X (Aleksander, listopad 1884)

55 7 85
                                    

Aleksander bierze z tacy kieliszek szampana.

Uśmiecha się do lokaja, który przygląda się mu uważnie. Mężczyzna jest wyraźnie zmieszany i chyba chce coś powiedzieć. Znajdują się w najbogatszym i najelegantszym domu w Stolicy, w którym nie wypada pojawiać się w nieodpowiednym stroju i stanie. Aleksander ubrał się nienagannie – to jego obandażowany nos i paskudne siniaki, jakie pojawiły się pod oczami, zapewne stanowią problem. Przywódca wygląda trochę jak panda, którą widział parę lat temu w zoo. Tyle że misiek sprawiał sympatyczne wrażenie i zarówno damy, jak i dzieci piszczały na jego widok zachwycone, na co młodzieniec liczyć nie może.

– Dziękuję – mówi do służącego po koszmarnej chwili, podczas której tamten stał w ciszy i wciąż się w niego wpatrywał.

– Proszę pana, ależ... – udaje się w końcu wydusić lokajowi, ale Aleksander już go nie słucha.

Przechodzi przez uchylone drzwi. W sali balowej zgromadzili się już wszyscy goście – specjalnie spóźnił się półtorej godziny, by mieć pewność, że dotrze ostatni. Ktoś już go wypatrzył i w ciągu paru sekund wszystkie rozmowy milkną. Przed rewolucją mawiało się, że kiedy zapada niespodziewana cisza, to jest to zasługa magii. Aleksander od zawsze uważał, że to rola charyzmy.

Unosi kieliszek w górę i wpatruje się, bez cienia wstydu, w gospodarza. To jeden z lordów Księstwa, gorący zwolennik rewolucji. Przywódca musi przyznać, że go lubi; ale to nie dla niego tutaj przyszedł.

Po pierwsze, musi podreperować reputację, nim Dawid Ereni wciśnie koronę na swoją paskudną głowę.

Po drugie, na tym przyjęciu bawi się Robert von Irrito. Aleksander dość szybko dowiedział się, że to on zaatakował go na rynku tydzień temu. Doskonale też wie, że napastnik rozpuścił na jego temat okropne plotki, przy okazji robiąc z siebie ofiarę.

– Pan Argenteus! – krzyczy gospodarz, przedzierając się przez tłum. – Już myślałem, że pan nie przyjdzie.

– Przepraszam za spóźnienie. Zajęły mnie ważne sprawy.

To nie jest kłamstwo, ale Aleksander na razie, choć widzi zaciekawienie na twarzy lorda, nie chce zdradzić nic więcej. Zapewnia starszego już mężczyznę, że wszystko wyjawi mu później, w myślach dodając, że nie tylko jemu. Potem daje się zaprowadzić do grupki wpływowych osób, które uprzejmie się z nim witają i powracają do przerwanej rozmowy o nowo zawartej umowie handlowej z krajem Róż. Aleksander, który ukończył ekonomię, bez trudu włącza się do dyskusji.

Tak celnie dobiera argumenty, że szybko zdobywa uznanie towarzystwa. Sięga po drugi kieliszek szampana (pierwszy dyskretnie odstawił i to samo zamierza zrobić z kolejnymi), przeprasza rozmówców i dołącza do rozchichotanych pań. Przy trzecim rozprawia ze starszym dżentelmenem o budowaniu karocy. Przy czwartym obraca się wśród bankierów, przy piątym wysłuchuje narzekań właściciela największej stadniny koni w Księstwie na ceny siana.

Przy dziesiątym wszyscy goście, poza Robertem von Irrito, należą do niego. Nikt tutaj nie dyskutuje o magii i jego wyglądzie – po chwilowym szoku omotani słowami arystokraci skupili się tylko na nich, ciekawi, co Aleksander ma jeszcze do powiedzenia. Nikogo już nie interesują pogłoski, jakie usłyszeli o młodzieńcu wcześniej.

Chwytając jedenasty kieliszek, przywódca leniwie się uśmiecha i spogląda na czającego się w rogu sali mężczyznę, który, pozbawiony ochrony drabów, nie wydaje się już taki pewny siebie. Na dodatek musiał zauważyć, jak łatwo młodzieniec owinął sobie wokół palca towarzystwo, co też gra na jego niekorzyść.

Opowieść o magii, która zniknęłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz