zaś usłyszała:

— Dziecko, nie wydziwiaj. Prawdziwy książę, bogaty, przystojny. Uprzejmy, z pozycją. Przy takim to sama się ustawisz, a i rodzinie pomożesz...

Oszołomiona, ujęła wyciągniętą rękę księcia-diabła i poszła za nim. W ciemno. Do raju, który ostatecznie okazał się piekłem.

Początkująca modelka i prawdziwy włoski conte. Później dowiedziała się, że Vittorio nie przysługuje tytuł książęcy; że jest z ważnej, ale jednak bocznej gałęzi rodu; że „conte" oznacza nie księcia, lecz hrabiego. I że formalnie już od ponad siedemdziesięciu lat we Włoszech nie ma arystokracji, a rody szlacheckie tytułuje się jedynie grzecznościowo.

Nieporozumienie wzięło się ze sposobu, w jaki mówiły o nim dziewczyny z agencji. A ona, znając arystokrację jedynie z filmów i książkowych romansów, bez chwili wahania przyjęła to miano i sama zaczęła je stosować wobec Vittorio.

Naiwna dziewczyna i stary wyjadacz. Niedoszła studentka pierwszego roku i właściciel wielu rodzinnych... a w zasadzie rodowych... przedsiębiorstw; między innymi agencji modelek, w której Izabella odbywała roczny staż, wygrany w konkursie młodzieżowego pisma „Red lipstick". Cóż mogło ich różnić jeszcze bardziej?

Sama właścicielka agencji nakazała jej wtedy wyjść na salę i potowarzyszyć jednemu z gości. Izabella nie wiedziała, kim tak naprawdę jest ten pociągający mężczyzna w eleganckim garniturze, który przesłał jej „do rąk własnych" bukiet czerwonych róż i butelkę najdroższego szampana oraz odręcznie napisany liścik, zapraszający do towarzyszenia mu przy kolacji.

Spojrzała w czarne, błyszczące oczy, zobaczyła drapieżny uśmiech kapryśnie wygiętych warg i poczuła silny magnetyzm, jaki wręcz bił od Vittorio, bo tak jej się przedstawił. I przepadła.

Nigdy wcześniej nie przysiadała się do nieznajomych, choć koleżanki robiły to często, a szefostwo agencji popierało takie praktyki. Nigdy nie spędziła nocy z mężczyzną poznanym parę godzin wcześniej. Nigdy nie zakochała się tak „na ament", jak niegdyś mawiała jej już nieżyjąca babcia.

A teraz tak. Rzuciła studia, pracę, dom i została, jak to określała w rozmowach, partnerką dojrzałego faceta, rezygnując z własnego życia i pozwalając jemu decydować o wszystkim, co robiła.

Najpierw było cudownie: romantyczne kolacje, wieczorne schadzki, wypady do różnych miast, nie tylko włoskich. Czuła się przy Vittorio jak królewna. Wchodzili do najdroższych, markowych butików i wybierali wszystko, co im się podobało.

„Co się podobało Vittorio" — sprecyzowała.

Mężczyzna w tak uroczy sposób przekonywał Izabellę, żeby pozwoliła mu wybrać, w czym najchętniej by ją zobaczył, że nie miała sumienia mu odmawiać.
Szczególnie że wybierane przez niego rzeczy oszałamiały wyglądem, materiałem, ceną. Nosiła na pokazach stroje sygnowane przez najlepszych projektantów. A teraz miała je na własność...

Rozpieszczał ją. Bywało, że budził Izabellę pocałunkiem w rzymskim apartamencie, kolację jedli w Wenecji a następnego poranka wybierali się na zakupy do Paryża.

Sekrety praskiej kamienicy / w trakcie / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz