XI (Aiden, listopad 2023) - część I

48 6 57
                                    

Z racji tego, że rozdział wyszedł dłuższy niż zwykle, przedzieliłam go na dwie części - można je przeczytać ciągiem, albo w dogodnym czasie :) 

---

Aiden spaceruje po zamku.

Zbliża się południe, na zewnątrz wieje okropny wiatr, ciemne niebo zwiastuje deszcz. Paskudna pogoda nie przeszkodziła jednak matce chłopaka w zaciągnięciu strażnika, z którym zwiedzała Stolicę, na kolejną wycieczkę. W okolicy znajduje się klasztor, podobno najstarszy na całym świecie.

Aiden grzecznie odmówił, kiedy Julia zaproponowała, by wybrał się z nimi, ale powoli zaczyna żałować tej decyzji. Obszedł wszystkie korytarze, po których wolno mu się poruszać, już dwa razy. Za trzecim podejściem próbuje policzyć poustawiane na parapetach świeczki, ale szybko traci rachubę. Przystaje przed jednym z okien i przez chwilę wpatruje się w krajobraz, a potem przesuwa wzrok na ogarki. Nie dostrzega żadnych drobin magii.

Nie jest to zaskakujące, ale i tak czuje się nieco rozczarowany. I coraz bardziej znudzony. Po sześciu dniach treningu Aletta zarządziła przerwę. Dziś jej nie widział; podejrzewa, że dziewczyna odpoczywa w swoim pokoju. Vince'a spotkał rano, przypadkiem, ale dowódca też nie znalazł dla niego czasu. Powiedział tylko, że do siedziby zakonu wybierają się dwaj lordowie z Kraju Lilii i córka jednego z nich, i że będzie musiał im towarzyszyć. Nie wydawał się zachwycony tą perspektywą.

Aiden cicho wzdycha i podejmuje wędrówkę. W tej części korytarza wiszą gobeliny, stare i dość paskudne. Krzywi się do straszliwych i rozdziawionych paszczy wyhaftowanych na nich potworów. Trochę obawia się, że ktoś go nakryje, powstrzymuje się więc przed odgrywaniem roli rycerza, który ścina im łby.

Chociaż, jak dotąd, nie napotkał nikogo. Jakby pogoda sprawiła, że wszyscy, którzy przebywają w zamku, porzucili swoje zadania i zamknęli się w komnatach. Myśl o teatrze jest tak kusząca, że nastolatek rozgląda się uważnie – i upewniwszy się, że nadal znajduje się tu sam, sięga po wyimaginowany miecz i zaczyna rozpłatywać stwory. W głowie układa przeróżne, patetyczne kwestie. Stara się też naśladować ruchy, jakie podpatrzył na placu treningowym. Aletta nic nie mówiła, żeby w najbliższym czasie czekała go edukacja z tego zakresu. Na razie skupiają się na tym, by Aiden nie wariował na widok srebrnej magii. W siedzibie zakonu znajduje się sporo zaklętych przedmiotów, nad którymi unoszą się drobiny. Mimo iż nie są tak silne jak te, które napotykał w Kraju Lilii, i tak z początku sprawiły mu kłopot. Z każdym dniem jednak radzi sobie coraz lepiej.

Zabawa tak go zajmuje, że nie zauważa, że na rozwidleniu nie skręcił w lewo, a w prawo, i dopiero po dłuższej chwili orientuje się, że znalazł się na korytarzu, na którym nie powinien przebywać. Ale tu też nikogo nie ma, a jedne z drzwi są uchylone. Aiden przez chwilę się waha. Nie chce jednak, by ktoś go tu nakrył – mógłby ściągnąć na siebie bądź Alettę i Vince'a kłopoty. Wycofuje się więc.

I na kogoś wpada.

Zamiera. Przełyka ślinę i stara się przywołać na twarz najbardziej rozbrajający uśmiech, jaki potrafi. Kiedy jednak odwraca się, od razu dociera do niego, że żadne wymodelowane gesty na nic się nie zdadzą.

Tuż za nim stoi Aletta. Aiden robi krok do tyłu. Dziewczyna przyciska do piersi książkę. Rękę, którą ją trzyma, ubraną ma w sięgającą do łokcia rękawiczkę. Dodatek ten, mimo iż kolorystycznie pasuje do jej eleganckiej koszulki z krótkim rękawem, sprawia nieco dziwne wrażenie – w siedzibie zakonu jest ciepło, nawet odrobinę za ciepło. Aiden jednak nie ma czasu zastanawiać się nad damską modą.

– Niech zgadnę – odzywa się Aletta z lekką kpiną w głosie. Kąciki jej ust uniesione są jednak ku górze. – Zgubiłeś się.

– Nie do końca – mamrocze chłopak. – Znaczy tak, zagapiłem się i skręciłem nie tam, gdzie trzeba. Można więc uznać, że nie znalazłem się tutaj specjalnie.

Opowieść o magii, która zniknęłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz