11. Śmierć jednego z nas

7 1 6
                                    

Max

W momencie, gdy stanąłem na krawędzi dachu wieżowca, widok miasta rozciągającego się pod moimi stopami był oszałamiający. Światła nocne migotały jak gwiazdy w oddali, ale wszystko, co mogłem myśleć, to jak beznadziejna jest moja sytuacja. Czułem, jak uczucie bezsilności narasta we mnie, a myśli o moim życiu, które wydawało się być jednym wielkim nieporozumieniem, przysłaniały wszystko inne.

Carol i Emma stały z boku, każde z nich w różny sposób zmagało się z tą misją. Carol, z wyrazem obojętności na twarzy, pilnował, żeby nikt z naszej ekipy nie zbliżał się za bardzo. Emma stała z boku, jej twarz była zmartwiona, ale także pełna determinacji. Wiedziałem, że obie miały swoje własne powody, dla których uczestniczyły w tej akcji, ale w tym momencie dla mnie liczyła się tylko jedna rzecz – koniec.

W moim ręku trzymałem mały nóż, którego ostrość czułem przy każdym jego dotknięciu. To była ostatnia rzecz, jaką miałem w planach – chociaż teraz moje myśli były już w chaosie. Chciałem zakończyć to wszystko, znaleźć sposób, by uwolnić się od bólów, które mnie dręczyły. Miałem dość życia w ciągłym poczuciu winy i bycia przeszkodą.

Podeszłem bliżej krawędzi dachu. Czułem chłód wiatru, który smagał moją twarz, a stąd wszystko wydawało się być takie odległe, jakbym mógł rzucić się w przepaść i zniknąć w ciemności. W głowie miałem tylko jeden myśl: zakończyć to teraz, zanim będzie za późno.

– Max, co ty robisz? – Carol krzyknął, jego głos przeszył nocne powietrze. Był wyraźnie zdenerwowany, ale nie mógł nic zrobić, by mnie powstrzymać.

Zamknąłem oczy na chwilę, próbując zebrać myśli. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, a dłonie zaczynały się pocić. Wyciągnąłem nóż i spojrzałem na niego z determinacją. Wiedziałem, że mogę to zrobić, że mogę znaleźć w sobie odwagę, by zakończyć ten koszmar.

Nagle, poczułem, jak ktoś mocno chwyta mnie za ramię. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Emmę. Jej wyraz twarzy był pełen przerażenia, ale także czegoś, co było bliskie desperacji.

– Max, nie! – krzyknęła, jej głos drżał. – Proszę, nie rób tego!

Próbowała mnie odciągnąć, ale nie mogłem pozwolić, by mnie powstrzymała. Wiedziałem, że nie mogę dalej ciągnąć tego życia, które było dla mnie tak okrutne.

W tym momencie, zbyt pochłonięty własnymi myślami, nie zauważyłem, że Carol zaczyna się zbliżać, próbując w jakiś sposób pomóc. Jego ręce dotknęły mnie, próbując wytrącić nóż z mojej ręki, ale byłem zbyt zdeterminowany.

Nagle, coś w mojej głowie się załamało. Czułem, jak moje siły opuszczają mnie, jakbym już nie miał energii do walki. Poczułem, jak łzy zaczynają napływać mi do oczu, kiedy zdałem sobie sprawę z bezsensu mojej decyzji. Emma i Carol były teraz moimi jedynymi połączeniami z rzeczywistością, a ich starania, by mnie uratować, zaczęły docierać do mnie.

Chciałem krzyknąć, powiedzieć im, jak bardzo się myliłem, ale tylko stałem tam, z nożem w ręku, niezdolny do działania. Emma, widząc, że walczę z sobą, przytuliła mnie mocno, próbując mnie uspokoić. Jej ciepło i bliskość były dla mnie jak iskra nadziei, której szukałem.

Carol, widząc, że sytuacja jest krytyczna, usiłował odebrać nóż i w końcu udało mu się go wyrwać z mojej ręki. Kiedy poczułem jego dotyk i wsparcie, poczułem się, jakbym na chwilę wrócił do rzeczywistości. Opadłem na kolana, a nóż spadł na ziemię z cichym brzękiem.

– Nie musisz przechodzić przez to sam – szepnęła Emma, jej głos pełen łez i troski.

Zrozumiałem wtedy, że chociaż życie było pełne bólu i trudności, wciąż miałem ludzi, którzy się o mnie troszczyli. W tej chwili poczułem, jak moje serce, mimo że zranione, zaczyna na nowo bić. Miałem w sobie jeszcze trochę siły, by stawić czoła temu, co przyniesie przyszłość, zwłaszcza że miałem przy sobie osoby, które były gotowe mi pomóc.

To Tylko Kolce: Mafia - rany cięte Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz