XVIII (Vincent, grudzień 2023)

49 5 175
                                    

Vince opatruje rękę Aletty.

Oczyszcza ranę najdelikatniej, jak potrafi. Stara się nie dotykać srebrnych i złotych żyłek, jakie pulsują naokoło rozcięcia. Nie patrzeć dłużej, niż to konieczne. Aletta tego nie lubi. W ich domu nie nosi rękawiczki, ale ciągle zdarza jej się chować rękę za plecami czy pod kocem. To wyuczony przez lata gest. Vince'owi nie pozostaje nic innego jak okazywanie Alettcie nieskończonej cierpliwości.

– Jesteś na mnie zły?

Vince sięga po bandaż. Nie do końca podobał mu się pomysł, żeby Aletta opuszczała pałac. Przekonała i jego, i Tristiana, że to tylko na chwilę, że Park Klonowy położony jest nieopodal, że pójdzie w towarzystwie strażników. Niechętnie, ale ulegli jej namowom. Doskonale wiedzieli, że potrzebowała pobyć chociaż chwilę sama.

Kiedy Vince zobaczył Alettę niecałą godzinę później – w towarzystwie przestraszonych zbrojnych i Rudolfa, uśmiechniętą od ucha do ucha i zaciskającą pokrwawionymi palcami sztylet, poczuł, że nogi się pod nim uginają. A gdy dodała, że spotkała Aidena i razem pokonali potwory i wyrwę, a na sam koniec jeszcze znaleźli kolejny przeklęty artefakt, musiał użyć całej siły, by nie omdleć z wrażenia.

Bez słowa złapał ją za dłoń i zaprowadził do swojego pokoju. Rudolf chciał ich zatrzymać. Młodzieniec nie zwrócił na niego uwagi.

– Aletto. – Vince kończy zawijać opatrunek. – Ostatnio pobiegłem pod płonący hangar. Chyba nie mam prawa oceniać tego, że zostałaś w parku. Szczerze mówiąc, zdziwiłbym się, gdybyś poszła ze strażnikami po dobroci.

– Poszłabym – Aletta gładzi w zamyśleniu bandaż – gdyby nie to, że magia powiedziała, że pomoże Aidenowi. W innym przypadku wyprowadziłabym go najpierw z parku.

Rozlega się pukanie do drzwi. Dziewczyna uśmiecha się niemrawo.

– Cóż, i tak dali nam dziesięć minut – szepce.

– Dokładnie to osiem – odpowiada Vince, wstając. – Patrzyłem na zegarek.

Na korytarzu, ku jego zaskoczeniu, czeka tylko Tristian. Na twarzy władcy błąka się zwyczajny, lekko kpiący uśmiech.

– Pogruchałyście już, gołąbeczki? – pyta Tristian. Poprawia nonszalanckim gestem puchaty, złoty kołnierz, jaki ma wszyty w swoim fioletowym szlafroku. To barwy Księstwa Zamieci. – Chciałbym porozmawiać chwilę z siostrą, Vince. Czeka na ciebie wuj. Zaraz do was dołączymy.

Młodzieniec kiwa głową i spogląda na Alettę. Nie przestała muskać palcami bandaża. Vince czuje, jak coś ściska go w sercu i wychodzi z pokoju. Na holu panuje taka cisza, że słyszy szum własnych, skłębionych myśli. Nie jest pewny, czy chce je rozplątać.

Przecina korytarz i przystaje na chwilę. Ma ochotę zatkać uszy dłońmi. Zamiast tego zaciska pięści i stara się oddychać głęboko. Spokojnie. Raz. Dwa. Trzy.

Oddech.

– Vince, wszystko w porządku?

Dowódca drga. Hałas znika. Marc. Marc pytał go o to samo niedawno. W półmroku nie czeka jednak lord Carus, tylko po stokroć przeklęty generał Viridis. Vince kiedyś nosił to nazwisko. Niekiedy za nim tęskni. Brzmi ładnie, to raz. Dwa – tak nazywało się parunastu dobrych ludzi. Chociażby dziadek. To był człowiek z zasadami, który, jak mało kto, przysłużył się Księstwu Lilii. Przy okazji roztaczał wokół siebie niesamowitą energię, ciepło i optymizm. Rudolf nigdy nie dorastał mu do pięt.

Myśli Vince'a znów zaczynają szumieć. Chłopak bierze kolejny oddech.

– Tak, wszystko w porządku.

Opowieść o magii, która zniknęłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz