XII (Vincent, grudzień 2023)

80 7 142
                                    

Vince odkłada książkę na stolik, kiedy słyszy radosny głos przyrodniej siostry.

Matilde to przeurocza istotka żądna wiedzy. To całkiem normalne w jej wieku – ma cztery lata – i o ile dowódcy zazwyczaj sprawia radość odpowiadanie na niekończące się ,,po co", ,,dlaczego" oraz ,,jak", teraz pytania nieco go przytłaczają. Kojarzą mu się z Aidenem. I z tym, że kiedy wyjeżdżali z Księstwa Lwów, chłopak żadnego nie zadał.

Vince czuje nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy siostra do niego podbiega. Na szczęście nie jest zainteresowana poszerzaniem wiedzy. Wyciąga rączkę i chwyta go za rękaw podkoszulki. Z łobuzerskim uśmiechem na ustach zaczyna prosić go, by dołączył do zabawy. Urządziła podwieczorek dla lalek i ktoś musi im nalewać herbaty. Na to Vince przystaje. Nie powie, że rzeczywiście chętnie zamieniłby się miejscem z jakimś lokajem. I wypchnął kogoś niewinnego w paszczę lwa. Nie, nie wypchnąłby, doskonale wie, że nie. Nie mógłby. Za bardzo czuje się odpowiedzialny za wszystkich.

To go po trochu zjada, kiedy siada na dywanie i chwyta różowy czajniczek. I chwilę później, gdy serwuje drewniane ciasto na drewnianych talerzykach. Matka nienawidzi plastikowych zabawek. Może to lepiej. Takie mógłby przypadkiem zgnieść.

Vince stara się uśmiechać do siostry cały czas. Słucha. Próbuje się skupić. Jak nazywają się jej lalki? Kusia, Busia, Dusia. Matilde naśladuje każdą z nich piskliwym głosikiem i omawia ważne z ich punktu widzenia sprawy, takie jak zakup nowego domku czy konika.

Vince w pewnym momencie przeprasza siostrę i wychodzi na taras. Rano padało, więc płytki podłogowe, ściągnięte tutaj na specjalne zamówienie matki z Księstwa Złotych Łanów, upstrzone są niewielkimi kałużami. Przegląda się w jednej z nich. Oddycha. Powoli.

Okłamał Aidena wtedy, w siedzibie zakonu. Rana Aletty wcale nie była niegroźna. Od ataku, jaki nastąpił, minęły trzy tygodnie i dziewczyna nadal nie doszła do siebie. Wrócili do Księstwa Lilii pociągiem i Vince poprosił ją, by została w domu jego matki. Ava Ereni widziała Alettę co prawda dwa, może trzy razy, kiedy dowódca znajdował się w szpitalu, ale to wystarczyło, żeby ją polubiła. Bez wahania zgodziła się nią zaopiekować. Vince wiedział, że mama zdaje sobie sprawę, że jego prośba miała drugie dno.

Chce trzymać Alettę z dala od Stolicy, przynajmniej, póki oficjalne śledztwo zakonu Fidusa w sprawie ostatnich wydarzeń nie dobiegnie końca. Osłabiona dziewczyna, mimo zaprawienia w bojach, tych politycznych też, poległaby w starciu z wygłodniałymi harpiami. To jest, lordami. Alan von Irrito złożył oficjalne zażalenie do Najwyższego Przywódcy, choć ani nie stanowił celu ataku, ani włos mu z głowy nie spadł. Nie napisał, kogo właściwie oskarża, więc list okazał się mieszanką goryczy, narzekania i krytykanctwa. Parę razy jednak padło w nim nazwisko Aletty. Aletty, która musiała dać się zranić, by uratować Aidena. Chłopca, którego prawie nie zna. Który powinien być jej obojętny. Z chłodnego punktu widzenia jej życie jest o wiele cenniejsze niż jego.

Dowódca zaciska pięści, uświadamiając sobie, jak bardzo nienawidzi lorda Alana.

– Vince? Matilde mówiła, że chyba gorzej się poczułeś. Wszystko w porządku?

Młodzieniec lekko odwraca się i spogląda na lorda Marca Carusa, drugiego męża matki. Jej prawdziwą miłość. Chociaż, Ava chyba kiedyś kochała też ojca Vince'a, przynajmniej na samym początku. Odgania od siebie obraz Rudolfa; jest ostatnim, czego teraz potrzebuje.

– Trochę mi słabo z nerwów – przyznaje Vince.

Nigdy, pomimo wybitnych zdolności, nie potrafił okłamać Marca. Może to dlatego, że tamten ma taką szczerą twarz i przenikliwe oczy. A może to w podzięce za to, że Marc pokochał jego matkę taką, jaką była, i nigdy nie próbował jej zmienić.

Opowieść o magii, która zniknęłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz