05 - So sick

75 9 13
                                    

Przemierzając zatłoczone ulice Seulu, ogarniała nas cisza. Mogła być kojąca, jednak zdecydowanie niezręczna w tamtym momencie. Po pierwsze dlatego, że Jake dowiedział się, gdzie mieszkam. Po drugie mógł z uśmiechem na ustach powiedzieć, że wiszę mu przysługę, a po trzecie, i o zgrozo, to było zdecydowanie najgorsze, ponownie przebywaliśmy w swoim towarzystwie. Jak na złość do nosa wbijał się jego zapach. Słodki unosił się w środku, choć wymieszany z cudownym zapachem psiego futerka, powodował, że na chwilę poczułam się jak dawniej.

Layla trącała mnie nosem, abym przypadkiem nie zapominała jej głaskać. Kiedy zapięłam pasy, od razu moja ręka powędrowała za jej ucho. To właśnie tam znajdował się czuły punkt. Od razu zostałam nagrodzona szerokim uśmiechem.

— Zawsze cię lubiła — powiedział w końcu Sim, gdy przystanęliśmy na czerwonym świetle. — Miałaś rękę do zwierząt.

Zignorowałam jego słowa. Nie chciałam wdać się w dyskusje. Nawet jeśliby miała dotyczyć najbardziej trywialnej sytuacji. Wiedziałam, że to tylko przyniosłoby nam zgubę.

— Wciąż jesteś zła?

Milczałam. Choć tym pytaniem podniósł mi ciśnienie. Odwróciłam wzrok na obraz zza boczną szybą. Futurystyczne budowle seulskich biurowców były zdecydowanie ładniejsze niż namolne spojrzenie ciemnych oczu chłopaka. Tak sobie wmawiałam.

Jake westchnął głośno, a potem skręcił w prawo. To była nasza ostatnia prosta do kampusu. Pożegnałam się z psem i wzięłam torbę do ręki. Layla polizała wierzch dłoni, a potem zaskuczała, jakby prosząc, bym została dłużej. Niestety byłam spóźniona i to cholernie, bo aż o dwie godziny.

— Też cię lubię — powiedziałam do psa, chcąc wyraźnie zaznaczyć, że nigdy nie skieruję ich do siedzącego artysty. — Ale muszę iść. Już wyjątkowo jestem spóźniona.

Suczka kolejny raz zaskuczała, a potem zawinęła się w kłębek i schowała pysk pod ogonem. Szybko chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Sim chciał coś powiedzieć, jednak go ubiegłam.

— Dzięki za podwózkę. Oby to był ostatni raz.

Nim odpowiedział, zamknęłam drzwi i wbiegłam na schody. Nie odwracałam się, nie chciałam napotkać jego spojrzenia. Nie słyszałam tego co krzyczał, gdy wysiadł z samochodu. Tak naprawdę mało mnie to interesowało.

Na zajęciach poznawałam się z wykładowcami, tematem i osobami, które tak jak ja, zainteresowane były sztuką budownictwa. Parę razy odbyłam ciekawą rozmowę, a nawet zajęłam przydzielone mi miejsce. Na ostatnich zajęciach, którymi okazała się architektura współczesna, przysiadł się do mnie chłopak, którego wcześniej nie widziałam. Choć możliwe, że po prostu nie zwróciłam na niego uwagi, pochłonięta świeżo dostarczaną wiedzą.

— Tutaj jest wolne? — zapytał barytonowym głosem.

Uśmiechnęłam się i zabrałam torbę z sąsiedniego krzesła. Chłopak usiadł i od razu się przedstawił. Okazało się, że ma na imię Jongseong, ale znajomi wołają na niego Jay.

— Też nie jesteś stąd? — zapytał, szkicując ścianę, o którą zostaliśmy poproszeni. Używał dość drogich przyborów i był bardzo szczegółowy.

— To aż tak widać?

— Masz inne spojrzenie na to, co przedstawiają wykładowcy.

Uniosłam brew do góry, a potem pociągnęłam rysikiem po swojej ryzie. Z początku nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, ostatecznie skupiłam się na zadaniu.

— Przepraszam, jeśli cię obraziłem.

— Tylko trochę — odpowiedziałam. — Ale tak, nie jestem stąd. Moi rodzice są Koreańczykami, więc wróciłam do kolebki własnego rodu.

Stronger than I was | Sim JakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz