rozdział 5

186 7 0
                                    

POV ISABELL:

gdy weszliśmy do rezydencji,will powiedział żebyśmy zostawili walizki w przedpokoju,więc tak zrobiliśmy.poprowadził nas do kuchni,gdzie siedział jakiś ogromny chłopak OGROMNY! spojrzał na nas przelotnie poczym wrócił do ekranu laptopa.will powiedział żebyśmy usiedli.więc tak zrobiliśmy.

-no se a ti,pero a mi no me gusta-(nie wiem jak ty, ale ja tego nie lubie)powiedziałam

-no juzgues tan a li ligera-(nie osądzaj tak od ręki)odpowiedział mi Issac

-es insolente-(jest bezczelny)

-hecho pero no jodido-(fakt,ale no kurwa)

-lo que quieres-(czego chcesz)

przerwał nam will

-zaraz dostaniecie jedzenie-mruknął

-nie jestem głodna-odpowiedziałam

-owszem kurwa jesteś-warknął Issac

-słowinctwo-powiedział jakiś lodowaty głos

poczym zabaczliśmy wchodzącego do kuchni dwóch facetów garniturach jedn miał czarne włosy(nasz szatanek) i czekoladowe oczy drugi zaś był brunetem z oczami jak góra lodowa.przeskakiwałam spojrzeniem między jenm a drugim aż w końcu zwróciłam sie do willa

-który z nich to mój brat?

-ja Isabello-odpowiedział znów ten lodowy głos,ruszył w strone miejsca u szytu stoły a ten drugi usiadł o jego lewej

-Izzy

-masz na imie isabell,z tego co wiem

-nie lubie swojego pełnego imienia

-w takim razie mamy problem bo będe cie tak nazywał

-to w takim razie wystarczy Isabell

a on w odowiedzi podniósł jedynie kącik ust.mój telefon wydał dziwięk świadczący o tym że ktoś dzwoni

-es sofia,estoy jodido-(to sofia,mam przejabane) mruknełam

brat posłał mi wspłczujące spojżenie,a ja westchnełam i odebrałam

-halo-zapytałam choć wiedziałam że ta rozmowa nie będzie miła.

Rodzina monet/bliźniakiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz