08 - Next to you

62 8 11
                                    

Tak, jak podejrzewałam, Jay'a nie było na uczelni. Nie wiedziałam, o której wrócił do domu. Dziwnie pusto było bez niego. W dodatku ciągle martwiłam się o Sim'a, który stojąc w tym progu, wyjątkowo źle wyglądał. Około jedenastej godziny dostałam informację od Jay'a, że Jake wyjdzie koło dwudziestej godziny. Odpisałam, że przyjadę po sąsiada, biorąc klucze z jego mieszkania. W międzyczasie wróciłam do domu, wyprowadziłam Laylę, poprosiłam Bang Chan'a o pozostanie z suczką ostatni raz i przygotowałam się do wyprawy po Sim'a.

Szpital jak zawsze był taki sam. Ponure miejsce, o charakterystycznym zapachu, w którym przebywali inni ludzie. Sim czekał przy głównym wejściu, ubrany w luźny dres, który wyraźnie wskazywał, że niedawno został wypisany. Pomimo zmęczonego wyrazu twarzy, uśmiechnął się szeroko, jakby nic poważnego mu się nie stało. Przewróciłam oczami, cały Sim. Kiedy podeszłam bliżej, zauważyłam lekką opuchliznę na jego twarzy i bandaż na nadgarstku, co sprawiło, że zaczynałam się zastanawiać, czy naprawdę wszystko z nim w porządku?

Jake machnął energicznie, a potem próbował rozciągnąć ręce, jakby chciał zademonstrować, że jest w pełni sił.

— Nic mi nie jest, serio. To tylko drobiazg.

Jego beztroski ton brzmiał, jakby to było jedynie lekkie przeziębienie, a nie coś, co wymagało wizyty w szpitalu. W jego głosie wyczułam nutę samozadowolenia, jakby próbował zbagatelizować to, co się wydarzyło.

— Ludzie nie mdleją z powodu drobiazgów.

Sim nie skomentował tego, tylko poszedł w kierunku parkingu, gdzie stał jego samochód. To właśnie on poprosił, abym wzięła kluczyki, które przy wejściu mi odebrał.

— Nie powinieneś prowadzić — skarciłam chłopaka.

Na jego twarzy pojawił się grymas. Uważał, że dałby sam radę. Szybko przejęłam kluczyki, wiedząc, że nie powinien teraz kierować samochodem. Jake wzdychnął, udając zrezygnowanie, ale wiedziałam, że jest mu to na rękę.

— W sumie to lepiej, bo mogę się zdrzemnąć — odpowiedział, próbując utrzymać swój lekki ton, choć widać, że jest wyraźnie zmęczony.

Ruszyliśmy w drogę, a Jake rozluźnił się na siedzeniu pasażera. Wziął do ręki i okrył się kurtką, którą miał rzuconą na tylnym siedzeniu. Głowę oparł o szybę, zamykając oczy.

— Dzięki, że po mnie przyjechałaś — rzucił ze skruchą. — Serio, to tylko głupi wypadek, nic wielkiego.

Chciałam mu odpowiedzieć, że jesteśmy kwita jeśli chodzi o podwózki. Wiedziałam, że członkowie grupy są na próbie, więc nie mogli go odebrać. Poza tym cały dzień na uczelni czułam się okropnie, mając świadomość, że Sim leży w szpitalu. Jednak milczał, siląc się tylko na subtelny uśmiech.

W ciszy, która między nami zapadła, od czasu do czasu spoglądałam na niego kątem oka, upewniając się, że wszystko jest w porządku. W powietrzu unosił się jednak niepokój, bo choć Jake starał się to bagatelizować swój przypadek, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to było coś więcej niż drobiazg.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a w kabinie samochodu rozlewała się złota poświata. Jake trzymał jedną rękę na kolanie, drugą nonszalancko opierając na oparciu swojego fotela. Siedziałam obok, ze wzrokiem utkwionym w drogę, starając się ignorować narastające w powietrzu napięcie.

— To gdzie właściwie mieszkasz? — jego głos przerwał ciszę. Wydawał się lekki, ale wiedziałam, że to nie była pierwsza próba, aby wyciągnąć ode mnie więcej informacji.

Stronger than I was | Sim JakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz