Rozdział 7

93 7 0
                                    

Olivier

Od spędzenia nocy w domu Is minęły dwa dni, a ona dalej nie dała mi odpowiedzi na moją propozycję. Bałem się, że pytając ją o to jedynie się zbłaźniłem. Nie wiedziałem, co tak naprawdę sobie o mnie pomyślała, a tak bardzo chciałbym wiedzieć. Dalej nie potrafiłem rozkminić, co takiego miała w sobie ta dziewczyna, że ciągle chciałem być przy niej, chronić ją przed całym złem tego świata i sprawiać, że będzie szczęśliwa, bo jej uśmiech był jedną z piękniejszych rzeczy jakie kiedykolwiek widziałem.

Na samą myśl o dziewczynie zrobiło mi się gorącą. Pot niekontrolowanie oblał całe moje ciało.

Wiedziałem, że nie mogłem pozwolić sobie na zauroczenie się w niej chociaż możliwe było, że już tak się stało. Ale nie mogłem. Musiałem to od siebie odtrącić i traktować ją jedynie jako przyjaciółkę. Nie mogłem zaoferować jej nic więcej nawet jakbym chciał. Oprócz udawania pary, bo to byłoby korzystne dla nas obu. Chociaż bardziej dla mnie.

Byłem pojebanym, egoistycznym nastolatkiem.

Pierdolę to. Chciałem tego. Chciałem, a raczej potrzebowałem tego bardziej od wszystkiego. Potrzebowałem jej. Potrzebowałem jej w moim życiu. Chociaż może nawet nie jej, ale świadomości, że należy do mnie, że jest moja. Może to ja chciałem do kogoś należeć, a ona po prostu była jedyną osobą, która mogła być nade mną i mną rządzić.

Pochyliłem się nad biurkiem, aby wziąć z niego pistolet i kilka naboi. Możliwe, że nie powinienem trzymać broni na wierzchu, ale zdanie mojego ojca miałem daleko w dupie. I tak nikt do mnie nie przychodził, więc nie trzeba było się obawiać, że ktoś ją znajdzie. Władowałem do pistoletu naboje i włożyłem go do tylnej kieszeni spodni. Opuściłem pokój i skierowałem się na strzelnicę znajdującą się w naszym domu. Zbiegłem po schodach do piwnicy, bo właśnie tam znajdowało się upragnione pomieszczenie.

Przygotowałem wszystko i stanąłem na jednym z miejsc, z których można było strzelać. Wyciągnąłem pistolet i przygotowałem się do strzału do tarczy, na której powiesiłem obrys człowieka. Zmrużyłem oczy i nacisnąłem spust.

Pierwszy strzał, później kolejny i kolejny.

Po wystrzelaniu całego magazynku odłożyłem pistolet na blat i pilotem przybliżyłem do siebie tarczę. Każdy strzał okazał się trafny. Zresztą jak zwykle. Uniosłem kącik ust i zacząłem po sobie sprzątać.

Pozwoliłem wypłynać ze mnie wszystkim negatywnym emocją. Czułem się wolny. Tak jakbym jeszcze chwilę temu nie potrafił przestać myśleć o pewnej blondynce. Opadłem na krzesło i ukryłem twarz w dłoniach. Nie mogłem tyle o niej myśleć, ale nie potrafiłem tego kontrolować.

– Co jest, młody? – jak przez mgłę dotarł do mnie głos ojca, który nagle przypomniał sobie o tym, że nim był i postanowił być dla mnie miły.

– Nic – odburknąłem i dla niepoznaki wstałem z krzesła i chwyciłem w dłoń swój pistolet.

– Olivier – zagrzmiał mniej przyjaźnie – widzę, że coś cię trapi.

Czyli zechciał bawić się w opiekuńczego tatuśka. Nie ze mną te numery.

– No to chyba powinieneś udać się do okulisty – prychnąłem. – Bo nic mnie nie trapi – wzruszyłem ramionami i chwyciłem klamkę z zamiarem wyjścia zanim tata wpadnie na pomysł jakiejś głębszej rozmowy.

– Nie odzywaj się tak do mnie – po jego głosie poznałem, że był zły i delikatnie przesadziłem. – Wiem, że jest ci trudno po stracie brata, ale taka jest rzeczywistość w mafijnym świecie.

– Nie mów o nim.

– Olivier...

– Nie, po prostu nie chcę o tym gadać. Nic się nie dzieje, więc możesz zostawić mnie w spokoju. Idź pracować jak przez większość mojego życia, a ja zajmę się sobą tak jak wiele razy mi kazałeś. Przygotuj mi towar, który mam rozdać – dorzuciłem chłodno.

This Devil Came HereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz